Fazioli, który targał ze sobą na nieomal każdy koncert.
Możdżer, jo i Lars w 2013 r., po koncercie z Zoharem Fresco, w Małopolskim Ogrodzie Sztuki.
Ani się obejrzałam, a stuknęło nam już ponad dziesięć lat wspólnej muzycznej podróży (tym razem zajmuję, bez protestu, miejsce po stronie pasażera i podziwiam maestrię jazdy :P). Pamiętam dokładnie, kiedy pierwszy raz go usłyszałam - na audycjach muzycznych prof. T., który chciał się pochwalić kolegami ze szkolnej ławy, tworzącymi świetne, nie przeczę, trio akordeonowe (Motion Trio, aby być dokładnym). Zapuścił nam więc słynne Preludium e-moll, niejakiego emigracyjnego gruźlika, z koncertu na Targu Węglowym w Gdańsku. Prowadzący zajęcia nie dał nam w spokoju posłuchać, dywagował bez końca o tym jak to chłopcy grali kiedyś Bacha pod Mariackim, a teraz mają najdroższe, włoskie instrumenta. Kiedy wziął oddech, skorzystałam z okazji i zapytałam o tego tam w kącie, przygarbionego pianistę. Byłam jakby w tunelu, nie docierały do mnie ani trzy akordeony, ani paplanina profesora, słyszałam tylko rzucane od niechcenia, z bezbrzeżną subtelnością, ale i odpowiednią dozą zuchwalstwa, poćwiartowane frazy, fundujące nieomal mistyczne doznania.
Szybko po moim pytaniu prof. T., któremu już zawsze będę wdzięczna, zaoferował mi przegranie płyty z chopinowskimi impresjami. No i się zaczęło. Fascynacja Możdżerem była jak grom z jasnego nieba, z tym, że trwała - przez te kilka lat zgromadziłam zdecydowaną większość jego płyt, byłam na, niestety, tylko dwóch koncertach, z pełnym zaangażowaniem propagując jego twórczość wśród znajomych - pożyczając i rozdając albumy. Wstyd się przyznać, zwędziłam nawet ołówek, którym posługiwał się na scenie - do dzisiaj przechowuję go ze szczególną starannością. To, co z perspektywy mojej starości jest nieco zabawne to fakt, że w czasach nastoletnich słuchanie Możdżera było moim priorytetowym kryterium matrymonialnym - jeśli któryś nie doceniał geniuszu, czekało go skreślenie z listy oczekujących. :P
Łupy pokoncertowe.
P.S. Wkrótce pewnie ukaże się lista bardzo osobista z najlepszymi, wg mnie, albumami/ścieżkami Leszka. Nie teraz, bo to zbyt duża odpowiedzialność jak na wtorkowy poranek (zmarnowany, na domiar złego, w wirtualnym dziekanacie).
Muszę Cię zmartwić. Mamy już czwartek ;)
Ups. XD Teraz już nawet piątek. :P