Przemka i Martynę poznałem na fejsbukowej grupce zrzeszającej autostopowiczów z Polski, którzy akurat przebywają na Islandii. Przemek ogłosił chęć wybrania się na "łestfjordy" i szukał chętnych chcących dołączyć do wycieczki. Niedawno odwiedziłem jedynie skrawek tego regionu, wciąż jednak większość ów wyludniającego się obszaru czekało, aż postawię na nim stopę. Wahania nie trwały długo i już kilka dni później, w pożyczonej, czarnej Hondzie Accord, mkneliśmy na północ - ku nowemu lądowi.
Vestfirðir, czyli zachodnie fiordy Islandii to jeden z najrzadziej zaludnionych obszarów wyspy. Na tych ponad 20 tysiącach kilometrów kwadratowych mieszka mniej niż 7000 ludzi, choć jeszcze na początku wieku XX była to liczba co najmniej dwukrotnie większa. Mieszkańcy uciekają stąd pomimo, że można tutaj znaleźć najwyższe klify całej wyspy i jedne z najbardziej spektakularnych krajobrazów, jakie oferuje Islandia. Aczkolwiek piękno idzie w parze z dość nieprzyjaznymi warunkami pogodowymi (nawet jak na ten kraj). Zamykanie głównych dróg dojazdowych do miast w czasie zimy czy wiosny jest na fiordach zachodnich czymś na porządku dziennym.
Opowieści o klifach wielkości wieżowców szczególnie rozbudzały naszą wyobraźnie w czasie tej kilkugodzinnej drogi na zachodni cypelek Islandii, choć ja po drodze odsypiałem jeszcze nockę, którą spędziłem w pracy. Tuż u samych wrót regionu krajobraz zaczyna się robić coraz ciekawszy, jakby coraz masywniejszy i agresywniejszy, by po kilku godzinach jazdy zupełnie hipnotyzować swoimi gargantuicznymi kształtami.
Kontynuując podróż wzdłuż fiordów dotarliśmy do jednego z najciekawszych opuszczonych obiektów, które skrywa Islandia. Jest to wrak statku Garðar BA 64. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest to najstarszy statek na Islandii - powstał w 1912 roku w Norwegii, a na Islandii znalazł się po II wojnie światowej. Pierwotnie służył do połowu wielorybów, w późniejszym etapie łowiono na nim głownie śledzie. W 1981 roku został uznany za niebezpieczny do użytkowania i pozostawiony na mieliźnie, gdzie powoli niszczeje do dzisiaj. Nie omieszkaliśmy z wielką satysfakcją przeczesać każdy możliwy zakamarek statku, a do oglądania było niemało. Pordzewiały metalowy kadłub i maszty statku ciekawie kontrastowały, lub raczej uzupełniały się z surową przyrodą okolicy.
Droga na południowo-zachodni kraniec Vestfirðir jest dość wymagająca i nie pozwalała jechać naszej Hondzie szybciej niż 20-30 km/h. Kraniec ten był naszym głównym celem na dziś, a nosi on nazwę Látrabjarg. Słynie z monumentalnych klifów, które są domem dla tysięcy maskonurów, a zarazem rajem dla fotografowania tych niezwykłych ptaków. Podobno latem miejsce te jest domem dla nawet 5 milionów latających stworzeń. Islandczycy od pokoleń praktytują tutaj specyficzne spuszczanie się na linach w dół klifu, by podbierać jajka maskonurów na poranną jajeczniczkę. Dzięki temu wyuczonemu tradycyjnie sposobowi poruszania się po klifach, islandzcy farmerzy bohatersko uratowali w 1947 roku dwunastu brytyjskich rozbitków, którzy roztrzaskali się u podnóża klifów.
Klif rozpościera się na 12 kilometrów, i ma prawie 450 metrów wysokości. Wybraliśmy się na krótki hiking wiodący przy samej przepaści, mając nadzieję na zaobserwowanie choć kilku maskonurów. Na próżno - prawdopodobnie już dawno stąd odleciały, lub po prostu przyszliśmy o złej porze dnia. Nie tylko my ich tutaj oczekiwaliśmy, spotkaliśmy conajmniej kilku fotografów ze specjalistycznych sprzętem, z których jeden czekał w tym miejscu kilka godzin. Teraz mamy przynajmniej powód, by tam wrócić! Látrabjarg nie potrzebował jednak maskonurów, by zachwycić swoim pięknem. Widok w dół klifów zapierach dech w piersiach każdemu, bez wyjątku. Nawet zawiedzionym fotografom.
Pierwszy dzień odkrywania Vestfirðir powoli zbliżał się do końca. Gdy wracając z do auta złapał nas deszcz, powoli zaczynało zmierzchać. Postanowiliśmy jednak wrócić do głównej trasy objeżdżającej fiordy i nocować bardziej na północy, tak, by następnego dnia mieć więcej czasu. Dojechaliśmy w nocy do kolejnych gorących źródeł o nazwie Pollurinn, jednak były one okupowane przez Islandczyków raczących się w środku zimnym piwkiem. Rozbiliśmy się na dziko nieopodal, a kąpiel w źródełkach przełożyliśmy na poranek.
Dla lepszej jakości zdjęć polecam przeglądać post na steempeak.com :)
Te chałupki małe, częściowo w ziemi są zamieszkane przez ludzi czy tylko dla turystów?
To była jakaś kanciapa obok domu :) Ale takie domki też można znaleźć na wyspie i są raczej stare,
Kolejny świetny materiał!
Oh!
Congratulations @saunter-pl! You received a personal award!
Click here to view your Board of Honor