Analogia mnie naszła.
Ale najpierw : Taki długobrody już dowcip brzmiał mniej więcej tak:
„Leży sobie baca pod drzewem, żuje słomkę, pasie owieczki, popija piwo, aż tu zjawia się eleganckie auto, wysiada Pan
Konsultant i rozpoczyna rozmowę:
Baco, to wasze stado?
Ano moje.
Ale wy tu macie na oko prawie pięćset owiec, prawda?
Ano.
No to ja mam taką propozycję, że ja wam pomogę i dużo na tym zarobimy!
A po co?
No jak to po co?! Przecież to stado to tylko początek! Można szybko rozmnożyć!
A po co?
No jak to po co, nie widzicie, baco tej szansy? Jak już będzie ze dwa tysiące owiec to założymy dwie inne firmy, jedna
będzie się zajmowała strzyżeniem, druga eksportem, a trzecia…No ale po co?
No żebyśmy, baco, zarobili dużo pieniędzy i żebyście już nic w życiu nie musieli robić, tylko mogli się położyć pod
drzewem w słoneczku, skubać słomki, popijać piwo…”
A Ojciec mój, któremu zdarzyło się pomieszkiwać za czasów młodocianych w Krakowie opowiadał, jak po większym zanietrzeźwieniu, tuż przed świtem, złapali dorożkę. (I tak: to był TEN „zaczarowany dorożkarz: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Kaczara”).
Z całego towarzystwa trzeźwy był koń, a co więcej, wiedział dokąd iść. Klienci spali, furman spał, bydlę szło…
Sto lat i bimbalion dolarów zainwestowane w Teslę zajmuje nam dojście do innego rozwiązania takiego samego problemu: Jak to zrobić, żeby wszyscy mogli z gąsiora pociągnąć i nikt nie musiał prowadzić. A wystarczy wóz drabiniasty nawet i szkapa, co wie dokąd zawieźć.
W Tesli wygodniej, szybciej, bezpieczniej, czyściej i w ogóle, ja wiem. Ale cel ten sam. ;-)