Anatolia

in #polish7 years ago (edited)

Jason Bourne i pozostali jego filmowi następcy, po wejściu do jakiegoś lokalu, najpierw oceniali drogi ewakuacji w przypadku ewentualnego zagrożenia. Następnie analizowali szczegóły dotyczące każdej, przebywającej tam osoby, celem wychwycenia wszelkich niezgodności. To podstawy BHP działalności dyskretnego obserwatora.
W podobny sposób uczyłem się wychwytywać potencjalnie przydatne mi punkty np. drogi szybkiej ewakuacji z miasta, ugaszenia pragnienia, taniego posiłku, siesty w cieniu, bezpłatnego odcedzenia kartofelków, mycia, zobaczenia czegoś ciekawego itp. Takie obserwacje utrwalały nawyk, który później był wykorzystywany bez udziału świadomości. Poniżej wykażę jak wielkie ma to znaczenie.

Podczas mojej pierwszej inwazji na Turcję, postanowiłem głupio najpierw zdobyć stolicę. Niestety wywiad zawiódł i musiałem jeść tą żabę. Każdy rozsądny włóczęga, z daleka omija miasto, a stolicę szczególnie. Ponieważ ze Stambułu nie mogłem się wyrwać stopem (autostrada) szarpnąłem się na cywilizowany transport do Ankary. W której nie ma nic do zwiedzania ponieważ, to nowe i nowoczesne miasto powstało niejako sztucznie. Sztucznie, ponieważ Turcja potrzebowała stolicy z uwzględnieniem strategicznego położenia (centrum kraju). Znajdują się tam same estakady, banki, wieżowce, biurowce itp. Słowem betonowa makabra. O ile sobie przypominam, moja obecność w stolicy miała swoje źródło w chęci poprawy swojej samooceny i zaimponowaniu rówieśnikom, wyjeżdżającym w tym czasie nad Balaton.

Nie przypuszczam, aby ktoś jeszcze dzisiaj zmuszony był do stosowania podobnej do mojej partyzantki. Czasy się zmieniły a wraz nimi całą reszta. Chyba, że ktoś miał by ochotę odwiedzić Nouakchott lub Djibouti. Np. celem uzyskania sprawności z tytułem “Tułacz Certyfikowany”. Zamiast do Dubaju na przykład. Z takich miejsc można przywieźć dziewicze zdjęcia i umieścić je na Google Maps ew. opublikować na Steemit. To tak półżartem. Sam bym się jeszcze pisał na taką akcję – może kiedyś, gdy warunki pozwolą.

A teraz o skutkach zaniedbywania wywiadu przed akcją. Około 22:00 wysiadam (zdecydowałem się na używanie taszu teraźniejszego) w centrum miasta. Prawdopodobnie był to dworzec centralny.i jednocześnie przystanek autobusowy.

Teraz najpilniejszą sprawą jest bezpieczny azyl, który pozwoli mi ułożenie ciała w poziomie na kilka godzin. Obieram więc przypadkowy kierunek i uparcie trzymam się wybranego azymutu tak, aby jak najszybciej opuścić centrum tego 4 milionowego miasta. Długo maszerując wzdłuż jakiejś drogi dojazowej mam nadzieję zbliżyć się do jakichś peryferii, parku, ławki itp. Podziwiam smukłe lufy czołgowe za siatką po prawej stronie. Po lewej zaś nie podziwiam wielkich hałd węgla. Miałem już kiedyś wcześniej alternatywne przeżycie na obrzeżach Niszu w byłej Jugosławii, kiedy to rano obudziłem się na wale strzelnicy wojskowej. Więc nie ma szans na wypoczynek.

Około północy, zmordowany i spocony wywieszam białą flagę, po czym zwalam się na suchą, gliniastą glebę w stylu pijanego wędrowca. Techniki spadania można obejrzeć na youtube. Już prawie zasypiam, kiedy czuję jak pode mną drży ziemia i widzę z odległości około kilometrajadącego wprost na mnie tira a za nim drugi i trzeci. Droga wylotowa ma to do siebie, że jest również drogą wlotową, więc dotyczy to również kierunku przeciwnego. Kierowcy tirów, ze względu na upały często preferują nocne kursy, nie zagłebiając się w problem naruszania ciszy nocnej, świecenia po oczach i bezpieczeństwa znużonego wędrowca, ułożonego pomiędzy dwoma jezdniami drogi szybkiego ruchu. Pas teoretycznej zieleni, czyli krzaków oleandra wyrastajácych ze spieczonej, gliniastej ziemi ma około 3 metrów szerokości. Dopiero kiedy mija mnie z wielkim hukiem kolejny taki jumbo-jet w odległości kilku metrów oddycham z ulgą. Tym razem się udało. Nagle słońce wyskakuje z za horyzontu i cały horror znika.

Cały dzień zwiedzam wjazdy i wyjazdy na estakady, banki, wieżowce biurowce i całą tą resztę resztę betonu. Pomny nauczki poprzedniej nocy, szukam jakiegoś skweru który mógłby mnie przenocować przed wyrwaniem się z tej pułapki. Wprawne oko nomada znaduje nieduży park, mózg zapamiętuje drogę dojścia a nogi bezsensownie nabijają kilometry w okolicy.

Po zmroku odnajduję drogę powrotu ale i tym razem spotyka mnie zawód. Pusty w ciągu dnia skwer okupowany jest przez takie jak ja ofiary (tyle że miejscowe), w tym rodziny z dziećmi, jakieś dziadki… Widać jest nów bo ciemno, że tylko białka oczu widać, niczym na kreskówce z Różową Panterą. Kolejna nieprzespana noc zaliczona i przeczołgana.

Uciekam w panice z miasta, łapię na stop jakąś rozklekotaną landarę, która po 30 minutach staje przed egzotyczną ruderą, przebraną chyba za zajazd.parkingowy. Towarzystwo wysiada a ja jestem infora jeden z nich doprowadza do maty rozłożonej na klepisku pod słomianym nawiesem, tłumacząc, że teraz jest sjesta a jazdę kontynuować będziemy później. Na zapleczu stoi wysoka na metr gliniana amfora wypełniona wodą i podwieszoną chochlą. Co pewien czas, ktoś z leżących klientów tego hostelu się wybudza z letargu i opuszczając swoją publiczną, pewnikiem zapchloną matę, gasi z niej pragnienie. Z amfory oczywiście aby nie było nieporozumień. Drzemkę czasem umila hotelowa koza starające się robić nam peeling na odkrytych partiach skóry (all inclusive).

Weźmy poprawkę na fakt, że działo się to okolo 1980 roku, tuż przed puczem wojskowym a więc gwałtownym skokiem cywilizacyjnym. Kraj nie był jeszcze zreformowany i wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. Dzisiaj taka egzotyczna scenka z parkingu jest nie do pomyślenia. A ja się na nią jeszcze załapałem (łoł).
Po południu docieram do rozjazdu, na którym w śmieszny, jakby z kreskówki Gumisie ew. Simpsonowie (genialne dialogi) sposób prezentowane strzałki (nie jak dzisiaj wielkie, kolorowe tablice) dają możliwość wyboru głównych kierunków: Bułgaria, Syria, Iran, Irak z tych międzynarodowych. Mnie tymczasem interesują dwie destinacje. Mersin nad morzem Sródziemnym i Izmir nad Egeiskim. Mijają mnie jakieś osły, wielbłądy, owce wzbijając tumany kurzu tworzęce warstę ochronną przed piekącym słońcem.

Moja mapa kończy się na 30 południku, czyli gdzieś tak w połowie drogi pomiędzy Ankarą I Stambułem, więc tak naprawdę nie za bardzo się orientuję w moim realnym położeniu. Stoję więc pod tym znakiem i deliberuję: Mersin 500 km. na południe czy Izmir 500 km. na zachód. Pierwsza destinacja jest bardzo kusząca ale ponieważ wydałem już kasę na bilet autobusowy do Ankary, powrót stopem z Mersin do granicy bułgarskiej mi się nie uśmiecham. Decyduję się na Izmir.

W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na pewien doniosły fakt, mający związek z podejmowanymi w życiu decyzjami i ich nieuchronnymi skutkami. Jego zrozuminie na bazie indywidualnych doświadczeń jest bardzo cenną nauką. Nie bez powodu rozsądne osoby twierdzą, że samo życie z jego i składające się nań wydarzenia są cennym nauczycielem. Skutecznemu korzystania z tych nauk musi jednak towarzyszyć permanentna kontrola własnego umysłu, czyli kojarzenie potencjalnych skutków w kontekście podejmowanych wcześniej decyzji. Bo to od nich właśnie zależy np. czy jakaś koza dobierze mi się do paszportu. To działa w obie strony. Stanowczo twierdzę, że nie jest trudno kreować swoje życie w kierunku łatwym, przyjemnym i dostatniem. Trzeba jedynie stwarzać odpowiednie warunki, aby dać szansę na amanifestowanie się adekwatnych jakościowo skutków.

Moje włóczęgi, ze względu na mnogość występujących po sobie wydarzeń, dawały mi możliwość obserwacji zależności przyczyna skutek w czasie realnym. Niestety, w naszym życiu codziennym tworzymy jednocześnie wiele przyczyn (dobre , złe i takie sobie) i kiedy się manifestują, nie rozpoznajemy ich poszczególnych przyczyn. A także konsumyjemy jednocześnie mnogość wydarzeń co do których nie kojarzymy przyczyn ich manifestacji.

To z tego właśnie powodu powszechnie uważa się, że życiem rządzą przypadki albo przeznaczenie. To masakra jakaś jest. Brak sterowalności w nurcie własnego życia i w związku z tym przyjmowanie go zgodnie z powiedzeniem “Jak Bóg da” jest w mojej opinii współczesną formą dobrowolnego niewolnictwa. Gdyby żeglarze nie manipulowali żaglami i manewrowali kołem sterowym zgodnie z ich oczekiwaniami w zależności od sytuacji, to gdzie by ich dodmuchało “Jak Bóg da” ? Nawt burak w kajaku umie posługiwać się wiosłami.

Jaką decyzję byśmy nie podjęli, musimy ponieść jej adekwatny jakościow skutek. Brak odpowiedniego przygotowania do podróży skutkuje bezradnością zdezorientowanej ofiary w centrum Anatolii. Dokładne przygotowanie zaś, większym bezpieczeństwem ale z brakiem elementów zaskoczenia w akcji, czyli wisienek na torcie. Co kto lubi. Odkryjmy wreszcie tą Amerykę i powiedzmy sobie szczerze i bez świadków – każde wydarzenie w którym uczestniczymy jest skutkiem poprzedniego oraz przyczyną następnego. Świadomość faktu, że to ciąg moich jedynie decyzji (a nie pana Zenka spod 11) mnie doprowadziła do sytuacji w której się znajduję, uświadamia mi doniosłość odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Nie tylko w tym przypadku ale w całym życiu. Powinniśmy też być świadomi, że w każdej relacji z innymi zostawiamy u nich jakiś ślad, który sprawi, że ich los nie będzie identyczny jak przed nawiązaniem relacji. I vice-versa.

Ponieważ nie kojarzę już konkretnych dat wszystkich wypadów (a było ich trochę) będę się posługiwał dwoma pomocnymi terminami. 20w. i 21w. Jak nie wiadomo o co chodzi to wiadomo że chodzi o wiek.
21w. Akcja rozbita jest na trzy etapy. Pierwszy zakłada wyszukanie odpowiedniego noża. Etap drugi zarżnięcie dużego arbuza i rozprawienie się z nim w cieniu. Etap trzeci to penetracja terenu pod legowisko. Wyszukanie noża nie jest proste w tym upale, tym bardziej, że noszę plecak. Nie ma innych więc kupuję 3 w komplecie. Etap 2 nie ma co komentować. W godzinę uzupełniam deficyt elektrolitów i teraz mogę spokojnie poleżeć na plaży. Dużo ludzi, dużo wody i jak na mój gust mało piasku.

Etap trzeci to marsz wzdłuż wybrzeża w stronę widniejącej poza miasteczkiem zieleni. A ta zieleń to eukaliptusowy zagajnik maskujący coś takiego.

Czyli kamping. Zwiedzam teren, zaglądam pod namiot tu i tam. Wszędzie pusto. Przed niektórymi z nich tabelka z ceną. Aha, namioty do wynajęcia czekają na gości. Widzę nawet sklepik ale zbliżenie do niego skończyło się samoszczuciem
psów. Pozostawione same, strzegły powierzonego im kampingu niczym stada. Pod nagrzanym namiotem można w pół godziny ugotować zupkę chińską. Zważając, że cena wynajęcia takiego namiotu zbliżona jest do ceny pokoju w niewyszukanym hotelu, trochę to intrygujące. Ze względu na bliskość mioch odwiecznych wrogów, niepozwalających mi od horyzontu do horyzontu rezygnuję z noclegu na waleta i zmieniam lokalizację.

Po drodze mijam piknikujące na terenie kampingu towarzystwo. Na zdjęciu widać, że wyposażone jest w satelitę, lodówkę, meble i co tam jeszcze. Trochę to wygląda na koczowników z wysypiska. Ale mi się podoba taka rozbrajająca prostota. Sympatycznie i praktycznie. Lubię takie klimaty. Tylko plaży szkoda.

Nocleg przebiega prawidłowo i bez przygód.

Sort:  

To w czasach bez internetu, bez nawigacji i bez gotowych odpowiedzi podróżowanie było prawdziwą przygodą i zmuszało do myślenia, co uważam za kolejny duży atut.
@trampmad podróżowałeś zazwyczaj sam czy miałeś kompanów?

Żeby więcej osób mogło czytać Twoje teksty używaj więcej tagów. Możesz ich dodać łącznie 5.
Zerknij na to drzewo kategorii:
https://steemit.com/polish/@rafalski/inteligentne-drzewo-kategorii-na-polish-i-jak-mozesz-pomoc-ty-uzywajac-tagow-w-odpowiedniej-kolejnosci

Podróżuję sam. Z tagami mam opory ponieważ, nie zależy mi na popularności. Może właśnie dlatego Steemit nie jest dla mnie najlepszym miejscem ale stało się. Skoro już mam konto.

Podziwiam. :)
Może warto pomyśleć o tym, że inni ludzie czytający Twoje teksty mogą się czegoś nauczyć albo poszerzyć horyzonty.
A to chyba dobra misja i dobra karma.
Z drugiej strony dwa tagi to też całkiem sporo. :)

Argument karmy jest przekonujący.