Hej, tu @veggie-sloth. Wiele razy zachwalano mi afrykańską wołowinę. Mówiono, że południowe kraje Afryki słyną z mięs oraz owoców morza i niewiele w ich diecie warzyw, a w restauracjach trudno o zróżnicowany jadłospis dla jaroszy.
Widmo głodu
Część z tych informacji sprawdziła się podczas mojej podróży do Livingstone w Zimbabwe - kurortu z pięknym Wodospadem Wiktorii, gdzie w kilku miejscowych knajpach dań bezmięsnych było tyle, co kot napłakał. Większośc ofertowała steki z oryksa czy krokodyla, żeberka czy oczywiście importowane z krajów ościennych owoce morza. Bez mięsa można było dostać co najwyżej spaghetii i to w wygórowanej cenie. W supermarketach podobnie. Na stoisku z warzywami smutek i pustka. Nie powiem, bym chodził najedzony.
Mądrzejszy o te doświadczenia, wybierając się do Namibii w lutym, wziąłem ze sobą dwa opakowania kotletów sojowych, kilka puszek i owsiane batoniki w dużej ilości. Jakież było moje zdziwienie, gdy w Windhoek, podczas pierwszej wspólnej kolacji, w menu zwyczajnego steak baru znalazłem cały dział dań dla wegetarian! Wybór padł na warzywnego burgera - całkiem zresztą smacznego. Potem było jeszcze lepiej!
Prawie rozpasanie
Po pierwszej wizycie w supermarkecie wiedziałem, że w Namibii moje obawy można było włożyć między bajki. Na większości wątpliwych produktów są oznaczenia, czy są one wegetariańskie czy wegańskie. Wybór kostki sojowej w różnych smakach był godny podziwu, warzyw było sporo i były one całkiem przyzwoitej jakości. Przypraw, także tych europejskich, dużo, choć kminku nie było. Pieczywa w bród i wiele gatunków. Naprawdę było w czym wybierać i miałem czasami wrażenie, że jestem w porządnym zachodnioeuropejskim sklepie.
Oczywiście, oprócz znanych nam marek i produktów, w namibijskich sklepach znajdziemy afrykańskie specjały, jak choćby chakalakę. To warzywna ostra potrawka na bazie pomidorów, z dodatkiem do papryki, cebuli i marchwi. Często jada się ją z kaszą z mąki kukurydzianej, która w każdym kraju Afryki ma odrębną nazwę - pap, sadza czy też ngima. W Namibii to oshifima albo po angielsku maize. Niestety to kuchnia biedoty, więc nie łatwo znaleźć tę kaszkę w restauracjach, jednak kupiłem kilo mączki i kiedyś dla Was ugotuję prawdziwy polski pap... czy też sadzę… albo oshifima ;)
Mleko, jogurty, różnego rodzaju fasole, soki, a nawet gotowe pesto ze świeżej kolendry, dostępne w namibijskim supermarkecie uświadomiły mi, że niepotrzebnie wziąłem z domu tyle jedzenia - wszystko co potrzebowałem do zdrowego gotowania miałem tam pod ręką. Brakowało tylko tofu, ale to nie Azja i bez niego mogłem się przecież obejść. W Namibii mają pyszny cheddar, niebo w gębie! W jednej z lodówek sklepowych widziałem nawet wegańskie kiełbaski, ale jak już wiecie unikam mięsopodobnych produktów. Zreszta i tak nie byłoby miejsca w samochodowej lodówce, zajętej w większości przez napoje chłodzące… alkoholowe lub nie (w mniejszości).
Gotowanie kamieni
Restauracje na naszej trasie odwiedzaliśmy rzadko - dosłownie kilka razy. W menu każdej z nich, jak w normalnym cywilizowanym kraju, potrawy wegetariańskie były oznaczone ikonką lub specjalnym opisem. Sklepy odwiedzaliśmy co kilka dni, by uzupełnić zapasy, a podczas trasy codziennie gotowałem sam sobie. Okazało się, że wśród 16 osobowej ekipy byłem jedynym wegetarianinem. Zawsze oczywiście dzieliłem się z resztą, o ile wykazywali chęć na bezmięsny dodatek do steku. W zaciszu, z dala od ogniska i zapachów smażonych mięs, gotowałem swój kociołek. Najczęściej były eintopfy: duszone warzywa we własnym sosie, czasem z dodatkiem kostki sojowej, jednak na moim talerzu zagościły również makarony, soczewica, tosty czy zwykłe, najprostsze sałatki z pomidora, ogórka i cebuli. Nie było ani czasu ani warunków na kulinarne szaleństwa. Dysponowałem jedynie dwoma garnkami turystycznymi i jedną kuchenką, a i tak na kemping najczęściej przyjeżdzaliśmy zmęczeni całodzienna jazdą, więc nie bardzo miałem ochotę na specjały.
Problemem był również wiatr, który wieczorami mocno wiał i utrudniał gotowanie. Po kilku dniach, gdy byliśmy w górach, na wysokości 1400 m n.p.m. musiałem chować kuchenkę na tyłach samochodu. Niemal anegdotyczna wśród załogi stała się moja potrawka z kamieni, czyli ziemniaków, które mimo ponad godziny gotowania nadal były twarde, choć już dawno wszystkie warzywa się rozgotowały, a reszta ekipy dawno zjadła. Wyszły pyszne! A propos ziemniaków, każdego wieczora rozpalaliśmy też ognisko...
fot. Anna Klinkosz
Drewno ze sklepu
Drewno w południowej Afryce kupuje się w sklepie, we wsi od miejscowych lub w knajpach. Nie wolno zbierać drewna z kempingu ani okolicy. W jednym z bardziej luksusowych miejsc sprzedano nam je w kartonowym firmowym pudełku, jednak zazwyczaj jeden pakiet związany jest zwykłym sznurkiem. Gdy już późnym wieczorem ogień przygasał, piekliśmy w rozgrzanym pyle ziemniaki. Gorące, przerzucane z ręki do ręki pyszne kartofle, pod oszałamiająco rozgwieżdżonym niebem. Nawet sól mieliśmy…
By jednak nie było… Namibia to raj dla lubiących mięso, więc co wieczór na innych stołach gościły steki i kiełbaski z rodzimych rzeźni. Był też tradycyjny afrykański grill, czyli braai z plemieniem Himba, na którym została zjedzona koza. Dałem sobie spokój z oglądaniem tych widoków, wybrałem wtedy zachód słońca, który nad wodospadami Epupa, na granicy z Angolą prezentował się dużo lepiej.
Peace and love @veggie-sloth
Zobaczcie koniecznie piękne zdjęcia z tej wyprawy w galerii Anny Klinkosz!
Świetny wpis, muszę zapisać następny kierunek mojej podróży :)
Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora @pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!
Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.
Cieszymy się, że nie umarłeś z głodu.
Twój post został podbity głosem @sp-group-up Kurator @julietlucy.