Witam.
John Carpenter to legenda kina grozy. "Coś" do teraz obok m. in. takiego "Lśnienia" Kubricka jest powszechnie uznawane za jeden z najważniejszych horrorów w dziejach. Nie mniej jednak pomimo całej dosyć sporej listy dzieł wielkich na swoim koncie, mistrz w końcu utracił swoją formę i jednym z dowodów na to jest jego ostatnie dzieło zatytułowane "Oddział".
Sam film przedstawia historię młodej dziewczyny o imieniu Kristen, która po podpaleniu domu w tajemniczych okolicznościach, zostaje zamknięta w oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego, w którym ludzie giną lub znikają.
Fabuła... ostatecznie jest piekielnie przekombionowana i to mocno, scenarzyści wciągnęli się w "Wyspę Tajemnic" za bardzo i równie mocno w tematykę osobowości mnogiej i stworzyli na tej podstawie scenariusz kompletnie poplątany, co widać w ostatnim akcie dzieła, choć wcześniej jest lepiej - ot, przyjemny horrorek, z całkiem wartką, choć przewidywalną akcją.
Aktorsko jest solidnie (wcale nie za chodzi mi tu o urodę bohaterek), realizacyjnie jest poprawnie, zdjęcia są ok, praktycznie nic tutaj pod tym kątem tyłka nie urywa. No cóż... pozostało podstawowe pytanie - czy warto obejrzeć "Oddział"? Na nudny wieczór można... ale nie ma co oczekiwać cudów, to już nie jest ten sam Carpenter, co dawniej.
Oceny na FilmWeb nie najlepsze, ale dla Amber chyba warto się "poświęci" :))