Cień pod Maską (ZaczytanaNija)

in #polish7 years ago

Cień pod maską

Tata przygniótł mnie swoim ciężarem, gdy było już po wszystkim. Ciężko dyszał mi do ucha nie zwracając uwagi na to, że znowu płaczę.
 - Skończysz w piekle za to, co zrobiłaś. – powiedział, a jego głowa bezwładnie opadła. Po chwili jego głośne chrapanie dało mi znać, że zasnął, jak za każdym razem, kiedy za dużo wypił.
Nie ruszałam się. Bałam się cokolwiek zrobić, aby wydostać się z pod jego ogromnego cielska, zatrutego alkoholem. Wciąż czułam ból, jaki mi zadał, jak dosłownie kilka minut temu okładał mnie pięściami, jak jęczał wprost w moje usta….
Czułam krew cieknącą mi po nogach…
Mój własny ojciec… Skrzywdził mnie w najgorszy możliwy sposób. A ja nie potrafiłam się bronić. Był za silny, wciąż powtarzał, że to moja wina, że na to zasługuję. Mówił to tak często, że te słowa w końcu we mnie wsiąknęły. Więc zamilkłam. Tylko łzy płynące po policzkach wskazywały na to, że cierpię.
Tata zachrapał. Próbowałam odepchnąć go od siebie, ale za każdym razem przerywałam bojąc się, że go obudzę. Jednak w końcu mi się to udało. Tata leżał na plecach tuż obok mnie mrucząc jakieś zdania, których nie potrafiłam zrozumieć.
Nie wiem czemu, ale ten widok mnie przeraził. Zasłoniłam usta ręką powstrzymując głośny jęk. Nie miałam pojęcia czemu, ale wybiegłam z pokoju. To był jakiś impuls, coś wewnątrz mnie nakazało mi stąd uciec, dopóki mam jeszcze szansę. I tak też uczyniłam.
Nie zwracając uwagi na to, że cała spódniczka przesiąkła krwią, pochwyciłam cieniutki, biały sweter, jedyną ładną rzecz, jaką posiadałam i wybiegłam na zewnątrz, gdzie owinął mnie mroźny, październikowy wiatr. Nie spoglądając za siebie ruszyłam w drogę, która miała mnie zaprowadzić do zupełnie innego świata.
Jak najdalej od człowieka, który przestał nad sobą panować. Który zgwałcił swoją własną córkę.

~

Rzeczywistość jest brutalna. Człowiek może zrobić wszystko, kiedy jest od niej oddzielony. Nie ma cierpienia, katorgi, jest tylko szczęście i radość. Nie odczuwasz bólu. Nie odczuwasz poczucia winy. Tego, że przegrałeś. Po prostu istniejesz, a wraz z tobą pozytywne emocje.
Ale nic nie trwa wiecznie, podobnie jak ten świat, gdzie wszystko jest kolorowe. Choćbyś usilnie się starał tam pozostać, coś ciągnie cię z powrotem do rzeczywistości, która na powitanie przygotowuje dla ciebie sesję bólu i wspomnień, które ranią cię od środka.
Tak się właśnie czułam. Błogość, jaka mnie ogarnęła w ciemności była jak silnie uzależniający narkotyk. Lecz nie mogłam zrobić nic, by przedłużyć jego kojące działanie.
W pewnym momencie on się pojawił. Ból.
Rozległ się jakiś dziwny huk, a po nim błysk ostrego światła, który przeszył mnie od stóp do głów. Odwróciłam głowę w bok, ale niewiele mi to pomogło. Skronie pulsowały w rytmie serca, a oparzenia na skórze piekły coraz mocniej…
Wtedy właśnie się ocknęłam. Oparzenia?
Niechętnie otworzyłam oczy, co było dość trudną czynnością. Po wielu próbach dostrzegłam, że siedzę na ziemi, wyłożonej zimnymi kafelkami. Ściany wyglądały jak skały, bądź węgiel, który czeka na wydobycie. Źródłem światła, które spowodowało u mnie ból była mała żarówka, swobodnie zwisająca z sufitu. Po mojej prawej stronie znajdowały się kraty. Tak, kraty więzienne, a nieopodal nich wzdłuż ciemnego korytarza spacerowało sobie dwóch nieźle napakowanych mężczyzn z ogolonymi głowami.
Poruszyłam się niespokojnie i natychmiast syknęłam czując ogromne pieczenie i przypominając sobie, o czym przed chwilą myślałam. Spojrzałam na dłoń, gdzie ujrzałam ogromny ślad po oparzeniu pełen bąbel, które szczypało tak mocno, jakby zostało zrobione przed chwilą. Ledwo potrafiłam ruszać ręką, ale po pewnym czasie przestało to być dla mnie ważne, bo właśnie wtedy zobaczyłam, w co jestem ubrana.
Miałam na sobie strój Crystal.
Zaskoczona zamrugałam kilkakrotnie nie wierząc w to, co widzę. Mogłabym przysiąc, że gdy wracałam do domu byłam ubrana w mundurek szkolny…
Nagle coś zaskoczyło. Przypomniałam sobie, co się wydarzyło. Że walczyłam po raz pierwszy z Nefrą. Że szło mi dobrze do momentu, kiedy nie chwyciłam tego głupiego bicza, który jakimś cudem mnie oparzył. Nefra wykorzystała okazję i kopnęła mnie tak mocno w twarz, że straciłam przytomność.
I przyprowadziła mnie właśnie tu.
 - O proszę, nasza śpiąca królewna się obudziła! – zarechotał jeden z mężczyzn.
 - Ale nie martw się – kontynuował drugi. – Już niedługo zaśniesz wiecznym snem.
Warknęłam i poruszyłam rękami, ale coś mnie zablokowało. Spojrzałam w dół i dopiero teraz ujrzałam, że mam założone kajdanki z swobodnie zwisającym długim łańcuchem. Nieznajomi widząc moje zakłopotanie wybuchli głośnym śmiechem, przybili sobie żółwika i ponownie zniknęli mi sprzed oczu.
Zaklęłam pod nosem. Nefra naprawdę dobrze to wymyśliła. Dowiedziała się o mnie kilku rzeczy i zaatakowała z dala od ludzi używając broni, która na pewno szybko i łatwo mnie pokona. A gdy tego dokonała przywlekła mnie tutaj, by zakończyć moje życie.
Taki był jej plan. Wiedziała, że nie zdoła spełnić swoich najmroczniejszych pragnień dopóki ja stoję jej na drodze. Musiała mnie zniwelować.
 - Cieszę się, że nareszcie się obudziłaś. Bałem się, że Nefra jednak wykończyła cię do końca.
Wzdrygnęłam się na dźwięk tego głosu i od razu podążyłam wzrokiem w stronę skąd dochodził. Z cienia, gdzie światło żarówki nie padało, z ledwością wyłonił się Christian. Serce mi zamarło, gdy go ujrzałam.
Był w o wiele gorszym stanie niż ja. Miał ogromny siniak pod okiem i rozciętą wargę. Dziura na koszuli wypalona przez bicz ukazywała ogromne poparzenie, które utrudniało mu ruch. Prawą rękę miał zgiętą w łokciu i przyciśniętą do ciała. Najwidoczniej została ona złamała, bo podpierał się tylko lewą ręką.
Co mnie jednak najbardziej zszokowało to jego uśmiech, który posłał w moim kierunku, jakby nic mu nie dolegało. Chciałam do niego podejść i pomóc mu na tyle, na ile będę w stanie, ale nie zdążyłam zareagować, bo ciągnął dalej:
 - Przebrali cię, kiedy byłaś nieprzytomna. Chyba znaleźli ten strój w twojej torbie. Potem cię tu przyprowadzili, ale to było jakiś czas temu. Pewnie już dawno zapadła noc.
Zdałam sobie sprawę, że od momentu, kiedy się przebudziłam ani razu nie pomyślałam o Christianie. Ale teraz, kiedy już wszystko ułożyło mi się w głowie przestałam się kompletnie o niego martwić. Teraz raczej byłam wściekła.
Wstałam na równe nogi ciesząc się w duchu, że udało mi się to bez problemu.
 - Ty dupku. – powiedziałam.
Christianowi zrzedła mina, a uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił.
 - Też się cieszę, że nic ci nie jest. – skwitował unosząc brwi, a ja prychnęłam.
 - Mówiłam ci, żebyś stamtąd zwiewał! I teraz, oprócz swojego, to muszę ratować jeszcze twój tyłek!
Buzowała we mnie taka złość, że musiałam ją na nim wyładować. Fakt był taki, że gdyby Christian mnie posłuchał to nie siedziałby tu razem ze mną, a mnie nie zżerałoby poczucie winy, które obudziło się we mnie na jego widok.
Nie zrobiłam nic, aby go uratować.
 - Wybacz, że nie wiedziałem, że jesteś Crystal… – mówił to spokojnym głosem z nutką niewielkiego gniewu. – I że w walce jesteś niezła. Chociaż tym razem się nie popisałaś.
Ostatnie słowa w niewielkim stopniu mnie zabolały, może dlatego, że były prawdziwe. Ale nie miałam zamiaru pokazywać tego Christianowi, dać mu satysfakcję z tego, że udało mu się mnie zranić.
 - Ty zaś nie wykazałeś się rozumem, kiedy próbowałam przekonać cię, żebyś się ratował! A teraz siedzisz tutaj i to przeze mnie!
Odwróciłam się do niego tyłem podchodząc do krat. Oddychałam głęboko próbując się uspokoić, ale nie pomagało mi to, że czułam na sobie wzrok Christiana.
 - O co ci chodzi? Przecież nie obwiniam cię o to, że zostałem tutaj uwięziony!
 - Ale ja siebie obwiniam, rozumiesz?!
Usłyszałam jak wstrzymał oddech. Z całych sił powstrzymywałam się od tego, by na niego spojrzeć. Zacisnęłam więc dłonie na kratach tak mocno, że poczułam ból w miejscu poparzenia.
 - Obwiniam się za to, że nie zdołałam cię przekonać – zamknęłam oczy przypominając sobie całe spotkanie z Nefrą. – Że pozwoliłam jej mnie pokonać. Że nie potrafiłam zadbać lepiej o twoje bezpieczeństwo.
Wciąż nie docierało do mnie, że Nefra będzie chciała mnie zabić. Że uwięziła ze mną Christiana i z nim na pewno postąpi podobnie. Bo, po co miałaby trzymać go przy życiu? Nie po to, aby go wypuścić na wolność.
 - Przepraszam – uniosłam powieki i zerknęłam przez ramię na Christiana.  - Nie chciałem, by stała ci się krzywda. Ubzdurałem sobie, że muszę cię chronić, chociaż nie miałem żadnych szans z Nefrą – przygryzł wargę. – Teraz czuję się strasznie głupio, bo to ty jej przywaliłaś, a to ja mam tutaj jaja.
Nie oczekiwałam przeprosin. Sądziłam, że będzie brnął w swoje, aż w końcu przyzna mi rację, że to moja wina. Przeklnie mnie i powie, że jestem nikim, tak jak mój ojciec.
Że zasługuję na śmierć, która już na mnie czeka.
Wzrok zamglił mi się na moment i zrozumiałam, że wciąż noszę soczewki. Z westchnieniem próbowałam je ściągnąć, co bez lusterka było bardzo trudne.
Christian przyglądał mi się z zaciekawieniem, a ja w międzyczasie usiadłam tuż obok niego.
 - Nie chcę przeprosin – oznajmiłam. – Chcę, abyś zrozumiał, że przez to, że siedzisz tu razem ze mną ja mam ogromne poczucie winy – odwróciłam głowę w jego stronę. Wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby to, co mówię było dla niego bardzo ważne. – To była moja pierwsza walka, pierwsze spotkanie z Nefrą. I spartaczyłam tą sprawę, bo teraz ty znajdujesz się w niebezpieczeństwie.
Nastała cisza, która trwała zbyt długo. Christian wciąż nie odrywał ode mnie wzroku, a jego mina o niczym nie świadczyła. Już miałam się odezwać, gdy powiedział:
 - Przenikliwe i hipnotyzujące spojrzenie.
Wzdrygnęłam się po raz kolejny unosząc brwi w geście pytającym.
 - Co to ma wspólnego…
 - Zupełnie nic. Ale byłem zawsze ciekaw… Wszyscy ci przestępcy mówili, że twoje spojrzenie potrafi zahipnotyzować.
Zamrugałam zaskoczona, a następnie odwróciłam głowę, gdy poczułam, że moje policzki robią się czerwone.
 - Od kiedy pamiętam chciałem cię poznać – uśmiechnął się pod nosem. – A miałem cię na wyciągnięcie ręki, każdego dnia.
 - Teraz masz okazję. – szepnęłam.
 - Tak – zmarkotniał nagle. – Podziwiałem cię. I teraz też podziwiam. I musisz wiedzieć, że nie jesteś niczemu winna. Miałaś rację. Gdybym cię posłuchał nie byłoby mnie tu. Ale nie żałuję. Przynajmniej będę mógł się dowiedzieć o tobie czegoś więcej.
Wbrew sobie zaśmiałam się. To było coś nowego, ponieważ od wielu lat nie słyszałam tych słów. Nikt nie chciał poznać mnie bliżej. Dlatego też byłam zaskoczona, ale i w pewnym sensie szczęśliwa.
Czekałam na to, aż Christian coś doda, ale on nagle chwycił mnie za rękę i podwinął rękaw stroju ukazując moje stare blizny. W tym momencie przestało mi być wesoło.
 - Mogłabyś mi o nich powiedzieć? Dlaczego to robisz?
Szybko wyrwałam się spod jego uścisku.
 - To długa historia. – powiedziałam, zasłaniając blizny.
 - Mam czas. Wiesz, nigdzie się nie wybieram.
Serce zabiło mi o wiele szybciej. Ta sytuacja była zupełnie inna. Siedzieliśmy w celi, nie wiadomo gdzie, a mnie zapewne już niedługo czeka egzekucja. Wciąż jednak nie byłam przekonana czy wyjawienie mu prawdy odniosłoby pozytywne skutki.
Z drugiej strony najważniejszą tajemnicę poznał: wie, że jestem Crystal i choć z początku wydawał się tym zaskoczony teraz mówił o tym, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
 - Dlaczego chcesz się tego dowiedzieć? – wstałam i założyłam ręce na piersi. – Czemu tak bardzo na mnie naciskasz?
Jego twarz zamieniła się na dosyć poważną. Odniosłam wrażenie, że poruszyłam bardzo delikatny dla niego temat. Ale, jak to się mówi, coś za coś.
 - Powiedzieć ci? – rzekł, akcentując każde słowo twardym głosem. – Kiedy miałem dziesięć lat i mieszkałem jeszcze w Europie widziałem na własne oczy, jak mój najlepszy przyjaciel, dwa lata ode mnie starszy wykrwawia się na śmierć. Podciął sobie żyły tak głęboko, że gdy go znalazłem mogłem tylko patrzeć, jak powoli odchodzi z tego świata – przerwał, żeby zaczerpnąć tchu, a mnie wręcz wmurowało w podłogę. – Od tego momentu, gdy widzę kogoś z bliznami po cięciach chcę mu pomóc, wbić do głowy, że kiedyś straci przez to życie. Dlatego, kiedy zobaczyłem twoje blizny… Musiałem się dowiedzieć.
W momencie, kiedy zakończył swój wywód nie czułam już do niego żadnych negatywnych emocji, a raczej współczucie i coś w rodzaju… koleżeńskiej miłości. Bo teraz, kiedy znałam jego prawdziwy powód chęci niesienia mi pomocy bez trudu kolejne słowa wyszły z moich ust.
 - Zaczęłam się ciąć w wieku dziewięciu lat. Dlaczego? Ponieważ mój własny ojciec, gdy był pod wpływem alkoholu obwiniał mnie na każdym kroku za śmierć matki, która zmarła podczas porodu.
Nie potrafiłam ustać w jednym miejscu. Przechadzałam się wzdłuż celi starając się nie przerywać. Bałam się, że jeżeli to zrobię nie będę w stanie ciągnąć dalej.
 - Bardzo odbiło się to na mojej psychice. Sądziłam, że powinnam się ukarać, by ‘’tatuś’’ był zadowolony. Usłyszałam o tym przez przypadek w szkole, więc wieczorem wzięłam nóż i zrobiłam to – zacisnęłam prawą rękę w pięść. Przed oczami pojawił mi się obraz z tego dnia. – Tata to zauważył. Dopingował mi, mówił, że chociaż raz wpadłam na genialny pomysł.
Głos mi się załamał. Cicho zachlipałam, ale szybko wytarłam niechciane łzy, by Christian ich nie dostrzegł.
 - Robiłam to przez trzy lata, co pewien czas.
 - Tylko na rękach? – spytał.
 - Tak – stanęłam przodem do niego. – Kiedy nie pił… Nie był złym ojcem. Ale nawet wtedy bardziej kochał mamę niż mnie – spojrzałam na miejsca, gdzie pod strojem ukrywały się blizny. – Karałam się w ten sposób. Czułam, że na to zasługuję. Że nic lepszego w życiu mnie nie spotka.
Wciąż słyszałam jego oklaski, kiedy patrzył, jak nóż przecina moją skórę. Jego śmiech, jak ja płakałam z bólu. Wiele razy zemdlałam i budziłam się następnego dnia leżąc na ziemi z zakrwawioną ręką.
 - Wciąż z nim mieszkasz? Ze swoim ojcem?
Zatrzymałam się słysząc jego pytanie. Byłam pewna, że nie dojdziemy do tego punktu kulminacyjnego. Że nie będę musiała opowiadać mu jeszcze gorszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały.
 - Ja… Nie. Uciekłam od niego, kiedy miałam dwanaście lat…  - widząc, że Christian patrzy na mnie nie ze współczuciem, ale ze zrozumieniem poczułam siłę, by w końcu to z siebie wyrzucić. – Uciekłam od niego po tym, jak mnie zgwałcił.
Odetchnęłam z ulga, ale momentalnie zakręciło mi się w głowie. Szybko usiadłam na swoim miejscu, a Christian chwycił mnie za podbródek każąc patrzeć prosto w jego czekoladowe oczy.
 - Twój ojciec cię zgwałcił? –szepnął. Przytaknęłam, choć byłam pewna, że nie ruszyłam w ogóle głową. – Ale… Poszłaś z tym na policję czy może…
 - Nie – uspokoiłam go oddychając głęboko, gdy wspomnienia z tego koszmarnego wieczoru w końcu się ode mnie oddaliły pod wpływem delikatnego dotyku chłopaka. – Nie… nie wiem. Nie widziałam go od siedmiu lat i w nie mam zamiaru w ogóle się z nim spotykać. Nawet w sądzie.
 - Dobrze – widać, że wieść o tym, że nie poszłam z tym na policję wcale go nie uspokoiła. – Ale to gdzie teraz mieszkasz? Co się z tobą działo przez te wszystkie lata?
 - Nie mieszkaliśmy w Townlonelly, więc zanim tu się dostałam minęły trzy dni. Byłam bardzo wygłodzona, tata nieszczególnie dbał o to, by było coś do jedzenia w lodówce prócz alkoholu. Ale kiedy tu się znalazłam pewnej nocy w krzakach znalazł mnie Lubricus.
 - Lubricus? Mówisz o twoim poprzedniku?
 - Tak – nie wiem czemu, ale pomimo tego, że nasza sytuacja w tej chwili nie wyglądała najlepiej uśmiechnęłam się po raz pierwszy dzisiaj. – Zaprowadził mnie do swojego domu i tam się mną zajął. Minęło dużo czasu zanim zdołałam mu zaufać, ale w końcu się na to odważyłam. Kilka miesięcy później Craig, bo tak ma na imię, mnie zaadoptował.
Christian wpatrywał się teraz przed siebie, jakby wszystko to, czego się dowiedział próbował ułożyć w pewien schemat. Gdy wciąż milczał kontynuowałam:
 - I nie musisz się przejmować tym, że się okaleczam, bo nie robię tego od wielu lat.
 - To dobrze – tym razem to on się uśmiechnął. – Czyli… Lubricus jednak żyje?
 - Tak. I to on mnie wszystkiego nauczył.
Gdzieś z oddali dobiegł nas odgłos tysiąca stóp, ale nie za bardzo się tym przejęliśmy. Oboje milczeliśmy czekając, aż ta druga osoba się odezwie.
 - Jedno mnie trapi – zmarszczył czoło. – Rozumiem, czemu ukrywasz się pod peruką, jako Samantha Clark, ale dlaczego pozwalasz w szkole tak sobą pomiatać? Czemu nie pokażesz innym, że jesteś silniejsza niż im się wydaje?
Pokręciłam głową.
 - A widzisz, gdzie się teraz znajdujesz? Gdyby Nefra dowiedziała się, że mam przyjaciół, którzy są mi bliscy od razu by ich wykorzystała. Dlatego trzymam się na uboczu, nie reaguję, gdy mnie wyzywają… Jestem samotna, bo wybrałam takie życie – coś nakazało mi chwycić go za dłoń. Zrobiłam to bez wahania, a on moją uścisnął. Już kompletnie zapomniałam o tym, że wcześniej byłam na niego zła, że już wkrótce być może Nefra mnie uśmierci. To była nieopisana ulga. Mieć poczucie bezpieczeństwa przy innej osobie, nie musieć ważyć myśli, ani mierzyć słów, lecz wylewać je wszystkie z siebie wiedząc, że wierna dłoń przyjmie je i zachowa...
 - Jestem, jak cień pod maską, Christian – powiedziałam. – Samantha to maska, a Crystal jest jej cieniem.
 - Ale Samantha to twoje prawdziwa imię, zgadza się?
 - Owszem – przytaknęłam. – Lecz musisz wiedzieć, że niektóre maski są kłamliwe. Ta Samantha, którą znasz to nie jestem prawdziwa ja. Jest tylko maską, pod którą ukrywam Crystal i zawarty głęboko w niej ból i cierpienie z przeszłości.
Wciąż trzymaliśmy się za dłonie. Jego ciepło przenikało przez moją skórę prosto do serca, które biło coraz szybciej. W pewnym momencie spletliśmy razem palce, a Christian skomentował:
 - Chcę, żebyś wiedziała, że nie interesuję mnie to, czy przywdziejesz cień czy maskę. Dla mnie zawsze będziesz tylko i wyłącznie Samanthą Clark.
Mogłabym przysiąc, że jego twarz powoli zbliżała się do mojej. Wbiłam wzrok w jego kuszące usta i po raz pierwszy w życiu poczułam, że chcę to zrobić. Chcę pocałować chłopaka mimo tego, że nie powinnam. Pragnę poczuć jego wargi na moich, chociaż raz, by zakosztować tej magii, która z tego płynie…
Nagle zgrzyt otwieranej celi wybudził nas z transu. Odskoczyliśmy od siebie, Christian z cichym jękiem chwytając się za brzuch. Do środka weszło dwóch mężczyzn, których wcześniej spotkałam, a za nimi stało kilku następnych. Nie podobały mi się ich uśmiechy pełne triumfu, które posyłali w moja stronę.
 - Koniec randki gołąbeczki – odezwał się jeden z nich. – Pora na ciebie Crystal.
Napięłam się cała, kiedy dwóch osiłków chwyciło mnie pod ramię, a jeszcze bardziej, gdy następni podeszli do Christiana.
 - A on, po co? Chyba nie będzie walczył?
 - Nie – odpowiedział prowadzący grupy. – Ale czemu miałby zaprzepaścić szansę zobaczenia, jak umierasz, hm? – nagle uderzył się w czoło. – Ach! Ty myślałaś, że sobie jeszcze trochę pożyjesz? – podszedł do mnie tak blisko, że nasze nosy stykały się ze sobą. – Nie wiedziałaś, że Nefra szybko pozbywa się kłopotów?
Popchnęli mnie ku wyjściu. Po raz ostatni zerknęłam na Christiana, który zrobił się momentalnie blady. Uśmiechnęłam się do niego ochoczo mając nadzieję, że dodam mu tym otuchy, i że nie ogarnie go strach.
Ja się nie bałam. Nie czułam w tej chwili kompletnie nic. To tak, jakbym była gotowa na to, co mnie czeka.

Opowiadanie jest mojej siostry, inne jej historię są dostępne w serwisach:

PS: wszystkie pieniądze trafią na rozwijanie twórczości mojej siostry :)