Ostatnie dni pokazują burzliwą dyskusję na temat wolności słowa, która ściera się z cenzurą. Podejrzewam, że w wyniku ostatnich wydarzeń przypadł również taki temat w Tematach Tygodnia. Znowu ludzie muszą wypowiedzieć się szerzej w jakiejś kwestii, ważnej dla nas wszystkich na Steemit. Ale czy tak naprawdę powinniśmy się wypowiadać? Czy to nie jest oczywiste?
Jak pokazują ostatnie wydarzenia - niestety nie. Szczerze mówiąc, to nie wiem skąd tak naprawdę garstka osób tutaj nagle zachciała, hmm... Przejąć władzę? Przeciwstawić się systemowi? Zniszczyć system?
Zrobię tym razem coś innego w moich przemyśleniach i postaram się spojrzeć na to ze strony tych osób, które tak robią. A więc jak to wykonać?
1. Przejęcie władzy
Zasadniczo przejęcie władzy na Steemit jest bardzo proste. Nie ma tutaj demokracji... Poniekąd jest, ale to tylko dzięki społecznościom, powiedziałbym "lokalnym". Taką jest np. nasze #polish. Na chwilę załóżmy jednak, że tego nie ma. Co więc zrobić, żeby przejąć władzę na Steemit?
Zainwestować...
Zainwestować i to grube miliony. No ale... kto komu broni? Droga wolna. Można wziąć kredyt i wszystko w to władować, mamy wolność słowa, poglądów, decyzji. Proszę bardzo, inwestujcie, życzę powodzenia... Aaa, nie macie takich pieniędzy? Na kredyt jesteście za młodzi? Ale przecież chcecie przejąć władzę i przeciwstawić się systemowi? Systemowi, który kto stworzył? NIKT! System jest otwarty dla każdego. Każdy ma możliwość utworzyć darmowe konto, pisać, zarabiać i to całkiem nie małe kwoty. Jest jednak jedno "ale"... Trzeba dostosować się do zasad. A zasady przecież są po to, żeby je łamać.
Co więc robimy?
2. Przeciwstawiamy się systemowi!
Nie udaje nam się przejąć władzy w sposób najprostszy i najbardziej oczywisty, bo po prostu nas na to nie stać... Więc próbujemy zdestabilizować wszystko od środka. Niszczmy wszystkie tagi tematyczne, społecznościowe, w końcu i ogólnojęzykowe. Pokażmy, że to my mamy władzę. My możemy robić co nam się żywnie podoba, bo jest WOLNOŚĆ SŁOWA. Albo jeszcze lepiej: PRAWO CYTATU... Może niedługo jeszcze będzie tajemnica dziennikarska?
W każdym razie... robimy wszystko, by zniszczyć "obecną władzę", bo jest zła. Władza wynagradza ludzi, którzy piszą dobre materiały, a karze tych, którzy łamią prawo. Władza jest zła... Władza wynagradza nie tylko w sposób materialny, czyli upvote'y, ale też udostępnienia. Tutaj musimy się na chwilę zatrzymać. Kto tak naprawdę ma władzę?
Powiedzieliśmy już sobie, że żeby przejąć władzę - trzeba zainwestować. Wiadomo więc, że mają ją ci, którzy posiadają najwięcej pieniędzy, ale też ci, którzy mają wysoką reputację w społeczności. Mam na myśli tutaj np. @steemit-polska czy @kurator-polski. Te kanały nie wynagradzają użytkowników bezpośrednim upvote'em i pieniędzmi, ale udostępnianiem wpisów do szerszego grona, co później przekłada się na większe zarobki. Szczególnie w rozrastającym się #polish. Kiedy dołączałem tutaj w grudniu, spokojnie mogłem przeczytać wszystkie posty, które były zamieszczane na #polish przez cały dzień. Teraz - jest to niemożliwe nawet na #pl-artykuly. Ciężko jest się więc przebić nowym użytkownikom. Pomagają im jednak boty, np. @informator. Sporo pieniędzy za #introduceyourself rzuca zawsze @albakerki. Przykładów jest sporo i można byłoby je pokazywać w nieskończoność.
Wróćmy jednak do naszej próby zdestabilizowania systemu i społeczności.
Tworzymy jakiś, potocznie mówiąc shit content, chcąc się wybić. Okej... Kwestie boostowania postów przez boty pomijam - dobrze napisał o tym @fervi, jak i wielu innych użytkowników, np. @jacekw w swoich wspaniałych statystykach.
Zauważa nas mnóstwo użytkowników, burza trwa, nasza nazwa jest non stop wspominana na chacie i w postach. Sukces osiągnięty. Jesteśmy na ustach wszystkich. A jaki jest tego koszt?
Hmm... oprócz @polish-cleaners, zaflagują nas użytkownicy, którym się to nie podoba. Będzie ich sporo.
Z postów nie zarobimy nic, nawet jeśli posiadamy już trochę followersów, bo flagi od silnych kont po prostu nas wyniszczą.
Reputacja spadnie, przez co nawet jak napiszemy normalny post, nie będzie on widoczny. Co jeszcze? Aha, najważniejsze.
Nikt z potencjalnych starych użytkowników, którzy mają już tutaj wyrobioną markę i ustalają zasady nie przeczyta ani nie zupvote'uje naszego przyszłego wpisu. Zatrzymajmy się znowu na chwilę.
Napisałem, że to starzy użytkownicy dyktują zasady. Ale przecież Steemit jest otwarty! Mamy wolność słowa! Prawo cytatu! Internet nie może być ocenzurowany!
Niestety. Na wstępie powiedzieliśmy sobie, że żeby mieć władzę, trzeba zainwestować. Ci ludzie mają naprawdę dużo pieniędzy w tym portalu, niekiedy setki tysięcy $. Czy Wy naprawdę myślicie, że ot tak dadzą sobie zniszczyć coś w co zainwestowali? To czysto logiczny punkt widzenia. Nie patrząc już na aspekty społecznościowe, bo społeczność mamy wspaniałą. Steemit to jest poniekąd biznes.
Oprócz pieniędzy inwestujemy również swój czas i sporo energii w pisanie wartościowych artykułów. Okej...
Dlaczego więc nie piszemy sobie tego gdzieś na blogu? - spyta przeciwnik.
Głównym argumentem, jaki mógłbym tutaj przytoczyć jest po prostu pytanie o to samo... Nie będąc jednak złośliwym, wytłumaczę.
Po pierwsze, takiego bloga trzeba utrzymać. Koszty może nie są jakieś duże, ale kilkaset złotych rocznie można przeznaczyć na zupełnie coś innego.
Tutaj - nie dość, że nie ma opłat i nasze posty nigdy nie znikną z internetu, więc nie musimy przeznaczać dodatkowego miejsca na dysku, żeby trzymać je dla pokoleń, możemy jeszcze zarabiać. Dla mnie bajka. Co jeszcze?
Pomijając już aspekt finansowy - przede wszystkim możemy się tutaj integrować i mamy gwarancję, że ktoś nasze wypociny przeczyta. Stronę internetową musimy dobrze spozycjonować, promować, reklamować... Tutaj wystarczy dać tagi tematyczne i ktoś zainteresowany nasz wywód przeczyta.
Coraz więcej ogólnych blogów jest zamykanych. Wspomniała o tym @grecki-bazar-ewy. Tutaj mamy coś, co nie zniknie i możemy dzielić się naszymi przemyśleniami ze społecznością. Dlaczego więc chcemy to niszczyć?
Odniosę się teraz jeszcze do kilku argumentów, którymi osoby próbujące zniszczyć system się "bronią".
Wolność słowa
Oczywiście, powszechnie wolność słowa jest wszędzie. Możemy wyrażać swoje poglądy i przemyślenia w dowolny sposób. Nie możemy tego jednak robić zbyt wulgarnie. Dlaczego?
Po pierwsze - netykieta. Podstawowy "regulamin" internetu, który powinno się przestrzegać na większości stron i który na większości po prostu obowiązuje - nawet nieformalnie.
Okej, załóżmy że nie chcemy przestrzegać netykiety, bo po co... Co nam mogą niby zrobić. Głupia pisana/niepisana zasada. Co nam mogą zrobić?
Według artykułu 212. KK:
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności,
podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Warto zwrócić tutaj uwagę szczególnie na drugi paragraf. Wprost napisane jest, że jeżeli czyn będzie popełniony za pomocą środków masowego komunikowania (internet się jak najbardziej do nich zalicza), sprawca podlega nawet wyższej karze niż normalnie. Radziłbym wszystkim osobom o tym pamiętać.
Jeżeli jednak nie zgadzamy się z art. 212. KK, tak jak @polskiarrow - na pomoc przychodzi nam kolejny artykuł z tego kodeksu, a mianowicie 216.:
§ 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła,
podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Ponownie możemy zauważyć analogię, że za sprawą np. internetu kara może być wyższa.
Okej. W takim razie boimy się sądu i przestajemy obrażać innych. Co dalej nam grozi?
Art. 141. KW mówi:
Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych,
podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany.
Teraz musimy sobie jednak sprecyzować, czy internet jest miejscem publicznym?
Z pomocą przychodzi nam na szczęście niedawny wyrok Sądu Najwyższego z dnia 17.04.2018, sygn. akt IV KK 296/17.
Mężczyzna pod koniec 2016 r. opublikował w internecie serię naklejek. Obrazki przedstawiały m.in. dwa „ludziki” w pozycji sugerującej seks analny i były opatrzone napisem: „Zakaz pedałowania, homoseksualiści wszystkich krajów, leczcie się”.
Sprawa trafiła do sądu, ale ten stwierdził, że choć obrazki mogą być uznane za nieprzyzwoite, to o wykroczeniu nie może być mowy. Powód? Art. 141 kodeksu wykroczeń stanowi, że kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany. A internet – zdaniem sądu rejonowego – to nie miejsce publiczne.
Inaczej uznał jednak Sąd Najwyższy. Wskazał, że nie budzi wątpliwości, że internet stanowi przestrzeń, którą można uznać za miejsce publiczne. Ba, trudno współcześnie o bardziej ewidentny przykład, przynajmniej w przypadkach stron internetowych, do których dostęp jest nieograniczony. Tym samym osoby, które umieszczają nieprzyzwoite treści, mogą podlegać karze z art. 141 kodeksu wykroczeń. - źródło: gazetaprawna.pl
Uważam, że mamy w tej kwestii pewien przełom i pozwoli to coś zdziałać w walce przeciwko obraźliwym memom - głośna była kiedyś sprawa, kiedy to owy pan na zdjęciu został "przerobiony" na mem, powielany w różnych konfiguracjach. Ten pan był wówczas policjantem, który za sprawą tak obraźliwego czynu stracił pracę.
Źródło: https://najezdzca.wordpress.com/2011/03/18/rozpoznania-ciag-dalszy/
Zalecałbym więc sporą rozwagę, szczególnie że tutaj niczego już nie usuniemy. Resztę historii możecie dopowiedzieć sobie sami.
Ostatnią rzecz, którą zauważyłem jest nadmierne powoływanie się na prawo cytatu. Przyznam się uczciwie, że z początku też uważałem, że wstawiając tutaj zdjęcia, powołuję się na prawo cytatu. Dalej poniekąd bym się w niektórych sytuacjach kłócił, ale dzisiaj nie o tym. Kwestie są sporne, a ja nie chcę być pierwszym, który przetestuje je w sądzie, nawet jeśli miałbym wygrać.
Niedopuszczalne jednak jest wstawienie zdjęcia ściągniętego z internetu bez jakiegokolwiek odniesienia albo z bardzo małym komentarzem, a przede wszystkim dzięki temu zarabiania na nim. Mam na myśli tutaj memy, ale nie tylko. O tym pisał bardzo dobrze ponownie @fervi, wiec odsyłam do niego.
Patrząc jednak z perspektywy osoby, która nie chce mieć kłopotów, przyszła tutaj pisać z pasji albo nawet i dla zarobku... Czy nie łatwiej jest poszukać na stronach oferujących zdjęcia na dowolnej licencji - np. pixabay? Po co robić sobie problemy?
Ale okej, mamy wolność słowa... Może ktoś się ze mną nie zgodzić i sam kiedyś spróbuje wygrać batalię w sądzie. Będę obserwował!
Tytułem końca, bo post jest już chyba naprawdę długi - od początku jego pisania nie spoglądałem do góry, więc jeszcze nie wiem - chciałbym apelować do wszystkich tych, którzy próbują "przejąć władzę", przeciwstawić się systemowi lub go zniszczyć.
Żyjmy w zgodzie, a każdemu się to opłaci - nie tylko finansowo. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje (czy jakoś tak). Czy nie lepiej jest przeznaczać moc np. @polish-cleaners na upvote'y, a nie flagi? Oczywiście, że lepiej. Róbmy więc tak, żeby flag było jak najmniej, bo przyniesie to korzyści każdemu.
Pozdrawiam w szczególności @polskiarrow, z którym dałem się wciągnąć w niepotrzebną dyskusję do tego stopnia, że już go zablokowałem i pewnie tego nie cofnę, bo takie zachowanie jest niedopuszczalne. Wolałbym jednak żyć bez tych informacji, których dowiedziałem się w jego postach i to zignorować, bo tylko straciłem czas... No właśnie. Ale czy gdyby każdy to zignorował, cel zniszczenia systemu nie zostałby osiągnięty?
Kolego, nie warto walczyć, bo jak widzisz - nic Ci to nie da.
W szczególności chciałbym również wyróżnić @bowess, która bardzo dobrze odniosła się do "satyry" powyższego kolegi, w związku z czym skupiłem się na samej wolności słowa.
Moje drugie konto, na którym piszę wyłącznie o sporcie - @dsport.
Dobry tekst :-) Warto chyba przy tej okazji zwrócić uwagę na to, że artykuł 212 KK dotyczy zarówno tych co to z systemem walczą jak i tych co w ich mniemaniu system wspierają i pilnują przestrzegania zasad.
Vide choćby ten przypadek: https://steemit.com/polish/@xeezik/job-pracownik-wykonczenia-wnetrz - moim zdaniem (zakładając, że to co napisał xeezik jest prawdą) można chyba tutaj mówić o publicznym pomówieniu?