Witajcie,
Zapewne nie jedna/jeden z Was chciała/chciał kiedyś zrzucić wagę. Ja również zaliczam się do takich osób. Było kilka prób mojej walki z lekką nadwagą. Niestety wszystkie okazały się porażką. Aż do czasu...
Zdjęcie z pixabay.com
Pewnego dnia w moje ręce wpadła książka "Schudnij z kaizen". Jest to bardzo ciekawa lektura, w której autor opisuje swoją drogę do wymarzonej sylwetki. Generalnie kładzie on nacisk na to, aby nie stawiać sobie wielkich, wygórowanych celów, tylko malutkie. Jak osiągniemy pierwszy, to przechodzimy do kolejnego, potem do następnego i do jeszcze jednego, aż poprzez te małe cele dojdziemy do tego dużego. I tak też się stało u mnie.
Kiedy po drugim porodzie zostało mi kilka dodatkowych kilogramów, postanowiłam się zabrać za siebie. Tym razem jednak przeanalizowałam mój cel ogólny - schudnięcie. Rozpisałam sobie na kartce co dokładnie chcę osiągnąć, co mi w tym przeszkadza, i co mogę zrobić, aby to zmienić.
Mając w pamięci wspomnianą książkę, rozłożyłam mój cel nadrzędny na czynniki pierwsze. I wiecie co się okazało, że nie walczę już z utratą wagi, tylko ze słodyczami. Tak więc zaczęłam wyrabiać w sobie nawyk nie jedzenia słodyczy. Nad biurkiem powiesiłam tabelkę, w której zakreślałam co wieczór na zielono lub czerwono jedną kratkę (o budowaniu nawyków napiszę oddzielny post). Po pięciu tygodniach, gdy w tabeli nie było już koloru czerwonego, przeszłam do kolejnego punktu z mojej listy - eliminacji cukru. Oczywiście również małymi krokami. Najpierw zaczęłam słodzić o pół łyżeczki mniej. Gdy to już mi nie przeszkadzało, ponownie zmniejszyłam ilość używanego cukru o pół łyżeczki. Czynność tą powtarzałam jeszcze dwa raz, aż nie miałam już z czego rezygnować ;) i mogłam przejść do kolejnego kroku.
Oczywiście, aby nasz podejmowany wysiłek miał sens należy dokonywać pomiarów kontrolnych. I tak też było u mnie. Wybrałam sobie jeden dzień w tygodniu, w który zawsze po przebudzeniu, mierzyłam się i zanotowywałam wyniki do stworzonej tabelki (mam ją do dziś). Później częstotliwość pomiarów zmieniła się z cotygodniowych na comiesięczne.
W powyższy sposób schudłam 15kg w przeciągu roku i ważę teraz mniej niż przed pierwszą ciążą. Czy uważam to za mój sukces? Oczywiście, że tak :)
A Wy jak myślicie, czy jest to dobra metoda? Ja sądzę, że tak. Uważam również, że jest ona na tyle uniwersalna, że można zastosować ja również w innych dziedzinach życia.
P.S. Tekst zgłaszam do inicjatywy TemaTygodnia.
Skoro kaizen tak dobrze działa, to już boję się pomyśleć co by zrobił lean z odchudzanymi ;) Wszak (nomen omen) szczupłe zarządzanie.
Wydaje mi się, że można to podpiąć pod lean, ale musieliby się wypowiedzieć specjaliści w tym temacie ;)
ufff
całe szczęście, że nie mam takich wyzwań ....
Ja na szczęście też już nie ;)
Rozpoznanie problemu, samodyscyplina, działanie. :)
Pochwalę się, że mi udało się wyeliminować podjadanie wieczorami i wprowadzić porządne śniadanie. Kwestia przestawienia.
Super :)
Wuut zerknij mój post, dokładnie to samo napisałem swoimi słowami. Nigdy nie czytałem tej książki, sam sobie wytworzyłem taki standard i to jest klucz do sukcesu.
Pomysl stawiania malych celow mozna uzywac w kazdej dziedzinie zycia. Realizacja ich daje nam satysfakcje i pomaga okreslic prawidlowy kierunek.
Bardzo dobry post!!!
W zupełności się z Tobą zgadzam, małe cele są dobre w każdej sprawie, a duże potrafią zniechęcić. Dzięki za docenienie :)