Współcześnie na koncertach znanych artystów muzyka zaczyna powoli schodzić na dalszy plan. Najważniejsze wydaje się być show i cała otoczka (w założeniu towarzysząca temu, co do przekazania ma artysta). Z jednej strony stawia się na skandale (Gorgoroth, Rammstein) z drugiej zaś puszcza się oczko do publiczności w subtelny sposób, co ma wspólny cel - sprawić u odbiorcy poczucie, że w ten sposób przeżywa ona cały koncert jeszcze bardziej emocjonalnie.
To, że niemiecki przedstawiciel cięższych brzmień Rammstein szokuje publiczność swoimi koncertami na całym świecie wiadome jest nie od dziś. Podczas ostatniej trasy, która zahaczyła o Chorzów, a w przyszłym roku zatrzyma się na PGE Narodowym w Stolicy, zespół nie zamierzał zmieniać swoich przyzwyczajeń i tak publiczność zgromadzona w Moskwie mogła zobaczyć całujących się gitarzystów, co miało na celu poparcie LGBT (w Polsce skończyło się tylko na przekazie werbalnym). Oczywiście momentalnie serwisy w całej Europie "podłapały" ten temat. Szczerze powiedziawszy wolę mimo wszystko, żeby zespół szokował w taki sposób, a nie strzelając ze sztucznego penisa, co zdarzyło się na koncercie w Łodzi, w którym uczestniczyłem 8 lat temu. Wtedy wydawało mi się to całkiem świetnym pomysłem, człowiek jednak z wiekiem dorasta i dziś sam pomysł bardziej żenuje niż powoduje ekscytację. Przynajmniej w moim przypadku.
Gorgoroth jako przedstawiciel black metalowej sceny, która zasłynęła w latach 90. m.in. serią podpaleń kościołów w Norwegii lub też jak kto woli zabójstwami lub samobójstwami członków zespołów reprezentujących ją, koncertując w Polsce też wywołał niemałe zamieszanie. 1 lutego 2004 roku w krakowskim studiu telewizyjnym na Krzemionkach grupa zagrała koncert z myślą o zarejestrowaniu go na DVD. "Scenografię" tworzyły cztery krzyże, do których "przybito" dwie nagi modelki oraz dwóch modeli umazanych oczywiście w ulubionej cieczy blackmetalowców czyli krwi. Oprócz tego na scenie znalazło się miejsce dla nabitych na kołki baranich łbów oraz ich wnętrzności. Po koncercie ruszył proces w wyniku którego przedstawiciel organizatora musiał zapłacić grzywnę. Cztery lata później, 9 czerwca 2008 roku koncert ukazał się na DVD pod nazwą Black Mass Kraków 2004 Oczywiście rozumiem, że to wizja artystyczna, że jest wolność przekazu, że to element wyreżyserowanego spektaklu, czym bronią się sami artyści w wywiadach czy nawet przed sądami. Pytanie brzmi czy tylko w taki sposób można wypromować swoje wydarzenie - szokując w taki sposób?
Moim zdaniem, nie. Jako przykładem na świeżo posłużę się amerykańską legendą ostrego grania Metalliką, otóż podczas trasy Hardwired Tour wymyślili oni w ramach przerwy w koncercie zabawę nazwaną Kirk's and Rob's doodle. Na czym ona polega? Otóż basista grupy Robert Trujillo, który na ten czas przejmuje także obowiązki wokalisty wraz z gitarzystą Kirkiem Hammettem wykonują utwór związany z krajem, w którym występują - podczas ubiegłorocznego koncertu w Krakowie mogliśmy usłyszeć Wehikuł Czasu grupy Dżem, wczoraj na koncercie w Warszawie usłyszeliśmy Sen o Warszawie Czesława Niemena. Do tego w ubiegłym roku można było usłyszeć m.in. w Pradze ikonicznego Jożina z Bażin (oryg. Ivan Mladek Banjo Band), w Londynie Killers z repertuaru Iron Maiden, a w Oslo legendarny przebój Take on Me grupy A-ha. Domyślać się można, że wykonanie niektórych kompozycji szczególnie w innym języku niż angielsku mogło sprawiać i sprawiało Trujillo kłopot, a dla ortodoksyjnych słuchaczy mogło zostać odebrane nawet jako parodia. Jednak docenić należy fakt, że środowisko zespołu zadało sobie trud żeby znaleźć jakieś np. polskie utwory, które u nas w kraju są rozpoznawalne, a muzycy, że przygotowali wersję muzycznie jak najbliżej pierwowzoru.
Efekt? Każdy mógł przeczytać w mediach społecznościowych, na portalach internetowych czy obejrzeć w telewizji informacje o tym, że zespół Metallica sięgnął po Dżem przed rokiem, a wczoraj po Niemena. Taki malutki trik marketingowy powoduje, że każdy koncert staje się unikatowy, a słuchacze wychodząc z koncertu mają wrażenie, że uczestniczyli w czymś wyjątkowym. Nie zdarza się zbyt często, że zagraniczny zespół koncertujący w naszym kraju wykonuje polski utwór, nawet jeśli jest elementem koncertu "z przymrużeniem oka". Z pewnością jednak wczorajszy koncert, jak i ubiegłoroczny spowodowały, że Metallikę w polskich mediach zobaczyli nie tylko fani cięższych brzmień, a także osoby na co dzień słuchające zupełnie innej muzyki.
Poniżej zapis z Krakowa:
Sen o Warszawie:
!tipuvote 3
This post is supported by $0.88 @tipU upvote funded by @grecki-bazar-ewy :)
@tipU voting service: instant, profitable upvotes + profit sharing tokens | For investors.