Czyli widzisz w tym afirmację życia, swoiste carpe diem - nie marnuj swoich dni na ziemi? Skoro tak, to nie mam nic do zarzucenia.
Jednak obawiam się, że autorka mogła mieć na myśli to, że przeciętność jest zła i godna politowania, a godne podziwu są jedynie wyjątkowe jednostki.
A takie myślenie budzi mój głęboki sprzeciw. Uważam, że "normalność" to jest stan normatywny, do którego każdy z nas powinien dążyć i dąży. "Normalność" rozumiem jako szczęście, jako poczucie, że wszytko jest tak, jak powinno być - trudno (moim zdaniem) o przyjemniejsze poczucie.
Gdyby, z drugiej strony, każdy dążył do bycia tym wyjątkowym płatkiem śniegu (that special snowflake), to w istocie nikt by nim nie był.
Ważne, żeby odnaleźć szczęście i spełnienie. A to wszystko zależy od nas. Spełnionym może być ktoś, kto codziennie zdobywa laury i najwyższe szczyty, jak i ktoś ciężko pracujący na utrzymanie siebie lub najbliższych. Wszystko zależy od nastawienia.
Z drugiej strony, ktoś, kto jest nieszczęśliwy sam ze sobą, nie osiągnie tej "normalności", choćby codziennie robił coś niesamowitego i wyjątkowego.
God is in his heaven, all is right with the world
Pozdrowienia!