Dzień dobry! W końcu możemy to wykrzyczeć i mieć pewność, że wszyscy nas zrozumieją, ale… nikt nam nie odpowie. Niestety (albo stety), jesteśmy w Polsce już od 13 dni i na palcach jednej ręki jesteśmy w stanie policzyć akty życzliwości od obcych ludzi. Dobra, starczy! Nie będzie to post o marudzeniu i narzekaniu, przecież to nie w naszym stylu!
Zatem już w 100% oficjalnie, nasi Steemitowi przyjaciele, wróciliśmy! Dzień, który miał nigdy nie nadejść, pojawił się zupełnie znienacka i nas zaskoczył. Wysiadając na lotnisku w Krakowie 10 Grudnia, wciąż do nas nie docierało to, co właśnie zrobiliśmy. 11 miesięcy podróżowania: bez planu, bez sprzeczki, bez wypadków i złych wspomnień, minęło niczym trzaśnięcie drzwiami od auta. Ledwo z niego wysiedliśmy, a już z powrotem do niego wsiedliśmy. Coś niesamowitego! Tyle wspomnień, historii do opowiedzenia, przyjaźni no i zdjęć, gdzie, żeby wszystkie zobaczyć, potrzebowalibyśmy litry gorącej czekolady 😊
Jakie mamy pierwsze wrażenia?
No cóż, brzuchy w końcu zapełniły się polskimi smakołykami, za którymi tak bardzo tęskniliśmy. Uszy, palce oraz inne członki zaczęły nam odmarzać, co nas tylko utwierdziło w tym, że na dobre opuściliśmy strefę równikową, a krótkie spodenki zostały zamienione na cebulowy ubiór. No, ale w końcu „w domu” i co tu robić? No właśnie. Pierwsze co, to uzupełniliśmy braki żurku w żołądkach i poszliśmy się wyspać po przygodach na lotniskach w Rzymie i Cancun. A było to tak:
Wróćmy zatem do Meksyku. Choć na chwilkę. Znów jest cieplutko, a klimatyzacja włączona na 24 stopnie przyjemnie chłodzi. Pakujemy plecaki, kupujemy najsmaczniejsze zestawy obiadowe, a za ostatnią gotówkę bilety autobusowe na lotnisko. Czy coś może pójść nie tak?
No cóż… Zanim jednak dojedziemy do lotniska, cofnijmy się jeszcze trochę, do słonecznego poranka 6-go Grudnia. Policzyliśmy nasze fundusze i gdybyśmy bardzo się postarali i zjedli tylko 1 pizzę, to pewnie by nam wystarczyło na zwiedzanie Rzymu, ale to nie w naszym stylu. Wykonaliśmy kilka telefonów i Monia zgadała się z kolegą, który bez słowa pożyczył nam trochę gotówki, tyle, że czuliśmy się komfortowo zabezpieczeni.
No i tak sobie dojeżdżamy do lotniska, powoli do nas dociera, że już jutro będziemy w Europie, o której istnieniu wiedzieliśmy jedynie od rodziny i znajomych. Powoli przesuwamy się po bilety, zamykając cały peleton oczekujących, gdy z błogich rozmyślań wyrywa nas pani skarbnik, która prosi o zapłacenie 110 euro przed wejściem na pokład samolotu. Szok, złość, niedowierzanie, milion pytań i to najważniejsze, ALE JAK TO?! Nauczeni doświadczeniem i już zaznajomieni z meksykańskim prawem wiedzieliśmy, że podatku wyjazdowego nie będziemy płacić. No i go nie zapłaciliśmy, bo opłata, o której mowa to opłata za obsługę naziemną lotniska. Jak się okazało NEOS AIR oraz TUI, jako jedynie linie lotnicze nie doliczają tej opłaty do ceny biletów oraz nie informują swoich pasażerów o tym. Po tak obszernych wyjaśnieniach Daniel pobiegł do bankomatu i z żalem wypłacił pieniądze, które jakimś szóstym zmysłem Monika pożyczyła od kumpla. Byliśmy uratowani, aczkolwiek odebraliśmy to jako znak, że nie jesteśmy mile widziani w tej części świata.
Lżejsi o 110 euro dolecieliśmy do Rzymu. Przywitał nas on smrodem dymu papierosowego, który unosił się wszędzie i bardziej od zabytków to właśnie on zapadł nam w pamięć.
Najintensywniejsze zwiedzanie Włoskiej stolicy zostawiliśmy sobie na dzień przed wylotem, czyli niedzielę 9-go Grudnia, a noc mieliśmy spędzić na lotnisku, nie pierwszą i pewnie nie ostatnią w naszym życiu. Zębatki w naszej układance pięknie się kręciły niczym trybiki w szwajcarskim zegarku: przechowalnia bagażu, zwiedzanie, spotkanie ze znajomymi, pizza, więcej zwiedzania, odebranie plecaków i przyjazd na lotnisko ostatnim autobusem. Znów, co może pójść nie tak? A no, czy kiedykolwiek zdarzyło się Wam zostać wyproszonym z lotniska, ponieważ jest ono zamykane na 4h w środku nocy ze względów bezpieczeństwa? No właśnie, nam też nie. A jednak, Włosi wraz z Ryan Air’em wspaniale to sobie uknuli i tuż obok lotniska stoi hotel, który z otwartymi ramionami przyjmie tych wszystkich, którzy nie są wytrwali na tyle, żeby od 24 do 4 rano koczować przed głównym wejściem, co by oszczędzić kilka euro. No i tak o to przez 4 bardzo długie godziny, bez dostępu do WC, skacząc z nogi na nogę żeby się rozgrzać, wytrzymaliśmy do 4 rano, żeby o 7 już odlecieć.
Daniel usiadł w samolocie, zapiął pas i usnął już przed startem. Obudził się tuż przed lądowaniem w Krakowie. Przeżył tak zwaną teleportację. Był to najkrótszy, a jednocześnie najdłuższy lot w trakcie tej podróży.
Uśmiechy bliskich szybko nam jednak zrekompensowały te niedogodności.
A z takich kwestii organizacyjnych, to ostatnio byliśmy bardzo mało aktywni na platformie zwyczajnie z braku czasu. Zresztą, chyba nie musimy Wam nawet o tym mówić 😊 Mamy głowy pełne pomysłów na kolejne posty i na pewno będziemy kontynuować opisywanie naszej podróży, więc jeszcze czeka nas wiele wspólnych przygód i słonecznych miejsc. Jesteśmy tak samo niecierpliwi, jak Wy!
A tymczasem, Wesołych Świąt kochani!! Jesteście najfajniejszą internetową publiką jaką poznaliśmy, tak Wy wszyscy! Dziękujemy, że jesteście z nami!
Do usłyszenia,
Suchy i Moniś
Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora @pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!
Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.
Witajcie w domu :) Teraz to już chyba na nocnej nie będziemy się tak często widywać :D Czekam na kolejne relacje, tym razem z zacisza domowego i z pełnymi brzuchami :)
Dzisiaj nocna przyszła na czat o 15 :) W sumie to zachwilę wyjeżdżamy do Holandii :)
Witajcie w Polszy! :D Miłej Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia!
Dziękujemy! :)
A chleb w końcu upiekliście?
Nie było dobrego pieca :(