Witam,
podzielę się z Wami historią, która spotkała moją żonę i córeczkę. Na pierwszy rzut oka jest banalna, jednak uważam że warto się nią podzielić.
Jak w każdej mrocznej historii zaczęło się od sielanki. Synek pojechał w sobotę do moich rodziców, a córeczka została z nami. Po prostu jest zbyt mała i po kilku godzinach musielibyśmy po nią wracać … i to na sygnale! Żona postanowiła, że będzie pół soboty i pół niedzieli wyłącznie do dyspozycji córki. Więcej zabawy, trochę nauki, generalnie będzie robiła co córa będzie chciała. Padł pomysł, by pojechać na plac zabaw. Na konkretny plac zabaw, do Galerii Pestka w Poznaniu.
Nie pamiętam, o której dojechały na miejsce, myślę że około południa. Ja zostałem w domu, miałem dużo pracy, jednak postanowiłem podarować sobie odrobinę luksusu i pograć pół godzinki na kompie :)
Nagle telefon! Dzwoni żona! … i się zaczęło! Zdyszana zaczyna mi opowiadać co się dzieje, ale to są jakieś strzępki myśli. Mówiła o tym że zginęło dziecko na placu zabaw, zrozpaczony ojciec darł się przez głośniki w galerii, nagle zaczęło się coś palić, kazali opuścić galerię, że uciekały w skarpetkach, a teraz są bezpieczne w samochodzie! Jakieś chore jazdy. Doszliśmy do wniosku, żeby pojechały sobie do starego, dobrego i siermiężnego M1, żeby sobie nie psuć dnia, a potem mi opowie na spokojnie.
Ale od początku. Dziewczyny postanowiły się bawić razem, zdjęły kurtki i buty. Po dziesięciu minutach obsługa galerii zaczęła mówić coś o chłopcu, nie wiem dokładnie co, jednak po chwili ojciec wyrwał mikrofon i zaczął krzyczeć. Żona powiedziała, że wręcz wył! Opisał chłopca, dwulatek, koszulka w paski. Prosił by go szukać, był na placu zabaw, ale obsługa nie wie gdzie jest! Prosił by zablokować wejścia, by ludzie pomogli mu go szukać!
Dziewczyny postanowiły, że poszukają go na placu zabaw, a nie jest on mały. Postanowiły, że pójdą do kolorowych kulek, może malutki się poślizgnął i leży pod nimi. Po chwili usłyszały następny komunikat by szybko opuścić galerię. Bez wyjaśnienia. Poszły do wyjścia z placu zabaw po kurtki i żona poczuła spaleniznę. Zobaczyła też lekkie poddenerwowanie na korytarzu galerii. Wdrapała się na blat, by wejść do szatni. Wzięła kurtki i buty. Atmosfera była na tyle napięta, że uciekały boso. Czuć było spaleniznę. Córka płakała, schodziły bez butów po wyłączonych ruchomych schodach. Zamknięto im przed nosem elektrycznie otwierane drzwi.
Miały dziewczyny przygodę. Kiedy przyjechały do domu sprawdziliśmy co się stało, okazało się że spaliła się kuchenka mikrofalowa. Mnie zastanawia co się stało z tym chłopcem. Czy go znaleziono? Myślę że tak, w końcu byłyby chyba jakieś wiadomości o jego zaginięciu. Napisałem nawet komentarz na epoznan.pl, że coś się takiego stało, ale mi zaminusowali.
No i kwestia samego placu zabaw “Lider”. Nie każdy rodzic wchodzi na plac z dzieckiem, niektórzy traktują go jako przechowalnię. Nie wiem jak było w tym wypadku, ale zostawienie samego dwulatka była skrajnie nieodpowiedzialne. Obsługa rozłożyła ręce, sytuacja jak w słynnej scenie w szatni.
Sporo do życzenia pozostawia kwestia ewakuacji, żona twierdzi że dzieciom bez opieki kazano iść w głąb sali, do baru. Nie widziała tam nikogo z obsługi.
Nie mam porównania, czy tylko żona spanikowała, czy atmosfera była napięta. Na pewno na wyobraźnie podziałało WYCIE ojca tego chłopca. Współczuję facetowi i mam nadzieję, że na strachu się skończyło. Straszny pech z tą ewakuacją, przecież nikt już nie myślał o pomocy w szukaniu.
Pozdrawiam
Uszi
mój komentarz na epoznan: https://goo.gl/Fvpx4h
foto: https://goo.gl/2VnauL
fragment filmu "Miś"
podzielę się z Wami historią, która spotkała moją żonę i córeczkę. Na pierwszy rzut oka jest banalna, jednak uważam że warto się nią podzielić.
Jak w każdej mrocznej historii zaczęło się od sielanki. Synek pojechał w sobotę do moich rodziców, a córeczka została z nami. Po prostu jest zbyt mała i po kilku godzinach musielibyśmy po nią wracać … i to na sygnale! Żona postanowiła, że będzie pół soboty i pół niedzieli wyłącznie do dyspozycji córki. Więcej zabawy, trochę nauki, generalnie będzie robiła co córa będzie chciała. Padł pomysł, by pojechać na plac zabaw. Na konkretny plac zabaw, do Galerii Pestka w Poznaniu.
Nie pamiętam, o której dojechały na miejsce, myślę że około południa. Ja zostałem w domu, miałem dużo pracy, jednak postanowiłem podarować sobie odrobinę luksusu i pograć pół godzinki na kompie :)
Nagle telefon! Dzwoni żona! … i się zaczęło! Zdyszana zaczyna mi opowiadać co się dzieje, ale to są jakieś strzępki myśli. Mówiła o tym że zginęło dziecko na placu zabaw, zrozpaczony ojciec darł się przez głośniki w galerii, nagle zaczęło się coś palić, kazali opuścić galerię, że uciekały w skarpetkach, a teraz są bezpieczne w samochodzie! Jakieś chore jazdy. Doszliśmy do wniosku, żeby pojechały sobie do starego, dobrego i siermiężnego M1, żeby sobie nie psuć dnia, a potem mi opowie na spokojnie.
Ale od początku. Dziewczyny postanowiły się bawić razem, zdjęły kurtki i buty. Po dziesięciu minutach obsługa galerii zaczęła mówić coś o chłopcu, nie wiem dokładnie co, jednak po chwili ojciec wyrwał mikrofon i zaczął krzyczeć. Żona powiedziała, że wręcz wył! Opisał chłopca, dwulatek, koszulka w paski. Prosił by go szukać, był na placu zabaw, ale obsługa nie wie gdzie jest! Prosił by zablokować wejścia, by ludzie pomogli mu go szukać!
Dziewczyny postanowiły, że poszukają go na placu zabaw, a nie jest on mały. Postanowiły, że pójdą do kolorowych kulek, może malutki się poślizgnął i leży pod nimi. Po chwili usłyszały następny komunikat by szybko opuścić galerię. Bez wyjaśnienia. Poszły do wyjścia z placu zabaw po kurtki i żona poczuła spaleniznę. Zobaczyła też lekkie poddenerwowanie na korytarzu galerii. Wdrapała się na blat, by wejść do szatni. Wzięła kurtki i buty. Atmosfera była na tyle napięta, że uciekały boso. Czuć było spaleniznę. Córka płakała, schodziły bez butów po wyłączonych ruchomych schodach. Zamknięto im przed nosem elektrycznie otwierane drzwi.
Miały dziewczyny przygodę. Kiedy przyjechały do domu sprawdziliśmy co się stało, okazało się że spaliła się kuchenka mikrofalowa. Mnie zastanawia co się stało z tym chłopcem. Czy go znaleziono? Myślę że tak, w końcu byłyby chyba jakieś wiadomości o jego zaginięciu. Napisałem nawet komentarz na epoznan.pl, że coś się takiego stało, ale mi zaminusowali.
No i kwestia samego placu zabaw “Lider”. Nie każdy rodzic wchodzi na plac z dzieckiem, niektórzy traktują go jako przechowalnię. Nie wiem jak było w tym wypadku, ale zostawienie samego dwulatka była skrajnie nieodpowiedzialne. Obsługa rozłożyła ręce, sytuacja jak w słynnej scenie w szatni.
Sporo do życzenia pozostawia kwestia ewakuacji, żona twierdzi że dzieciom bez opieki kazano iść w głąb sali, do baru. Nie widziała tam nikogo z obsługi.
Nie mam porównania, czy tylko żona spanikowała, czy atmosfera była napięta. Na pewno na wyobraźnie podziałało WYCIE ojca tego chłopca. Współczuję facetowi i mam nadzieję, że na strachu się skończyło. Straszny pech z tą ewakuacją, przecież nikt już nie myślał o pomocy w szukaniu.
Pozdrawiam
Uszi
mój komentarz na epoznan: https://goo.gl/Fvpx4h
foto: https://goo.gl/2VnauL
fragment filmu "Miś"
Dobry temat :) fajnie że jest tu nas Polaków co raz więcej :) zapraszam do mnie! :p
Czy jednak sprawdza się określenie "Poznań - miasto doznań". Niezła nerwówka musiała być.
dokładnie :) kilka tyg temu na tym placu zabaw przy barierce utknęła głowa dziecka i chyba z godzinę było unieruchomione :/
Zainteresowała mnie ta sprawa, szukałam jakichś informacji o chłopcu, ale też niczego nie znalazłam. Myślę, że to dobry znak i dziecko się znalazło. :)
Swoją drogą, kiedyś byłam w sąsiedniej Plazie, gdy nagle zaczął wyć alarm, a na holach zamykały się wielkie drzwi przeciwpożarowe, dzieląc centrum handlowe na dwie albo trzy części. Do tej pory nie wiem, co tam się stało. Chyba nie jesteśmy najlepiej przygotowani na takie sytuacje.
Też szukałem czy coś wiadomo o tym chłopcu. Również uważam, że to dobry znak i się znalazł :)
Mam także nadzieję, że temu dziecku nic się nie stało.
Ale nie rozumiem jednego, jak można było zaminusować Twoją wiadomość. Ja nie wiem co niektórzy ludzie mają w głowach i jakim trzeba być... człowiekiem żeby dać minusa.
Zrzeszenie Polaków na steemit. Zapraszamy! :p im więcej nas będzie tym lepiej będziemy mogli prowadzić nasze konta na steemit...
Like i follow @polandsteemit
wpadnę, a o co chodzi?