Wyjaśnię Ci, dlaczego proponowana unijna zmiana zyskała tak nieprzyjemny przydomek i co jest w niej najbardziej kontrowersyjnego.
Stoimy (tak jak choćby w przypadku RODO) na tym, co zawsze – projekt dyrektywy Komisja Europejska wniosła w październiku 2016, ale pod koniec wszyscy się budzą i robią aferę. Chlubnym wyjątkiem była w 2017 roku Wikipedia. Nie będę tutaj za bardzo prawniczył, skupię się na dwóch artykułach Dyrektywy budzących najwięcej wątpliwości – w tym też moich. Mają one numerki 11 i 13.
Medialne zamieszanie działo się na przełomie czerwca i lipca, ostatecznie – w uproszczeniu – doprowadziło Unię Europejską do wniosku „dobra, przegadajmy to we wrześniu w większym gronie”. I to niestety nie pomogłe. Więc teraz medialne zamieszanie wraca, a najczęściej obie jego strony nie mają pełnej wiedzy. Omówię te dwie strony, a potem te dwa nieszczęsne przepisy.
Jeszcze tylko zaznaczę – prawda jak zwykle leży pośrodku, bo samo uregulowanie tematu jest potrzebne. W różnych krajach jest na przykład różna granica prawa cytatu i w Polsce musi to być przykładowo uzasadnione nauczaniem, wyjaśnianiem itp. – a w innych krajach niekoniecznie. Omawiam to zresztą w tym wpisie i nagraniu.
Dobrze byłoby temat międzypaństowo ujednolicić.
Upraszczanie przez internautów
Lubię podkreślać na szkoleniach, że już coraz rzadziej powołujemy jakichś internautów, bo stajemy się nimi wszyscy. Tutaj jednak mam na myśli tych z nas, którzy eskalują temat nie wgłębiając się w niego zbytnio – a zaczyna się choćby od uproszczeń i przesadnego nazywania Dyrektywy mianem ACTA2. Ludzie nieraz nawet nie wiedzieli jak w rzeczywistości nazywa się oprotestowany przez nich akt prawny – a to Dyrektywa i w przeciwieństwie do Rozporządzenia (którym jest np właśnie RODO) jej tekst nie będzie stosowany bezpośrednio w państwach.
Do samego oryginalnego ACTA mam sentyment – tekst z 2012 (choć już nie wisi oryginał, mam go na blogu) był pierwszym moim tekstem opublikowanym w Internecie. I między innymi dlatego wiem, że to porównania jednak na wyrost – ACTA to była negocjowana w tajemnicy przed nami umowa międzynarodowa i dotyczyła jednak głównie towarów. Podobnie jak wtedy, spora część dokumentu ma wartościową ideę i bezsensowne jest namawianie do uwalenia go w całości – po prostu trzeba pokazywać błędy i rozwiązania kompromisowe.
Podobnie zresztą sformułowania takie jak „zakaz memów” czy „podatek od linków” to trochę uproszczenia, ale to wyjaśnię dalej. Teraz przeskoczmy front i zapoznajmy się z drugą stroną barykady.
Pomijanie tematu przez zwolenników
Uczciwie przyznaję, że ta strona jest mi mniej bliska, wykażę to przy omawianiu samych przepisów. Mamy tutaj na przykład grono artystów, którzy na stronie ZPAV nagrali swoje słowa poparcia dla Dyrektywy. Wielu z nich szanuję od strony muzycznej, nie podejrzewam jednak o lekturę przepisów (od tego mają ludzi) – mam wrażenie, że jednak postawiono ich przed kamerą z hasłem „powiedz, jak Cię okradają”. I okej – ja nie przeczę, że nadal artyści są okradani – trudno jednak powiedzieć, że zapisy art. 11 czy 13 dotyczą ich bezpośrednio i cokolwiek w tej kwestii zmienią. Zresztą, jak mówiłem – sama Dyrektywa godna jest uwagi, trzeba „tylko” pousuwać z niej sporo głupot.
(W nawiasie – moja etyka każe mi poinformować Cię, że jestem prawnikiem osób działających przeciwko ZPAV:
Nie uważam, by to zmniejszało moje obiektywne podejście do tego, co napisałem w poprzednim akapicie, ale uczciwiej będzie się „przyznać” i zostawić tę ocenę Tobie.)
Tak jak nie podoba mi się u internautów upraszczanie i niezrozumienie, tak po drugiej ze stron tym bardziej nie podoba mi się omijanie niewygodnych tematów i – co gorsza – zasłanianie się nazywaniem problemu fake newsem. Apogeum widać, gdy Komisja Europejska stara się tam być „młodzieżowa” (nieprawidłowe używanie memów jest nawet na swój sposób urocze), ale przede wszystkim nie ma racji.
Na przykład powoływany jest Content ID Youtuba – a znasz jakieś inne takie rozwiązania? Pewnie nie, bo te przepisy umacniają dominującą pozycję monopolisty. Stworzenie czegoś takiego od nowa to spory wydatek, a samo narzędzie wciąż jest zawodne. I – o czym się też coś mniej mówi – dobrowolne dla twórcy np. muzyki, a „po nowemu” byłby do niego zmuszany.
Albo to nieprawda, że Dyrektywa nie dotyczy memów – nie we wszystkich krajach UE można cytować do parodii, a ta regulacja pozwala jeszcze definiować parodię w każdym kraju inaczej. Wyobraź sobie filtrowanie treści pod kątem różnic zarówno między krajami, jak i w rozumieniu tematu wewnątrz nich – tym bardziej w sytuacji, gdy zgodnie z pośrednią treścią art. 13 ma to robić automat.
Artykuł 13
No bo właśnie – ten zostawiający sporo swobody krajowi i nieprecyzyjny przepis w uproszczeniu mówi tak: jeśli Twoja stronka pozwala wrzucać użytkownikom swoje rzeczy, to pilnuj ich praw autorskich z góry i nie czekaj na zgłoszenie. To uderza na przykład w Wykop, choć w zasadzie raczej zapewne celowało w Chomikuj i inne portale spod znaku „my tylko dajemy przestrzeń i należy wrzucać legalnie, jak ktoś wskażenie nielegalne to zdejmiemy”. Ale to jest wylewanie dziecka z kąpielą, i to na dodatek wciąż brudnego. Bo zmusza do prewencyjnej kontroli, by nie powiedzieć cenzury – i na dodatek zwiększa koszty. To też różnica wobec ACTA – tam kontrolować nas mieli dostawcy Internetu, tutaj strony polegające na wkładaniu w nie swoich treści.
Trudno policzyć koszty takiego filtra dla drobniejszych stronek. Nie wszędzie to jest w ogóle dostępne technologicznie – i choćby po tym widać, że przepisy pisane są pod już istniejące rozwiązania korporacji bez zbytniego przejmowania się „mikrusami”. Poza tym nie wiadomo, z iloma bazami filtr miałby porównywać – bo jak nie z jedną to koszty zwiększą się wieeeeelokrotnie.
I wcale nie jest powiedziane, że musi być jakaś droga odwołania jak Ci coś zdejmą! A już teraz z odwoływaniem bywa różnie – jak w sprawie, gdzie to TVN jest jakby sędzią we własnym sporze z Vogule Poland. Fajnie opisuje to Alek Tarkowski w tym artykule => https://kultura20.blog.polityka.pl/2018/08/31/konflikt-vogule-poland-i-tvn-przedsmak-filtrowania-tresci-przez-platformy-internetowe/. Bardzo cenię jego działania w sprawie Dyrektywy zarówno tam, jak i na stronach Centrum Cyfrowego – dla fanów zadań z gwiazdką polecam na przykład rozbicie przez nich przepisu na części z tłumaczeniem na ludzki.
Artykuł 11
No i dobra, teraz ich zalinkowałem, a być może „po nowemu” musiałbym coś płacić? Albo gdybyś zacytował w komentarzu pod tym wpisem musiałbym weryfikować prawa autorskie? To nie lepiej uznać, że oni są zadowoleni z rozpropagowania ich treści, a ja usunę coś łamiącego prawo gdy uzyskam o tym info? Tak jest w tej chwili.
Artykuł 11 to właśnie ten „podatek od linków” – portale chcą kasy od na przykład Wykopu za linkowanie do nich. To dopiero szalone – bez nich nie mieliby wejść, ale mimo to oczekują pieniędzy (zwracam tylko uwagę, że nie chodzi o zajumanie treści w całości, tylko linkowanie do niej). No i dobra – załóżmy na moment, że ktoś tam będzie płacił, a co zrobią biedniejsi? Ja już wiem – nie zalinkują. To tak, jakbym w moim tekście o procesującym się Trumpie nie napisał na końcu „Więcej o tej sprawie na przykład tutaj.” linkując do angielskiej strony.
Ty też tak wybierzesz. I większość. A Internet przestanie być tym fajnym miejscem, gdzie skacząc między odnośnikami można pogłębiać wiedzę i otrząsnąć się po godzinie.
Podsumowanie
Te podmioty także uważają, że w proponowanym kształcie artykuły 11 i 13 są szkodliwe:
wydawcy
instytucje kulturalne
organizacje broniące praw człowieka
twórcy internetu
Julia Reda opisuje, jakie są obecnie propozycje zmiany treści tych przepisów. Marzę o tym, by polscy politycy o skomplikowanych tematach umieli pisać tak przejrzyście. Pani europoseł podobnie jak wspomniana na początku Wikipedia akurat problemem kontrowersji wokół Dyrektywy zajęła się nie w ostatniej chwili – zobacz zapis jej występu na październikowej konferencji CopyCamp.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego zachęcam do odwiedzenia wpisu Pani europoseł – porusza tam temat nie tylko tych dwóch nieszczęsnych artykułów. Warto zwrócić uwagę choćby na wątek prawa do panoramy.
A czy linkując sam do siebie będę musiał sobie płacić? 😉 Ale to byłoby wygodne do prania pieniędzy albo wypłacania z podejrzanych spółek 😉
Zamykamy temat
To wszystko jest niby pisane pod twórców, ale niespecjalnie mówimy o tym, jak zarobią. Wiadomo za to, że treść skoncentruje się w istniejących wielkich platformach. Ja w tym nie widzę korzyści, a widzę zaprzeczenie idei internetu.
Bardzo fajnie napisany artykuł. Wiele fajnych informacji do zaczerpnięcia :)
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
https://www.tomaszpalak.pl/acta2-czyli-proponowana-unijna-zmiana-w-prawie-autorskim-o-co-chodzi/