Ultimatum USA wobec Iranu! Unia Europejska pod ścianą.

in #polish7 years ago (edited)

W poniedziałek, 21 maja, Amerykanie wystosowali do władz Iranu 12-punktowe ultimatum. Tym samym Teheran otrzymał wybór: zmierzyć się z sankcjami lub zgodzić się na upokarzające amerykańskie żądania. Jednocześnie UE cały czas próbuje uratować umowę z Iranem. Tymczasem administracja prezydenta Rouhaniego musi zmierzyć się nie tylko z amerykańskim, lecz także rodzimym przeciwnikiem - jesteście ciekawi z kim? Zatem zapraszam na dzisiejsze wydanie "Pulsu Lewantu"

-----------------------------------------------

Pompeo atakuje!

21 maja 2018 roku amerykański sekretarz stanu – Mike Pompeo – wystąpił w waszyngtońskiej "Heritage Foundation". Podczas swojego przemówienia przedstawił 12-punktowe ultimatum wobec Iranu i stwierdził, że Iran albo spełni amerykańskie żądania albo będzie musiał się zmierzyć z "najostrzejszymi sankcjami w historii". Oto lista amerykańskich żądań:

1. Iran musi przedstawić kompletną dokumentację dotyczącą swojego programu atomowego

2. Iran musi zaprzestać wzbogacania uranu i przetwarzania plutonu

3. Iran musi udostępnić IAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej) nieograniczony dostęp do wszystkich ośrodków badawczych w kraju

4. Iran musi przestać wysyłać swoje rakiety do grup rebelianckich (w domyśle Houthi) i zaprzestać prac nad pociskami zdolnymi przenosić ładunek atomowy

5. Iran musi uwolnić wszystkich amerykańskich jeńców

6. Iran musi przestać wspierać grupy rebelianckie, w tym Hezbollah, Hamas i Palestyński Islamski Dżihad

7. Iran musi uznać suwerenność Iraku i pozwolić na demobilizację szyickich milicji w Iraku

8. Iran musi przestać wspierać rebeliantów Huthi i zacząć pracować nad pokojowym rozwiązaniem konfliktu w Jemenie

9. Iran musi wycofać swoje wojska z Syrii

10. Iran musi przestać wspierać Taliban i przestać zapewniać schronienie członkom Al Kaidy

11. Iran musi zakazać IRGC wspierania grup rebelianckich

12. Iran musi przestać grozić Izraelowi i bezpieczeństwu międzynarodowej żeglugi. Musi zakończyć cyberataki. Musi wpłynąć na podporządkowanych sobie rebeliantów w Jemenie, aby ci przestali atakować cele w KSA i ZEA za pomocą rakiet balistycznych.

-----------------------------------------------

Jak można łatwo zauważyć, to upokarzające ultimatum jest dla Iranu nie do przyjęcia. Dobrze podsumował to jeden z bliskowschodnich komentatorów, który powiedział, że USA wymaga od Iranu, aby ten "położył się na ziemi i udawał martwego".

Pompeo zapowiedział, że jeśli Iran nie spełni amerykańskich żądań to będzie musiał zmierzyć się z "najostrzejszymi sankcjami w historii". Jednak takie groźby zapewne nie zrobiły zbyt dużego wrażenia na władzach w Teheranie. Sankcje, które zostały nałożone na Iran przed 2015 rokiem, były bardzo dotkliwe przede wszystkim dlatego, że prawie cała społeczność międzynarodowa sprzysięgła się przeciw władzy ajatollahów. Natomiast teraz anty-irańska koalicja jest bardzo mała.

Mike Pompeo podczas spotkania w "Heritage Foundation" - źródło: U.S. Department of State/flickr.com

-----------------------------------------------

Stanowisko arabskich sojuszników

Amerykańskie sankcje względem Iranu podzieliły nawet najbliższych sojuszników Waszyngtonu. Arabia Saudyjska, Bahrajn i ZEA bardzo ucieszyły się z ostatniej decyzji Trumpa. Natomiast Katar, Kuwejt i Oman twierdzą, że odstąpienie od JCPOA (akronim utworzony od pełnej nazwy irańskiej umowy) było błędem. Stanowisko tych ostatnich krajów wynika z tego, że w ostatnich latach bardzo mocno zacieśniły one swoją współpracę z Iranem. Poza tym widzą one Teheran jako idealną przeciwwagę dla saudyjskiej dominacji w regionie – liczą na to, że umiejętne balansowanie między Rijadem a Teheranem pozwoli im prowadzić niezależną politykę.

Tym samym decyzja Trumpa wywołała ogromne tarcia wewnątrz Rady Współpracy Zatoki Perskiej, która i tak była już mocno podzielona. Tarcia te są tak duże, że część amerykańskich analityków mówi już o upadku Rady Współpracy Zatoki. W ten sposób administracja Trumpa została sama strzeliła sobie w kolano. Przed wystąpieniem z irańskiej umowy, Amerykanie liczyli na to, że to właśnie Rada jednogłośnie stanie po stronie USA.

Warto w tym miejscu wspomnieć o wizycie Pompeo w Rijadzie pod koniec kwietnia – pisałem o tym tutaj. Zadaniem Pompeo było zakończenie kryzysu katarskiego i zjednoczenie Zatoki przeciwko Iranowi. Ostatecznie jednak widzimy, że wizyta ta zakończyła się kompletnym fiaskiem – nie tylko nie położyła końca katarskiemu kryzysowi, lecz jeszcze go pogłębiła.

Mike Pompeo podczas swojej kwietniowej wizyty w Rijadzie - źródło: U.S. Department of State/flickr.com

-----------------------------------------------

Stanowisko Unii Europejskiej

Amerykanie, występując z irańskiej umowy, liczyli że Europa pójdzie za nimi. Zgodnie z tym scenariuszem USA i UE miały zmusić Iran, aby ten znowu usiadł do negocjacji nowej umowy, już dużo bardziej dla siebie niekorzystnej. Jednak ostatecznie decyzja Trumpa nie spotkała się z nawet najmniejszym zrozumieniem ze strony Brukseli.

Europa nadal stoi na stanowisku, że obecna umowa jest najlepszą możliwą opcją, której wypracowanie zajęło wiele lat i porzucenie jej teraz - zwłaszcza gdy Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej potwierdza, że Iran przestrzega jej zapisów, jest co najmniej nierozsądne. Poza tym unijni dyplomaci zarzucają Ameryce krótkowzroczność. Mogherini, komentując wystąpienie Pompeo, zauważyła że póki co USA przedstawiają same żądania, lecz nie wskazują w jaki sposób odejście od JCPOA zmusi Iran do zrezygnowania z broni atomowej.

Na ostatnim szycie unijnym, który odbył się 17 maja w Sofii, zdecydowano, że UE wprowadzi w życie tzw. "prawo blokujące" - dokładnie jest to rozporządzenie Rady UE. Prawo to zostało uchwalone jeszcze w 1996 roku i miało pomóc europejskim firmom w obejściu amerykańskich sankcji nałożonych na Kubę, Libię i Iran. Ostatecznie jednak nigdy nie zostało wykorzystane, gdyż ostatecznie Europa poszła na ustępstwa względem USA. Jednak teraz, po ponad 20 latach, UE uznała, że należy "odkurzyć stare prawo".

Teoretycznie rozporządzenie z 1996 roku może być bardzo potężną bronią, gdyż zakazuje ono europejskim organom respektowania orzeczeń sądów państw obcych, które nałożyły sankcje na państwa trzecie – rozporządzenie zawiera specjalny aneks, gdzie wskazano jakich sankcji i przeciwko komu UE nie respektuje. W efekcie gdyby np. amerykański sąd uznał, że dana europejska firma narusza sankcje nałożone na Iran i nałożył na nią karę to musiałby wystąpić o egzekucję do organów europejskich – te natomiast odmówiłyby współpracy.

Inaczej sprawa wygląda w przypadku firm europejskich, które prowadzą swoje interesy także na rynku amerykańskim – tutaj amerykańskie organy mogłyby prowadzić egzekucję przeciwko danej firmie z dóbr, które znajdują się na terenie USA. Rozporządzenie z 1996 r. stara się zabezpieczyć europejskie firmy także przeciwko takiemu zagrożeniu – prawo to pozwala takim firmom prowadzić egzekucję przeciwko "podmiotom, które spowodowały straty po stronie firm europejskich", z majątku znajdującego się na terytorium UE. Jednak w tym miejscu pojawia się problem immunitetu państw obcych i dlatego ciężko wyobrazić sobie sytuację, gdy europejskie organy będą prowadzić egzekucję z majątku rządu USA. Europejscy politycy dostrzegli tę lukę i zapowiedzieli ją załatać. Francuski minister finansów, Bruno Le Maire, stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby amerykańskie kary były pokrywane bezpośrednio ze środków UE.

Podsumowując, nazwa "prawo blokujące" brzmi groźnie, lecz w praktyce unijne przepisy ochronne mogą okazać się bezużyteczne. Co prawda rozporządzenia Rady UE są skuteczne bezpośrednio – zatem nie wymagają żadnego działania (implementacji) od państw członkowskich. Jednak w praktyce rozporządzenie z 1996 roku ustanawia jedynie ramy, które będą musiały zostać uzupełnione o konkretne mechanizmy. Potrzebne jest także uchwalenie specjalnego aneksu, który określi jakie sankcje mają być nierespektowane. Unijni politycy zapowiadają, że wszystko będzie gotowe za max. 2 miesiące, czyli wtedy gdy USA przywrócą stare sankcje.

Obecnie "prawo blokujące" jest tylko dziurawym okrętem, ale wydaje się że UE posiada wystarczającą ilość materiałów, aby załatać tę łajbę. Jednak załatanie starego prawa może być niewystarczające. Głównym problemem jest to czy europejskie firmy (które przecież mają ogromne powiązania z amerykańskim rynkiem) będą chciały podjąć ryzyko i przeciwstawić się USA. Póki co większe firmy zapowiedziały swoje wyjście z Iranu, jeśli USA i UE się nie dogadają. Z drugiej strony Irańczycy liczą na to, że "prawo blokujące z 1996 roku" zachęci do inwestowania w Iranie mniejsze europejskie firmy, które nie mają powiązań z kapitałem amerykańskim – dzięki czemu nie będą się obawiać sankcji.

Niezależnie od rezultatów akcji europejskich polityków jedno jest pewne - kryzys we współpracy transatlantyckiej. USA traktują UE przedmiotowo, licząc że ta posłusznie będzie wykonywała każde życzenie (a w zasadzie żądanie) Waszyngtonu. Tymczasem Europa nie chce, zarówno ze względów gospodarczych, politycznych, czy nawet czysto prestiżowych pozostawać pod butem USA. Tym samym prowadzi to do tarć wewnątrz transatlantyckiej wspólnoty. Tymczasem obok tego jest człowiek, który tylko zaciera ręce, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście - tym człowiekiem jest Władimir Putin.

Mogherini i Zarif podczas spotkania w Szwajcarii dotyczącego JCPOA - źródło: U.S. Department of State/flickr.com

-----------------------------------------------

Jak obejść sankcje?

Od czasu obalenia szacha w 1979 roku, Iran prawie cały czas musiał mierzyć się z sankcjami. Wielokrotnie były one dużo ostrzejsze niż te, z którymi zmierzy się niedługo Teheran , gdyż dawniej przeciwko Iranowi sprzysięgała się cała społeczność międzynarodowa. Natomiast teraz Iran ma przeciwko sobie tylko Stany Zjednoczone, Saudów i Izrael - gdy idzie o ważniejszych graczy. W związku z tym Teheran powoli przygotowuje się do obrony i odbudowuje "kanały biznesowe", którymi dawniej omijano sankcje.

Część analiz wskazuje, że Irańczycy znów wykorzystają "spółki słupy" założone w sąsiednich krajach, aby wykorzystać posiadane przez siebie dolary amerykańskie. Jednak taki proceder będzie znaczenie bardziej utrudniony niż jeszcze kilka lat wcześniej, gdyż po reformach dokonanych za czasów Obamy amerykańska skarbówka dużo bardziej wnikliwie przygląda się takim operacjom. Poza tym operacje przeprowadzane przez sieć "spółek słupów" nie będą w stanie zaspokoić irańskich potrzeb w żadnej istotnej części. Takie spółki mogą służyć jako narzędzie do zdobycia pewnych "ekskluzywnych towarów", ale nie dla zaspokojenia podstawowych potrzeb irańskiego społeczeństwa.

W związku z tym część irańskich polityków twierdzi, że jak najszybciej trzeba pozbyć się posiadanych przez Iran dolarów i wymienić je na euro lub jeny. Dzięki temu Iran mogły spokojnie handlować a jego kontrahenci nie bali by się amerykańskich sankcji – sankcje te są adresowane do amerykańskich firm oraz do firm obracających dolarem. Tutaj jednak pojawia się problem, gdyż wymienienie takiej dużej ilości dolarów jaką posiada Iran może być ogromnym wyzwaniem – zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że większość banków nie chce przeprowadzać jakichkolwiek transakcji z Irańczykami, nie mówiąc już o wymianie miliardów dolarów.

Jednocześnie jednak Iran może liczyć na "Bank of Kunlun". Za pomocą tego chińskiego banku Irańczycy już wcześniej finansowali wiele swoich transakcji – zwłaszcza tych dokonywanych z chińskimi firmami. Szczególnie istotną rolę Bank of Kunlun odegrał w okresie ostatnich sankcji (przed 2015 rokiem), gdy to właśnie na chińskie konta Irańczycy przelewali miliony dolarów. Nie uszło to uwadze amerykańskiej skarbówki, która szybko nałożyła ogromne kary na Bank of Kunlun i wyrzuciła go z amerykańskiego rynku. Jednak Chińczycy wcale nie zaprzestali swojego procederu, gdyż – nawet po zniesieniu sankcji – dawał im on ogromne zyski. W związku z tym bardzo prawdopodobny jest scenariusz, że Irańczycy zaczną przeprowadzać jeszcze więcej operacji za pośrednictwem Chińczyków.

Ponadto unijni politycy dyskutują na temat możliwości udzielania Irańczykom ogromnych kredytów, które pozwoliłyby finansować obrót handlowy. Kredyty te byłyby udzielane w euro, zatem znalazłyby się poza zasięgiem amerykańskich sankcji. Na takie rozwiązanie szczególnie mocno naciskają francuscy politycy. Póki co toczą się w tej sprawie rozmowy, ale wiele wskazuje że pod koniec czerwca 2018 roku europejskie banki centralne mogłyby zacząć udzielać takich kredytów.

Jednocześnie pomocną dłoń do władz w Teheranie wyciągają Turcja oraz Rosja. Turcja zapowiedziała, że nie będzie respektować amerykańskich sankcji i nadal będzie handlować z Irańczykami. Jest to bardzo ryzykowany ruch, gdyż turecka gospodarka znajduje się na krawędzi upadku. Jeśli USA zacznie rozliczać swoich sojuszników z ich postawy wobec Iranu, to może zdecydować się na sankcje wobec tureckich banków, co mogłoby być gwoździem do trumny dla tureckiej gospodarki. Jednak z drugiej strony ciężko powiedzieć jaka będzie skala turecko-irańskiej współpracy, a ponadto czy Amerykanie zdecydują się na jakiekolwiek ostrzejsze kroki wobec Turcji. Mimo tego, że w ostatnich latach stosunki turecko-amerykańskie są bardzo zimne, to USA nadal uważa Turcję za jednego ze swoich najważniejszych sojuszników na Bliskim Wschodzie – co zresztą Turcja skrzętnie wykorzystuje.

Prezydenci Rouhani, Putin i Erdogan podczas spotkania w tzw. formule astańskiej - źródło: kremlin.ru

-----------------------------------------------

Obalić reżim

Głównym celem Waszyngtonu jest obalenie reżimu Ajatollahów. Administracja Trumpa uznała, że jeśli sankcje zostaną przywrócone to irańskie społeczeństwo zbuntuje się i obali "władzę znienawidzonego Chameneiego". Byłaby to upragniona przez USA "zmiana reżimu". Jednak głębsza analiza irańskiej polityki pokazuje, że amerykańskie myślenie jest błędne, a ponadto bardzo niebezpieczne.

Obecny prezydent Iranu – Rouhani – jest powszechnie uważany za polityka o umiarkowanych poglądach. Wygrał on wybory w 2013 i 2017 roku głosząc hasła modernizacji kraju. To właśnie umowa JCPOA była uważana za jeden z jego największych sukcesów, który zaskarbił mu duże uznanie w społeczeństwie. Jednak teraz, gdy Amerykanie wycofali się z umowy i na Iran spadło widmo sankcji, pozycja Rouhaniego została mocno podkopana. Najwięcej na tym zyskali "twardogłowi", którzy od początku twierdzili że umowa była błedem. Amerykańska decyzja jest wodą na młyn irańskich konserwatystów, którzy coraz mocniej krytykują prezydenta i powoli zaczynają przejmować jego elektorat.

Część osób twierdzi, że już teraz w Teheranie trwają prace nad zamachem stanu i odsunięciem od władzy reformatorów. Takie opinie wcale nie są wyssane z palca i mają oparcie w faktach. W tym miejscu musimy wrócić do wydarzeń sprzed kilku miesięcy. W marcu 2018 roku Chamenei, który jest zwierzchnikiem irańskich sił zbrojnych, powołał Alego Saidiego na swojego przedstawiciela przy armii. Natomiast przedstawicielem Chameiniego przy Korpusie Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) został generał Yadollah Javani. Obaj, Saidi i Javani, mieli ogromny udział w tłumieniu rozruchów z 2009 roku. Roszady w wojsku wskazuję, że Chamenei chce mieć pewność, że w przypadku konfrontacji armia stanie po jego stronie. Jednocześnie pojawiają się informacje, że Chamenei namaścił na nowego prezydenta Ghasema Solejmaniego – bohatera wojennego, dowódcę elitarnych sił Al-Quds wchodzących w skład IRGC.

Solejmani, jako bohater z czasów wojny z Irakiem czy Państwem Islamskim, jest bardzo popularny w irańskim społeczeństwie. W związku z tym konserwatyści liczą na to, że Solejmani z łatwością mógłby zastąpić Rouhaniego i jednocześnie nie doprowadzić do zantagonizowania społeczeństwa. Jednocześnie wydaje się, że kwestia kiedy usunąć Rouhaniego i reformatorów, pozostaje otwarta. Jeśli Rouhaniemu uda się wynegocjować dobre warunki z Europą, to prawdopodobnie Chameini pozwoli mu pozostać u władzy do wyborów, które odbędą się w 2021 roku. Jeśli jednak negocjacje z Brukselą zakończą się fiaskiem, to "twardogłowi" mogą siłą odsunąć Rouhaniego od władzy.

Patrząc z tej perspektywy, nie powinny dziwić nas wypowiedzi szefa irańskiego MSZ-u, Dżawada Zarifa, który coraz mocniej naciska na UE. Podczas ostatniego spotkania z Miguelem Canete – europejskim komisarzem ds. energii – Zarif wprost powiedział, że jeśli Bruksela chce zachować umowę to musi zrobić więcej. Irańska administracja czuje nóż na gardle i wie, że obecnie walczy nie tylko z Ameryką, ale także z krajową opozycją.

Zatem wydaje się, że plan Trumpa może się udać (przynajmniej teoretycznie) i dojdzie do upragnionej przez niego "zmiany irańskiego reżimu" – pytanie tylko czy to właśnie takiej zmiany chcą Amerykanie?

Generał Ghasem Solejmani - źródło: akkasemosalman.ir

-----------------------------------------------

Jeśli spodobał Ci się mój tekst i chcesz być na bieżąco to możesz zacząć obserwować mnie na Fejsbuku lub po prostu na Steemit. ;)

Jeśli szukasz więcej równie ciekawych tekstów to zapraszam do mojego archiwum na wordpressie, gdzie znajdziesz ładnie skatalogowane artykuły. ;) W szczególności zapraszam do zapoznania się z moim tekstem o zgrzytach na linii USA-UE, wyjaśniłem tam dlaczego Unia z taką zaciekłością broni irańskiej umowy.

Sort:  

Ja bym dorzucił jeszcze kwestię rozliczania ropy w euro. Oczywiście jest to mocno zmitologizowane (casus Iraku Saddama), ale takie sankcje przy sprzeciwie UE mogą doprowadzić do takiego skutku przynajmniej częściowo. Tym bardziej to spolaryzuje UE i USA.

https://www.aljazeera.com/news/middleeast/2018/04/iran-replace-dollar-euro-financial-reports-180418183855096.html
Tu akurat kwestia samych raportów w euro (nasze media pięknie przeinaczyły)