Mieszkają w kuchennej ścianie. W samym środku. Poprzedni właściciele wybili dziurę na ujście pieca. Jak wybili, tak zostało. Na środku rura, dookoła pustka. Coś tam zaklajstrowali. Tym wystarczy, jak jest.
Kot nie wejdzie – za wysoko. Innym ptakom - za ciasno. Dla wróbli - w sam raz. Zimą rura grzeje. Latem – nie przeszkadza.
Kiedyś myślałem, że to my wstajemy wcześnie. Nieprawda. Piąta trzydzieści – wchodzę do kuchni - cała rozświergotana. Szmery, trzaski, ćwierkanie. Zimą ciemno, latem jasno, a w kuchni „ćwir, ćwir, ćwir”.
Nawet dobrze się złożyło. Wcześniej mieszkaliśmy na ostatnim piętrze w blokowisku. Dach usłany grzybkami wywietrzników. W każdym jakieś gniazdo. Z kratek wentylacyjnych nieustannie dolatywało do nas krakanie i piski. Duże ptaszyska.
- A skąd Mikołaj wie, że my jesteśmy grzeczni?
- Ptaszki mu mówią. Słyszysz? Cały czas tam siedzą za kratkami i patrzą, słuchają, a potem dają znać Mikołajowi. „Eudoksja nie chciała się umyć. Mortadela nie sprząta pokoju. Onufry rzuca jedzeniem.” Mikołaj wszystko wie. Wszystko mu powiedzą…
Pierwszy raz wchodzimy do nowego (z nazwy)… ćwir, ćwir, ćwir.
- Szłyszycie? Mówiliśmy Wam, ptaszki słuchają. Tutaj też są!
Proste, a działa.
Siedzimy na podwórzu. Przy śmietnikach. Narysowałem na ziemi wielkie koło patykiem. Rzucamy kto, trafi większą ilością kamyków do środka. Całe stadko przygląda się nam z góry. Jeden na kablu z prądem, jeden przy wylocie rury. Dwa rozsiadły się na płocie. Kolejne przy kominie. Rzucamy, zbieramy, rzucamy. Co któryś raz jakiś wróbel się poderwie. Podleci. Sprawdzi, czy to aby nie chleb. Wciąż kamień. Trzeba by im karmik zbudować. Wody trochę wystawić.
Zapomniałem już ile frajdy z takimi małymi przybłędami.
Gdzieś w wieku Mortadeli – siadaliśmy z kuzynami na babcinym fotelu i oglądaliśmy przez okno gołębie. Wpierw babcia uchylała lufcik – tak wtedy, każde okno miało coś takiego - wyciągała wielką torbę kaszy i sypała wzdłuż parapetu.
Po chwili zlatywał się tłum.
Jeden bez nogi, drugi z drutem na szyi, trzeci i czwarty białe jak śnieg. Kilka zwyczajnych. Czarny, diabli, bez oka. Skakały, dziobały, a my po drugiej stronie szyby wykrzykiwaliśmy w emocjach, czym się który wyróżnia.
Karmienie gołębi było obrzędem. Wydarzeniem. I codziennym obowiązkiem. Potem jakoś straciły na pi-a-rze. Dzisiaj gołąb to zwykle synonim latającego szczura. Brud, zarazki, poszły precz! Przecież to byli nasi towarzysze. Wypadało ich karmić, martwić się nowymi ranami, wszystko przez szybę, ale jednak… Myślę sobie czasem, że ta zmiana zaczęła się z plastikowymi oknami. Nie masz lufcika i pyk… niewygodnie kaszą posypać, szkoda czasu, pieniędzy i jeszcze te choroby. W telewizji mówili. W gazecie pisali.
Wróblom się upiekło. Tak trochę. Tak nie za bardzo. Nikt ich zdaje się nie oczerniał. Po prostu w blokach zabrakło dziur. Spółdzielnie tynkują, ocieplają. Wrona na dachu – nie poradzisz, ale wróbel… wróbel nie wejdzie. Miejsca brak.
Podobno ich populacja spadła w miastach o ponad czterdzieści procent. Może w blokach. Bo u nas..U nas tłoczno. U nas gwarno. U nas nieustannie głośno. Takie małe, a słychać jakby ich tam armia siedziała.
Druga rodzinka mieszka w krzywo zamurowanym okienku łazienkowym. Trzecia przy kominie. Stary dom. Stos niedoróbek. Wszystko ćwierka cały rok.
Parzysz poranną herbatę – ćwir, ćwir, ćwir.
Myjesz zęby przed snem – ćwir, ćwir, ćwir.
Odsłaniasz roletę – siedzi drużyna na kablu, kręci głowami, zagląda ci do środka. Ćwir, ćwir, ćwir. Zjadłeś już to śniadanie? Jesz jeszcze? A dużo tych okruchów się zebrało? Pewnie dużo? Was dużo, nas dużo. No chyba tego nie wywalisz tego do sterylnego pojemnika? Prawda?
Przydałby się lufcik. Poczucie winy narasta. Bez karmnika, bez lufcika. No szuja ze mnie taka.
I jeszcze kamyki na podpuchę rzucają!
- Co robisz tata?
- Rozbieram paletę.
- A po co?
- Na drewno?
- A po co?
- A zbudujemy ptaszkom domek.
- A po co? Przecież mieszkają w ścianie.
- To taka kuchnia bardziej będzie. W sumie jadalnia.
- Dzień dobry … a słyszał Pan co się stało z … - sąsiad stanął za płotem.
Znikąd przyszedł. Nigdzie nie idzie. Okazało się ostatnio, że mamy wspólnych znajomych. I teraz nagle o nich właśnie. Była i nie ma. Nie żyje.
- Ale jak to, przecież młoda taka, zdrowa… - wierzyć się nie chce. Nie no, to straszne jest.
- Ja więcej nie wiem. Ot tyle, słyszałem, tak Was zaobaczyłem, przypomniało mi się. Myślę sobie zagadam, może Pan coś wie. Słyszał... no znaliście…
- Nie, ja pierwsze od Pana… straszna wiadomość.
Od człowieka, do człowieka idzie strach, żal, zaskoczenie. Przecież gdyby się uprzeć, to mógłbym nawet być i jej ojcem. Wcześnie bardzo bym zaczał, ale technicznie możliwe. Jak tak nagle, ktoś tak i … znika. Za szybko. Za krótko. Wszystko pięknie. Praca, rodzina, zdrowie. Niepojęte. I nikt nic nie wie. Pogrzeb był, jakoś tydzień temu. Nie sposób nie myśleć. Trudno nie spytać.
P. ją znał. Duże miasto, a w sumie małe. P. pracuje gdzie pracuje. Nie tylko znał. Był nawet na miejscu. Wie co się stało i dlaczego się stało. Oficjalnie nic się nie stało. Nikt nie wie. Nikt matce nie powie. Wypadek.
P. mówi „było inaczej”.
W. ją znał. W. mówi „było inaczej”.
A. ją znał. A. mówi „było inaczej”.
Wszyscy wiedzieli. Niektórzy znali. Nikt nie wiedział. Teraz też wszyscy wiedzą. Nikt nie wie. Trudno się rozmawia. Półgębkiem. Po co pytałem? Nic bym zmienić nie mógł. Nie taka to była znajomość, ale … straszne. Tak obok, a człowiek by nigdy nie pomyślał.
Podobno tuż pod „facebookiem”, „onetem” czy „youtubem” kryje się cała mroczna sieć. Darknet. Narkotyki, przemoc, zło. Nie wiem, nie znam. Po prostu tam ma być jeszcze cały zły świat, o którym nic nie wiemy. Tuż obok, ale go nie widzimy. I nagle wrażenie, rzeczywistość też tak funkcjonuje.
Była, znało się… niby. Taki udany profil na facebooku. Z dziećmi o wróblach rozmawiasz. Z sąsiadem, przez płot, czasem. I że świat taki mały, a potem coś gdzieś zaskoczy, klikniesz albo zadzwonisz do kumpla i … lekko wystarczy poskrobać. Tyle się złego obok działo i nie masz pojęcia. Kanapki wcinasz, kuchnia ćwierka, a tam obok niedaleko brudno, czarno. Wszyscy wiedzą. Nikt nie wie.
I nie wiesz, co masz zrobić. My tu tak sobie... Powoli. Wesoło. Jak ktoś krzyczy, to żeby posprzątać pokój albo żeby się nie bili o jogurt. Bajki dobieramy, bo niektóre – to takie… nie to nie dla nich jeszcze. Po co im taki świat pokazywać. Jeszcze przyjdzie czas. Sami w jakieś bajce. Niby proza życia, ale poskrobiesz obok... Lepiej nie. Lepiej nie skrobać.
I jak długo się tak uda? Oby długo. Oby zawsze.
Piąta trzydzieści. Herbata z kubka paruje. Jeden siedzi na kablu. Zerka. Czeka. Obiecałem karmnik i co? I nie ma. A ja myślami daleko. Wierzyć wciąż mi się nie chce.
Zrobię, zrobię. Obiecuję. Tam już wszystko ćwierka. Trzeba budzić po naszej stronie ściany. Niech nam trwa ta bajka. Czasem zapominam, jak nam w niej niezwykle dobrze. Żeby tu nigdy nie było czego doskrobać. Strach taki. Taki znikąd strach… strach na wróble.
@tipu curate 3
Upvoted 👌 (Mana: 45/75) Liquid rewards.
Congratulations @staryeudoksji! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 900 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out our last posts: