Rano około godziny 7mej była pobudka, nie wolno było nie wolno było już spać. Pierwszą czynnością było wyniesienie paraszy. Z brzękiem kluczy otwierały się drzwi. Okazywał się strażnik i dwóch aresztowanych chwytało za beczkę i wynosiło na korytarz, drzwi zamykał a następnie odnosiło się tę paraszę do pomieszczenia gdzie był dół i wylewało się, a następnie powracało się do celi. W pierwszym dniu mego pobytu jako ostatniemy który przybył do tej celi tą czynność musiałem wykonać. Następnie w godzinach rannych nie wiem która to mogła być godzina gdyż nikt z nas nie miał zegarka. Przynosili chleb. Każdy otrzymał pajdę to jest około 300 gram , a następnie hipiatok. W prawdzie nie mieliśmy garków i żadnego naczynia ale jakieś stare menażki dali nam., a czasami nawet z jednego naczynia dwóch piło. Po południu otwierały się drzwi, a było to już wcześniej słychać gdyż na korytarzu słychać było przeciągania baniaków. Każdy podchodzi i wlewano każdemu chochlę zupy około 400 gram. Była to zupa tak zwana „bałanda” – było w niej parę łup z rozgotowanych ziemniaków i więcej nic. Każdy był zadowolony jeżeli mu się popadło trochę więcej tych łup. Początkowo ciężko było mnie się do tych warunków przyzwyczaić jak również do tego jedzenia, ale nic na to nie można było poradzić. Jak się zorientowałem to był między nami prawdopodobnie ksiądz, paru nas Polaków, a najwięcej Ukraińców, gdyż nie bardzo chcieli przyznawać się. Przez cały dzień przeważnie siedziało się a od czasu do czasu chodziło się dookoła pomieszczenia gęsiego. Nie wolno było śpiewać ani hałasować gdyż jak trochę głośniej było na celi to zaraz strażnik pukał do drzwi i uspokajał. W drzwiach było małe okrągłe okienko Tz. „Judasz”. Przez to okienko dość często zagląda strażnik odsłaniając go tak cicho, że nie było słychać. W razie jak coś zauważył to natychmiast otwierał drzwi i tego kogo nakrył stawiał go pod ścianą nie wolno mu było usiąść albo zabierał do karceru. Karcer był to jak mi mówili którzy tam byli gdyż na szczęście tą przyjemność mnie ominęła, było to pomieszczenie nieduże betonowe, że tylko można było stać czasami mokre i to w stroju Adama. Jeżeli było to mniejsze przewinienie to zabierał strażnik do mycia ubikacji i korytarzy. Wszystko zależało od strażnika humoru i przyczepiał się do byle czego. Długo w tej celi nie siedziałem.
Dnia 18/19 marca w nocy kiedy wszyscy spali otworzyły się drzwi od Celi i ukazało się dwóch strażników. Jeden wyczytał moje nazwisko i kazał ażebym się ubierał. Ubrany to jest w marynarce spodniach i butach nie zasznurowanych gdyż sznurówek jak wspominałem zabrano – prowadził mnie jeden strażnik na drugie piętro do pomieszczenia w którym siedział w mundurze NKWDzista za biurkiem. Strażnik który mi do tego pomieszczenia wprowadził sam wyszedł. Przez jakąś chwilę stałem tak jakby nie zwracał uwagi. W pomieszczeniu było ciemno tylko nad biurkiem był lampa a on nie spostrzegawczo zaglądał na mnie, a można powiedzieć stałem nieruchomy tylko twarz zwrócona na niego. Jak się później okazało był to śledczy nazwiska jego nie pamiętam. Po chwili zaświecił górne światło w pomieszczeniu i zaczął prowadzić rozmowę i wypytywać się. Kazał mi się przyznać skąd i kto mi dał broń, jakie nasze zadanie było i dokąd my się udawali oraz kto jeszcze do naszej organizacji należy. Następnie powiedział, że on już wszystko wie gdyż koledzy wszystko wyjawili. Obiecał jak ja powiem prawdę i podam nazwiska dowódcy i kolegów należących i podpiszę zeznania to obiecuje że natychmiast będę wolny i będę mógł jechać do Polski. Widząc że ja do niczego się nie przyznaję i na wszystkie jego pytania że o niczym nic nie wiem a broń posiadłem jeszcze za czasów niemieckich gdzie kupiłem od Włocha w celu samoobrony przed napadami ukraińskich band UPA na Polaków i żadnego planu nie mieliśmy zawezwał drugiego śledczego do pomocy. Po przybyciu drugiego we dwójkę zadawali na przemian pytania. Widząc że ja do niczego się nie przyznaję zaczęli mnie okładać gdyż tylko się dało kolbami pistoletów, co jakiś czas przerywając myśląc, że po takim biciu przyznam się. Powtarzając kilkakrotnie taki system i nie mogąc nic ode mnie wydusić nad ranem zmaltretowanego kazano strażnikowi mnie zabrać. Strażnik zabierając mnie do piwnicy zatrzymując mnie przy strażniku pełniącym służbę w piwnicach. Sam zaś poszedł do tej celi w której siedziałem – nr 9 – zabrał pozostawione moje rzeczy to jest naczynia z którego jadłem, łyżkę drewnianą oraz jakąś część z pozostawionej odzieży. Przyniósł mi i ponownie zaprowadził mnie na drugie piętro tylko nie w tym skrzydle gdzie było pomieszczenie śledczych i biurowe lecz do skrzydła gdzie znajdowały się cele. Przy celi nr 54 gdyż był taki numer przy drzwiach zatrzymał mnie otwierające masywną zasuwę oraz kluczem otworzył celę wpychając mnie do niej i zamykając za mną drzwi. Cela była o wymiarach około 2x2m posiadała umywalkę , muszlę ustępową kaloryfer oraz w górze okno na którem był korz to jest zasłona z desek odchyloną przez które można było zobaczyć parę metrów nieba i nic więcej, oraz żarówka w ścianie która dawała słabe oświetlenie w celi. W tej celi byłem sam wiec na podłodze rozścieliłem się chcąc się położyć, ale z bólu nie mogłem zasnąć. Nie długo tak mogłem leżeć gdyż zbliżyła się 6 godzina kiedy już nie było można leżeć.
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 20/25 - need recharge?)