Zdradzona symbioza trójświata.

in #polish6 years ago (edited)

Wszystko co przeczytacie w tym tekscie jest moją prywatną opinią, której nie należy traktować jako porady inwestycyjnej ani jakiejkolwiek innej.

Symbioza, w wielkim uproszczeniu i moim osobistym rozumieniu, jest mechanizmem współpracy w opisywanym ekosystemie pomiędzy różnymi, w tym przypadku biologicznymi gatunkami. Dla uproszczenia tymczasowo skupię się na świecie zwierząt i roślin, ponieważ człowiek to specyficzny przypadek któremu należałoby poświęcić osobny rozdział.

W relacjach pomiędzy zwierzętami i roślinami możemy obserwować zachowania wskazujące na inteligentną (co nie oznacza świadomą) ich aktywność. Przykładem może być zaparkowany gdzieś na pustyni wielbłąd, odskubujący jedynie górną część skąpej kępki trawy, zostawiając resztę z przeznaczeniem na ich regenerację. Możnaby się tu dopatrzyć intencji jakiegoś rodzaju inteligencji. Gdyby tak popuścić wodze fantazji to możnaby pomyśleć, że autorem tego pomysłu jest nadświadomość garbatego, ewntualnie po podkręceniu gałki z napisem “fantazja”, zbiorowa świadomość środowiska, której dotąd nie poznaliśmy i nie mamy jako Homo Sapiens takiego zamiaru.

Rośliny mają w swoim kodzie genetycznym zapisany program, określający które z substancji zawartych glebie mają asymilować. Pasąca się na pastwisku krowa, przyswaja za pośrednictwem żywej, zielonej paszy niezbędne do utrzymywania jej w psychofizycznej kondycji składniki. Gleba jest fabryką i dystrybutorem źródłowego surowca, roślina półproduktem i pośrednikiem z żywym jeszcze stekiem. Możemy w tym prymitywnym przykładzie zobaczyć złożony, międzygatunkowy wysiłek, dzięku któremu nasza krowa wraca do obory samodzielnie. W formie wdzięczności i rekompensaty za wysiłek matki gleby, zostawia jej na łące maleśniki świeżego, regenerującego szpinaku.

Gleba ma tendencję do molestowania żyjących w niej roślin tak, aby zawsze były duże, piękne i pożywne. Nie jest głupia jak byśmy mogli myśleć. Ażeby osiągnąć swój cel (zasilanie roślin w substancje odżywcze) nieraz ciężko pracuje fizycznie, zmieniając topografię nie tylko powierzchni. Wąchających od spodu mógłby zdumieć fakt obserwowanej perystatyki gleby w 3D. W pewnych miejscach się zapada, w innych wybrzusza. Potrafi w ciągu sezonu “wypluwać” na powierzchnię kamienie których tam wcześniej nie było. Zna sposób samomiksowania, wypychając dolne, niewyekspoatowane jeszcze pokłady ku górze, zapewniając tym zasięg szukającym swojego pożywienia korzeniom. Pozostaje do wyjaśnienia kwestia, czy ta dynamika gleby ma charakter intencjonalny, czy też jest rezultatem niwelowania w niej napięć mechanicznych.

Mądry i wyrachowany rolnik nawozi swoją ziemię jeśli chce ją eksploatować. W przypadku gdy nie posiada dobytku, i ze względu na dużą powierzchnię pola nie jest w stanie jej zasilać swoim, prywatnym nawozem, daje jej roczny urlop do następnego sezonu (chociaż i tak ludzkie odpady są zbyt toksyczne dla umęczonej często gleby).To tylko mały, w mikro skali przykład ukazujący współpracę odmiennych gatunków (gleba, rośliny, zwierzęta).Myślę, że naciągając trochę powyższą teorię możnaby stwierdzić, że takiemu wspólnemu wspódziałaniu pasuje określenie symbiozy międzygatunkowej.

Migrujące cyklicznie po prerii stadada bizonów, nawoziły swój szlak użyźniając go z roku na rok, zmieniając tym samym jego wygląd jakość. Może jest to z mojej strony nadimpretacja, ale wydaje mi się, że taka smuga w miarę żyznej gleby, a więc i bardziej soczystej trawy powinna przyciągać owady oraz ptaki, roznoszące niestrawione nasiona innych roślin. Prawdopodobnie żyzny szlak jest powodem dla którego bizony tradycyjnie się go trzymały. W okresie migracji Indianie patrolowali szlaki w oczekiwaniu na bizobranie. Suszone mięso, w odróżnieniu od mirabelek i szczawiu zapewniało przetrwanie nadchodzącej zimy, ciepłe skóry pozwalały spać bez piżamy, a wysuszone ścięgna i jelita wykorzystywano w gospodarstwie domowym, konserwacji sprzętu bojowego oraz wyrobu łapaczy snów. Sucha czaszka pełniła rolę świątecznej peruki szamana, ewentualnie wbita na pal drogowskazu na cmentarz.

Pozbawieni możliwości rozwijania technologi, w tym technologii zabijania, Indianie odbierali inne życia jedynie w szczególnych przypadkach. Polowania oraz obrony przed intruzami chcącymi zawładnąć ich terytorium. Unikali zbędnej śmierci, bo w odróżnieniu od technologicznych populacji nie widzieli w tym ani sensu ani przyjemności. No, chyba że trzeba było wyjątkowo kogoś oskalpować.

Po przekroczeniu pewnego progu cywilizacyjnego, pozwalającego już nie walczyć o samo przetrwanie, istota ludzka ma tendencję do koncentrowania swej aktywności na wygodzie i sprawiania sobie przyjemności. Jest to naturalne zachowanie i nie ma w tym nic nagannego pod warunkiem, że zbiorowa świadomość populacji której to dotyczy wyrzeka się stosowania każdej formy przemocy w stosunku nie tylko do własnego gatunku, ale i pozostałych. W uproszczeniu świata zwierząt i roślin, oraz panujących w nim zjawisk, np. pogodowych.

Percepowane przez zmysły fizyczne przyjemności (wszystkie, ale szczególnie smaku i dotyku), często i fałszywie nazywane potrzebami, wymagają wymiany ekwiwalentu. Człowiek z jego naturalną skłonnością do ergonomicznych zachowań i mając oswojoną technologię, łapie za garłacza i przy jego pomocy wymusza obiekt swojego pożądania, niezależnie co by to było. Gdyby miał do dyspozycji jedynie tomahawk i patyki bojowe, biorąc pod uwagę wspomnianą powyżej ergonomię, poważnie by się zastanowił nad ryzykiem ataku na bank czy pociąg.

Oddzielną, i dosyć kontrowersyjną kwestią jest wytyczenie granicy, pomiędzy potrzebą zaspokajania autentycznych, życiowych potrzeb, a luksusem, prowokującym niezdyscyplinowany umysł do niekontrolowanego pragnienia posiadania. Jest to newralgiczny moment decydujący o zdradzie, lub wierności pierwotnej symbiozie przez człowieka.
Wracając do przykładu naszych Indian, nie obrazuje on co prawda symbiozy w czystej formie, ale rodzaj zachowanej pewnej równowagi na bazie szacunku do środowiska. Do momentu pojawienia się chciwego, mającego czas i technologię białasa z dubeltówką. Ten się nie szczypał z żadną symbiozą, empatią i takimi tam, wybijajac i skalpując wszystko dookoła oprócz siebie samego. Indianie mogliby przetrwać do dziś w trzech przypadkach które przychodzą mi do głowy.

  • Gdyby biali ludzie byli całkowicie zajęci opieką swoich rodzin tak, że nie mieliby czasu ani chęci na poboczne aktywności. Przy założeniu podobnej do dzisiejszej zbiorowej świadomości.
  • Gdyby ludzie mieli na tyle rozwiniętą empatię, że aplikowana przez nich technologia nie stanowiłaby pokusy jej użycia w celu podporządkowania sobie innych.
  • Gdyby ich kobiety były ciut mądrzejsze i wyrzucały swoich mężów z sypialni w przypadku pojawienia się u nich pierwszych symptomów awersji.

Zanim na Ziemii pojawił się człowiek, symbioza jej mieszkańców funkcjonowała w miarę poprawnie, a odmienne gatunki zarówno się wspomagały jak i ze sobą konkurowały. Nie istniało jeszcze wyrachowane źródło chciwości, zazdrości i złej woli. Gdyby założyć, że Stichin miał rację, to Annuaki pod postacią Enlila i Enkiego popełnili błąd, polegający na przekazaniu swoim nowym pupilom zbyt wielkiej autonomii, na którą nie byli przygotowani. Trzeba było nie gryźć tego jabłka.

Swoją drogą, jestem nieco zdziwiony brakiem logiki i wyobraźni Natury, która zdecydowała się na stworzenie istoty poruszającej się w postawie wyprostowanej tylko po to, aby inteligentnie wykorzystywała swoje chwytaki. Jak to się ma do statystyki, z jej alergią do wyjątków?

Człowiek zupełnie nie przystaje do środowiska w jakim się pojawił. Jako jedyny wśród całego tego towarzystwa, pomimo pewnego dyskomfortu zachowuje postawę pionową, narażając się na przeciążenie kręgosłupa, stawów biodrowych, a także nieefektywnie rozłożonego ciężaru jelit. Niezależnie od tego, naukowcy doszli do wniosku, że ziemska grawitacja nie jest optymalna do funkcjonowania ludzkiego organizmu, narażając go na przeciążenie. Nie wydaje mi się aby doskonały Kreator mógł popełnić podobne błędy w swoim projekcie, chyba że taki nie był. I choć niezbyt mi leży koncepcja sztucznego pochodzenia człowieka, to uważam, że jest o czym dywagować. Tak czy siak, człowiek pozbawiony symbiozy z resztą gatunków i mądrością środowiska nie ma szans na przetrwanie, a sztuczna inteligencja przyspieszy proces jego destrukcji, przejmując większość procesów decyzyjnych. Już w tej chwili przekupiony technologią, zachłanny i tracący zdolnośc do empatii człowiek, kreuje sztucznej inteligencji niezbędne do samodzielnego zarządzania bazy informacyjne. A wtedy stanie się zbędny. Ewentualnie w roli wspomagającego SI na planie fizycznym.

Źródło Ilustracji: Pixabay

Sort:  

lubię wracać do tego Twojego tekstu,
jest tyle mądrości w tej symbiozie, pięknie to opisałeś.. ❤️

a człowiek zamiast stanowić kompatybilne uzupełnienie tego systemu, takie doskonałe zwieńczenie dzieła,
to jedyne co robi - to rozrywa te delikatną i drobiazgową siatkę powiązań; degraduje, eksploatuje i depcze; jest pasożytem i egoistą;

czasami tak mi za nas wstyd..
i to poczucie beznadziei walki z zastanym systemem (np. życia we wszędobylskim plastiku i świecie jednorazówek; walczę z tym, ale często czuje niemoc)

a dobrodziejstwo wolnej woli, i co za tym idzie: możliwości sprawczych tworu zwanego człowiekiem - to najwidoczniej dar (choć niezbędny, by człowiek mógł zaznać poczucia szczęścia), to zarazem dar, na który ten człowiek nie zasłużył i który najwidoczniej go przerósł..
nie widzę w tym błędu wychowawczego Kreatora, widzę za to jedynie Jego zawiedzione nadzieje (jako rodzice - potrafimy zrozumieć te uczucia);

mimo wszystko jest wielu mądrych i dobrych ludzi,
ale ich mozolna praca (często "u podstaw") jest cicha i nie drze mordy, dlatego mniej ją widać i bywa zakrzyczana przez zło.
ale oni są.
i może dzięki nim jeszcze w ogóle żyjemy na tej zrujnowanej planecie

Skoro nasza dwójka widzi to tak samo, jest szansa że takich jak my patogenów jest więcej. Nie musimy się z tym ani afiszować, ani w tym kierunku katechizować innych. Prawdy przyswajne samym intelektem nie zawsze bywają skuteczne, w odróżnieniu od tych spontanicznych (jakby cudzych) inspiracji , wpraszających się do utrzymanego w czystości umysłu. Myślę też, że organizowanie ulicznych pochodów (w intencji uzdrowienia mentalnego gatunku ludzkiegoze) ze świecami z wonnymi kadzidłami, symbolami Gaji i hasłami typu Liberté, égalité, fraternité oraz naprędce skomponowanym eko psalmami nic nie da. Polecam indywidualne zajęcia ze swoim umysłem w zaciszu swojego domostwa. Kiedyś masa krytyczna ludzi ze zdrowym podejściem zrobi swoje. A jeśli nawet nie, to sprawiedliwości stanie się zadość i równowaga i tak będzie przywrócona. Już bez ludzkiego gatunku skoro nie pasuje do ekosystemu.
Zamierzałem kontynuować komentarze z tagiem kulinaria i pracuję obecnie nad formułą odchudzającej zupy mlecznej (na mleczu oczywiście), ale po Twoim komentarzu na mój wpis zmieniam zdanie. Obżeranie się jest grzechem.

Dołączam się do grupy. Czuję to samo!

Congratulations @trampmad! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You made more than 500 upvotes. Your next target is to reach 600 upvotes.

Click here to view your Board
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

You can upvote this notification to help all Steemit users. Learn why here!