Podszedłem do dziwacznych rękawic które niedawno mnie ogłuszyły, jak to powiedział Aragrax, celowo... Tak chciały...
Schyliłem się by je podnieść. Były równie ciężkie co poprzednio...
Począłem szarpać z całych sił.
-No co jest do jasnej...- nie zdążyłem dokończyć.
Nagle przestały cokolwiek ważyć. Przewróciłem się na plecy, a jedną z rękawic wyrzuciłem wysoko w powietrze pod wpływem szarpania.
Leżąc przyglądałem się jak spada wprost na mnie... Upadła na brzuch. Zgiąłem się w pół pod wpływem bólu.
-Co tu się dzieje do diaska!!??- wykrzyczałem wściekły- Podłe śmieci...- wymierzyłem kopniaka w drugą rękawice.
Prawie połamałem sobie palce u nogi... A złośliwy przedmiot ani drgnął...
Usiadłem rozeźlony rozmasowując już trzy bolące miejsca na ciele...
-Co z was za podłe cholerstwo!!- przekląłem.
-Hahahaha. Spójrz jaki imbecyl- usłyszałem w głowie męski głos...
-Jest zabawnie durny, ale nie bądźmy dla niego złośliwi, mieliśmy mu pomóc- odpowiedział głos kobiecy...
-Co tu się u diaska dzieje... Czy wszyscy traktują mój umysł jak jakieś miejsce schadzek i pogaduch!!??- wykrzyczałem ze złości.
-A jak mam bałwanie rozmawiać skoro jestem zaklęty w rękawicy... Na migi?...- odpowiedział głos męski- Mówiłem Sokolemu Oku, że to jakiś pajac i nie warto mu pomagać, a ty się uparłaś.
-Jak zwykle przesadzasz, nie bądź złośliwy.- rzekł głos damski.
-Skoro wszyscy bez zaproszenia siedzicie w mojej głowie i gderacie sobie w najlepsze, nie pytając mnie o zdanie, to chociaż żądam wyjaśnień, co tu się u licha wyprawia!!??- uspokoiłem się nieco.
Nastała kompletna cisza. Zaczęła boleć mnie głowa (bynajmniej nie od wcześniejszego uderzenia), a w uszach zaczęło piszczeć.
Na niebie pojawił się ogromny czerwony okrąg. Następnie w jego wnętrzu, poczęły kreślić się niezwykłe, nieznane mi symbole.
Wyglądało to fantastycznie, a jednak napawało grozą...
Krąg zabłysnął i zniknął, a na jego miejscu pojawiła się wyrwa w niebie, czarna jak smoła...
Z wnętrza wyleciał gigantyczny śmieciak. Spadł w jezioro na środku polany, wychlapując całą wodę i ryby, które do tej pory żyły sobie w błogim spokoju. Dziura w niebie zniknęła.
-Wprost cudownie... Dlaczego w pobliżu nie ma żadnego smoka, gdy go potrzeba?- pomyślałem głośno.
Śmieciak w kilku krokach znalazł się przy mnie, wykonał zamach ogromnym ramieniem, uderzył mnie i odrzucił na kilkanaście metrów. Upadłem tracąc dech...
-Nie drażnij się z nim, tylko wkładaj nas i zacznijmy zabawę- rozbrzmiał męski głos.
Spojrzałem na rękawicę leżące obok gigantycznego śmierdziela...