Ostatnia walka (ZaczytanaNija) - Cień pod maską

in #polish7 years ago

To za to że wczoraj rozdziału nie było ;)
Cień pod maską

Droga ciemnymi korytarzami była bardzo długa. Oprócz celi, w której siedziałam z Christianem nie zauważyłam żadnej innej. Byliśmy jedynymi więźniami, co było bardzo dziwne, bo sądziłam, że zobaczę tutaj tłumy.
 - Rusz się! – krzyknął jeden z mężczyzn popychając Christiana tak, że wpadł prosto na mnie. W ostatniej chwili udało mi się utrzymać równowagę, aby uniknąć czołowego zderzenia z ziemią.
 - Sam…  - skorzystał z posobności, że byliśmy blisko siebie. – Nie możesz dać się zabić. Nie teraz.
Spojrzałam w jego oczy, w których malował się ogromny skutek. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka i nie chciałam dawać Christianowi złudnej nadziei na to, że wyjdę z tego cało. Bardziej martwiło mnie to, co stanie się z nim.
 - Nie obiecuję. – powiedziałam nim poczułam mocne pociągnięcie za łańcuchy. Ponownie ruszyliśmy przed siebie, nie zatrzymując się przez resztę trasy.
W końcu dotarliśmy do schodów, które powiodły nas na górę. Usłyszeliśmy głośne rozmowy, śmiechy, a czasem odgłosy bójek. Przełknęłam głośno ślinę, gdy drzwi, które oddzielały nas od tamtej strony otworzyły się z hukiem.
Wyszliśmy na zalane światłem podziemne miasto. W równych rzędach stały domy, sklepy, kawiarnie czy nawet siłownia. Ludzie przepychali się między sobą, ale wyglądali tak, jakby nie spali od kilku dni. Wpatrywali się w jeden punkt przed siebie zgrabnie omijając innych.
 - Gdzie my jesteśmy? – zapytał Christian rozglądając się wokoło. Nad nami zwisały stalaktyty, a pomiędzy nimi lampy, które grały rolę słońca. Była to jedyna wskazówka, która podpowiedziała mi, że na pewno znajdujemy się głęboko pod ziemią.
Ludzie odsuwali się na bok i wpatrywali w naszą dwójkę, jakbyśmy byli przybyszami z kosmosu.
 - I czemu mam wrażenie, że ci ludzie wyglądają, jakby byli zahipnotyzowani?
 - Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było naprawdę. To bardzo podobne do Nefry.
Niewiele wiedziałam o jej eksperymentach, jedynie to, co opowiadał mi Craig: że uwielbiała maczać palce w genach i tworzyć z nich potwory. Jednak nigdy nie było mi dane ich zobaczyć, więc może Nefra w ogóle ich nie stworzyła, a ze zwykłych ludzi zrobiła swoich poddanych?
Nagle moją uwagę przykuł pewien malutki dom umieszczony z tyłu za innymi. Był zbudowany z kamienia i wyglądał jakby nie był zamieszkiwany od lat. Kiedy zniknął z zasięgu mojego wzroku pojawił się kolejny, tylko ten był bardziej ruiną niż miejscem zamieszkania.
Na naszej drodze napotkaliśmy kilka takich domów. Im więcej ich widziałam, tym większe miałam przeczucie, że gdzieś już je spotkałam.
 - Christian. – szturchnęłam go ramieniem pokazując mu jeden z takich domów schowany w głąb i ledwo dostrzegalny.
 - Dziwne – skomentował. – Nie wygląda na nowoczesny tak, jak cała reszta.
Ulica trochę się zwęziła, więc mężczyźni przegrupowali się tak, że przy naszych bokach stało po jednym z nich. Najwidoczniej nie zaintrygował ich temat naszej rozmowy. Zajęli się raczej tym, by odtrącać od nas ciekawskich ludzi.
 - Tak, masz rację – powiedziałam po dłuższej chwili. – Ale mogę sobie rękę uciąć, że gdzieś już je widziałam…
I wtedy zapaliło mi się światełko nad głową. Zaledwie kilka tygodni temu rozmawialiśmy o tym na historii przypominając sobie materiały sprzed dwóch lat.
 - Oczywiście – powiedziałam raczej sama do siebie. – Te domy pochodzą sprzed kilku tysięcy lat.
Zerknęłam na niego. Zmarszczył czoło, ale nagle jakby zrozumiał, co mam na myśli.
 - Chcesz powiedzieć, że…  - nie dokończył. Zamilknął, chyba sam nie wierząc w to, co chciał wypowiedzieć.
 - Christian… Znajdujemy się w Starożytnym Mieście.
Wzdrygnął się na dźwięk tych słów, a następnie skrzywił z bólu dotykając przy tym brzucha. Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
 - Przecież to tylko legenda. – skwitował.
 - Skoro tak to my też nią już jesteśmy.
W pewnym momencie dwóch towarzyszących nam mężczyzn chwyciło nas za łokieć i pociągnęło do tyłu. Nie mogłam nie usłyszeć stęknięcia Christiana, który spowodował, że krew we mnie zawrzała.
 - Idioci, może obchodzilibyście się z nami trochę delikatniej?! – splunęłam pod nogi jednemu z nich, za co dostałam prosto w twarz.
 - Coral! Opanuj się! Nefra powiedziała, że pod żadnym pozorem mamy jej nie atakować! – powiedział prowadzący grupy.
 - Racja – Coral uśmiechnął się chytrze. – Chętnie popatrzę sobie, jak cierpisz w męczarniach. To o wiele lepsze, niż szybka śmierć, którą ja bym ci zgotował.
Odsunęłam się od niego wciąż jednak nie przestając wpatrywać się w jego zadowoloną minę. Dopiero, gdy Christian mnie szturchnął odwróciłam od mężczyzny wzrok.
 - O co chodzi? – spytałam.
 - Nie uwierzysz, póki nie zobaczysz.
Uniosłam brwi, ale chłopak nie raczył na mnie spojrzeć. Był skupiony na czymś przed sobą, więc i ja tam zerknęłam.
 - O cholera. – wymsknęło mi się.
Przed nami ciągnęła się ogromna kolejka. Hałas, jaki ludzie przy tym wydawali był o wiele głośniejszy niż podczas dyskoteki. Byli czymś podekscytowani, jakby długo czekali na ten moment.
Ale to, co naprawdę mnie zszokowało był ogromny, zbudowany z kamienia stadion, który w 100% pochodził ze starożytności, co do tego nie miałam wątpliwości. Zajmował najwięcej powierzchni i stał z dala od centrum miasta. Byłam zdumiona, bo jego stan wskazywał na wręcz idealny, choć minęło wiele lat.
 - Jednak legenda jest prawdziwa. – szepnął Christian.
 - Podoba się? – zapytał szef grupy. – Tam właśnie odbędzie się największe widowisko w dziejach Starożytnego Miasta! I obaj będziecie mogli tego doświadczyć – łypnął na mnie. – A niektórzy nawet i na własnej skórze.
Ominęliśmy kolejkę i ruszyliśmy w zupełnie innym kierunku niż stadion. Mężczyźni zaprowadzili nas do małego kantorka, gdzie jak się okazało znajdowały się kolejne schody. Zeszliśmy po nich, aż ogarnęła nas całkowita ciemność. Długo jednak ona nie trwała, bo już po chwili znaleźliśmy się w ogromnym pomieszczeniu, podobnym do celi, tylko, że za kratami mieściła się murawa.
Serce zabiło mi mocniej, kiedy tłum ryknął witając kogoś ogromnymi oklaskami. Zapewne to Nefra pojawiła się na stadionie gotowa na widowisko, jakim miało być zabicie mnie.
 - Czasem tak bywa – powiedział Coral. – Jedni umierają, by drudzy mogli żyć. Jednak tutaj można trochę nagiąć zasadę. Jedni umierają, by drudzy poszli jego śladem.
Usłyszałam szamotającego się Christiana. Stał razem ze strażą z tyłu, próbując wydostać się z ich objęć.
 - Wypuście Christiana. – powiedziałam stanowczym tonem, na co on zaśmiał się gardłowo.
 - Żeby wyjawił naszą kryjówkę? – reszta mu zawtórowała. – Nie jesteśmy tacy głupi Crystal.
 - A jeżeli wygram? – brnęłam dalej w swoje.
 - Och, nie martw się – poklepał mnie po policzku. – Nefra zadba o to, byś jeszcze dzisiaj zginęła.
Odsunął się na bok, a mnie dopiero teraz dopadł lęk. Ale nie był to lęk przed tym, co czeka mnie za kratami, tylko lęk o Christiana… Lęk o Townlonelly i jego mieszkańców… Lęk o resztę świata.
Pomyślałam o Craigu i Toshiko. Czy teraz są w trakcie poszukiwań? Czy martwią się o mnie i za wszelką cenę próbują mnie odnaleźć?
Byłam pewna, że właśnie to stało się ich główną misją. Niestety, gdzieś tam, w głębi duszy wiedziałam, że nie zdążą mnie odnaleźć. Może i byli pewni, co do kryjówki Nefry, ale nie wiedzieli dokładnie, gdzie się znajduje Starożytne Miasto.
Dobrze to rozegrała. Nikt nie mógł jej znaleźć, dzięki czemu w spokoju mogła układać plan, krok po kroku, w międzyczasie zbierając swoich poddanych.
Nagle kraty zaczęły powoli się podnosić. Oddychałam ciężko i za wszelką cenę starałam się wyobrazić sobie, że to tylko zwykłe złapanie jakiegoś złodziejaszka. Rach, ciach i będzie po wszystkim. Tylko muszę być silna i nie upaść na dno. Nie poddawać się.
Zrobiłam krok do przodu… i się zatrzymałam. Moje myśli były chaotyczne, ledwo potrafiłam się w nich odnaleźć, ale wiedziałam, co muszę w tej chwili zrobić.
Mężczyźni widząc moje wahanie podeszli do mnie niepewnie. Gdy znaleźli się dostatecznie blisko zaatakowałam ich. Jednemu wymierzyłam z łokcia w nos, a drugiemu podcięłam nogi. Obaj upadli na ziemię, co wykorzystałam, biegnąc ku Christianowi. Reszta zareagowała od razu. Rzuciła się na mnie, chcąc za wszelką cenę mnie zatrzymać. Unikałam ich ciosów mając tylko jeden cel: dotrzeć do Christiana.
Kiedy słudzy Nefry, których powaliłam na początku podnieśli się z podłogi, jak najszybciej pokonałam dzielącą nas odległość, w duchu wiedząc, że nie mam zbyt wiele czasu. Christian stał jak oniemiały, ale ocknął się, gdy chwyciłam go za koszulę, przyciągnęłam do siebie i mocno pocałowałam.
Wszystko wokół nas zamilkło. Christian przez chwilę się nie poruszał, ale w końcu jego ciepłe usta przywarły z taką samą siłą do moich oddając się całkowicie pocałunkowi.
Pochłonął on nas doszczętnie. Trwał i trwał i nie chciałam, by został on przerwany. Zatraciłam się w emocjach, jakie we mnie obudził i jakich nigdy nie miałam dostąpić. I nie żałowałam, że to zrobiłam. Bo poczułam taką moc, jakiej wcześniej nigdy nie doświadczyłam. Byłam gotowa stawić czoło wszystkiemu, co dane będzie mi spotkać.
Kilka rąk pochwyciło moje ciało i odciągnęło od Christiana, który stał jak urzeczony wpatrując się we mnie najpierw z szokiem, a następnie przerażeniem, gdy brutalnie zostałam wyrzucona za kraty.
 - Spokojnie – powiedział jeden z nieznajomych ocierając krew spod nosa. – Zajmiemy się twoim kochasiem.
Kraty natychmiast opadły, a do mnie podszedł jakiś starszy mężczyzna uwalniając z kajdanek. Ja jednak wciąż wpatrywałam się w Christiana, który stał tak blisko, a zarazem tak daleko.
 - Nie zapomnij założyć chusty maleńka. – starzec puścił mi oczko pokazując swój bezzębny uśmiech.
Christian podbiegł do krat wyciągając w moją stronę rękę, ale ja tylko uśmiechnęłam się smutno i założyłam chustę, która swobodnie zwisała na szyi. Poprawiłam z tyłu wiązanie, wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się przodem do tłumu ludzi.
Nie spodziewałam się takiego widoku. Stadion nawet w środku wyglądał na taki, który pochodził z bardzo dawnych lat. Ogromne lampy oświetlały całą murawę, o którą bardzo dobrze dbano. Po każdej stronie mieściły się wejścia, przez które wychodziły tłumy ludzi.
Widownia była ogromna, choć nie wszystkie miejsca zostały zajęte. Ale jedno szczególnie wzbudziło moje zainteresowanie.
Było to coś na wzór tronu z czarnym obiciem i mieniące się złotem. Wokół niego stało kilku mężczyzn z grobowymi minami rozglądających się wokoło.
Nie miałam wątpliwości, że to miejsce należało do Nefry, która dosłownie po chwili pojawiła się przed moimi oczami. Zacisnęłam dłonie w pięści, gdy uśmiechnęła się do mnie szeroko zasiadając na swym tronie. Tym razem zamiast sukni miała na sobie skórzany, czarny strój, a na to założoną długą pelerynę zawiązaną na szyi.
Stała tak niedaleko. Dosłownie naprzeciwko mnie. Gdybym mogła rzucić w nią czymś ostrym, co spowodowałoby jej natychmiastową śmierć, udałoby mi się uratować miasto przed jej nikczemnymi zamiarami.
 - Oto nadchodzi wiekopomna chwila! – krzyknęła Nefra wprost do mikrofonu, który rozniósł jej głos echem po całym stadionie. – Crystal, zastępczyni Lubricusa… Jest tutaj z nami, by walczyć o swoje życie!
Oklasków było, co nie miara. Usłyszałam również kilka obelg rzucanych w moją stronę.
 - Crystal – uniosłam głowę spoglądając na Nefrę złowrogo. – Cała ta broń jest do twojej dyspozycji. Mam nadzieję, że pomogą ci one przetrwać, chociaż pięć minut.
Nie zwracając uwagi na kolejną porcję śmiechu ruszyłam ku niewielkiemu, drewnianemu stolikowi, na którym leżało kilka rodzajów noży. Nie były to zwykłe noże kuchenne, tylko przeznaczone do walki. Westchnęłam cicho próbując uspokoić szybko bijące serce. Ale kiedy chwyciłam jeden z mniejszych noży do ręki, by schować go do buta, moje myśli po raz kolejny pobiegły ku Craigowi i Toshiko.
Tak bardzo chciałabym ich po raz ostatni zobaczyć, powiedzieć im ile dla mnie znaczą. Podziękować za to, co dla mnie zrobili i pożegnać się tak, jak powinnam.
Przygryzłam wargę powstrzymując się jednocześnie od płaczu. Nie mogłam pokazać się im wszystkim w takim stanie. Muszą mnie zobaczyć, jako silną Crystal. Dziewczynę, która postanowiła zmienić swoje życie, by ratować innych. Dziewczynę, która teraz musi walczyć o swoje życie i zrobi to, dopóki nie opadnie z sił.
Wbiłam wzrok w Nefrę i schowałam po jednym z noży do każdego buta. Dwa kolejne pochwyciłam do rąk unikając piekącego bólu w lewej dłoni. Byłam gotowa do walki i Nefra musiała to zobaczyć, dlatego też stanęłam na środku murawy czekając na jakikolwiek ruch.
 - Crystal!
Nie odwróciłam się, by spojrzeć na Christiana. Najważniejsze było dla mnie skupienie się na tym, co miało nadejść.
Nie dać się zabić. Nie pozwolić, by zło opanowało świat.
Czekałam i czekałam, aż wreszcie jedna z krat zaczęła się unosić. Stanęłam w lekkim rozkroku, mocno trzymając moje jedyne bronie w dłoni i szykując się na to, by ujrzeć mojego przeciwnika.
Lecz z ledwością powstrzymałam mdłości, gdy zobaczyłam to COŚ.
To nie był człowiek. Nie miał w sobie nic z człowieka. To było po prostu zwierzę, a raczej mieszanina różnych gatunków zwierząt. Istota ta miała około dwóch metrów wysokości, głowę i tułów niedźwiedzia, ogon tygrysa, a kończyny lamparta zakończone ostrymi pazurami. Stała na dwóch łapach warcząc na mnie złowrogo, jakbym była tylko przekąską, którą on pragnie zjeść.
 - O mój Boże. – szepnęłam.
Zwierzę nie czekało na mój ruch. Od razu rzuciło się w moją stronę. Zdążyłam tylko zauważyć chytry uśmiech Nefry i spojrzenie brązowych oczu wędrujących za jej eksperymentalną istotą, nim odwróciłam się na pięcie, chcąc ratować się ucieczką.
Śmiech ponownie przeszedł przez widownie, ale ja tylko słyszałam ryk zwierzęcia i uderzenie jego łap o ziemię.
Skupiłam się jak najmocniej potrafiłam pozwalając swojemu ciału się rozluźnić. Było to trudne, ze względu na wysiłek, jaki musiałam w tym samym czasie wykonywać. Ale nadszedł ten moment, kiedy wszystko ucichło. Byłam tylko ja i otaczająca mnie pustka.
Biec tak szybko, aby istota mnie nie złapała – to był mój plan działania.
I tak też się stało. Biegłam ile sił w nogach wprost na ścianę wiedząc już, co mam dokładnie zrobić.
Kątem oka zerknęłam za siebie i zobaczyłam, że zwierzę jest coraz bliżej. Napinając wszystkie mięśnie wskoczyłam na ścianę, odpychając się od niej kilka razy nogami, dopóki istota nie zbliżyła się do mnie na tyle, bym mogła ją zaatakować. Gdy jego ciało zderzyło się ze ścianą odbiłam się po raz ostatni, zrobiłam salto w powietrzu i stanęłam za nim. Ono odwróciło się do mnie rycząc jak niedźwiedź, ale to był ostatni ryk, jaki wydarł się z jego gardła.
Wbiłam mu nóż głęboko w miejsce gdzie powinno znajdować się serce. To coś popatrzyło na mnie z nienawiścią w oczach, ale nie czekałam, aż zacznie mnie zżerać poczucie winy. Po raz kolejny skoczyłam tak, by jego twarz była na wysokości mojej, zamachnęłam się mocno drugim nożem i odcięłam mu niedźwiedzią głowę, która upadła po chwili na ziemię.
Cisza, jaka nastała wręcz biła po uszach, ale szybko została przerwana przez szmer rozmów.
 - Jak ona to zrobiła?
 - Nikt normalny tak szybko nie biega…
 - To nie jest człowiek…
Przez moment poczułam się jak w szkole. Tam też nigdy nie usłyszałam pozytywnych rewelacji na mój temat. Chodź tutaj ludzie nie wzięli za cel znęcania się nade mną.
 - Moi ukochani poddani! To jest właśnie sztuka walki, którą praktykowała Crystal! – spojrzałam na nią. Jej twarz była bledsza niż zwykle, ale maskowała to bardzo dobrze ogromnym uśmiechem. – Ale to nie oznacza, że jest niepokonana. Moja droga – tu zwróciła się do mnie. – To jeszcze nie koniec.
Czyiś cichy krzyk dotarł do moich uszu. Był to Christian, który trzymał tak mocno kraty, aż zbielały mu kłykcie. Wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować, ale gdy wyczuł, że mu się przyglądał próbował się uśmiechnąć.
 - Dasz radę. – wyczytałam z ruchu jego warg.
Wzięłam głęboki wdech i wyciągnęłam zakrwawiony nóż z ciała tej dziwnej istoty, które już dawno osunęło się na murawę, pozostawiając na niej ślad krwi wylewającej się z rany.
Kolejne kraty po prawej stronie uniosły się. Wyskoczyło z nich kolejne stworzenie. To już bardziej przypominało człowieka, przynajmniej z wyglądu. Miało tylko nogi goryla, zaś kończyny górne były zakończone ostrymi pazurami jak u geparda. Język wyglądał jak u węża, co dodatkowo wzmagał widok ostro zakończonych kłów, które zapewne były nasączone jadem. Cała reszta była ludzka.
Twór zasyczał i podobnie jak jego poprzednik natychmiast rzucił się do ataku. Tym razem nie uciekłam. Zrobiłam unik, by jego zęby nie wbiły się w moje ciało, do czego on najwyraźniej dążył. Przez jakiś czas stał zdezorientowany moim nagłym ruchem, ale trwało to zaledwie kilka sekund. Napadł na mnie z taką nienawiścią w oczach, której jeszcze nigdy nie spotkałam. Rzuciłam w niego jeden z noży, ale zwierzę zgrabnie je ominęło. Zamachnął się mocno, a mi w ostatnim momencie udało się uchylić. Niestety to coś ponownie zaatakowało zrywając mi chustę z twarzy, która pozostała na jego pazurach. Ten ruch odrzucił moją głowę w bok. Poczułam tylko lekkie szczypanie na brodzie, ale nic więcej.
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść.
Stojąc tyłem do kreatury otworzyłam przed nią możliwość dalszego ataku. Jednym, ostrym smagnięciem przejechał pazurami po moich plecach, wbijając je głęboko w skórę i pozostawiając na nich ogromne rany.
Zawyłam z bólu, jaki mi zadał. A był on tak okropny, że wygięłam się w łuk pozwalając kilku łzom popłynąć po mojej twarzy.
Zwierzę syknęło i popchnęło mnie na ziemię, na którą bezwładnie upadłam. Czułam każdą kroplę krwi spływającą po plecach, koszmarne pieczenie i pulsowanie nowo zadanej rany. Z trudnością powstrzymywałam jęk cierpienia, który dawał satysfakcję tłumowi, krzyczącemu i klaskającemu coraz głośniej.
Gdzieś z oddali ktoś wypowiedział moje imię. Ktoś wyzwał mnie najgorszymi słowami, jakie istnieją. Ktoś wskazywał na mnie palcem mówiąc, że jestem słaba. A ja w tym momencie poczułam, że mam już dosyć. Że muszę, wręcz powinnam się poddać. Ale gdzieś tam z tyłu głowy usłyszałam głos Craiga sprzed lat, kiedy zaczął uczyć mnie starożytnej sztuki walki:
Nawet, jeżeli czujesz, że nie dasz już więcej rady, nie poddawaj się. Warto walczyć do końca, bo właśnie na tym polega życie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że mam zamknięte oczy. Gdy uniosłam powieki i przeturlałam się na plecy zobaczyłam akurat nóż, który powoli brnął w moja stronę. Nim się obejrzałam chwyciłam rękę zwierzęcia zatrzymując dosłownie kilka centymetrów od mojego mostka czubek narzędzia, które miało mnie zabić.
Twór syknął i z całej siły próbował dokonać swojego czynu. Oczyściłam umysł próbując skupić się na powstrzymaniu go. Chwyciłam jego drugą rękę, którą chciał sobie pomóc i trzymałam, ale moje mięśnie powoli odmawiały posłuszeństwa. Musiał to być skutek rany, z której wciąż wydostawała się świeża krew.
Podczas upadku opuściłam drugi nóż, który teraz leżał daleko od nas, a do tych, które schowałam w butach nie potrafiłam dosięgnąć. Szybciej zostałabym zabita niż zdołałabym się uratować. Wpatrywałam się więc jak nóż powoli zbliża się do punktu kulminacyjnego.
Ale gdy napotkałam oczy tej pokraki, które były nienaturalnie błękitne coś mnie tknęło. Nie widziałam w nich człowieczeństwa, raczej tylko chęć zamordowania mojej osoby, ale to wystarczyło, abym zrozumiała, że nie mogę pozwolić, by takie stwory kiedykolwiek, komukolwiek zrobiły jeszcze krzywdę.
Gdy wyćwiczysz swój talent do skupiania się podczas walki będziesz robiła to machinalnie.
Z trudem, ale udało mi się skupić na tyle, że poczułam wszechogarniającą siłę. Moje mięśnie jakby za sprawą uzdrawiającej dłoni stały się ponownie gotowe do walki. Napięłam je jak najmocniej wykręcając przy tym rękę zwierzęcia. Syknęło, a w następnej sekundzie nóż przesunął się w bok tak szybko, że nie zdołałam tego zarejestrować.
I z taką samą szybkością wbił się prosto w moje ramię.
Po raz kolejny przeszła mnie fala tak ostrego bólu, że mój głos rozniósł się po całej powierzchni stadionu, jak nie dalej. Zwierzę zasyczało zadowolone, a tłum wiwatował. Nawet Nefra powiedziała wprost do mikrofonu:
 - Czujesz ten ból Crystal? A wyobraź sobie, że taki sam czeka wszystkich tych, którzy są nad nami.
Warknęłam głośno. Istota uśmiechnęła się powoli, schylając do mojej szyi, by zadać ostateczny cios. Widząc w tym swoją szansę zgięłam nogę w kolanie, sięgnęłam do buta i wyciągnęłam nożyk, który natychmiast wbiłam w serce stora przekręcając go kilka razy.
Widziałam jak ulatuje z niego życie. Jeszcze przed chwilą triumfował, a teraz to on odchodzi, żegnając się ze światem.
Nie było mi go w ogóle żal, więc zrzuciłam go z siebie jak zwykłą lalkę nie zważając na nowy ból w ramieniu.
 - Sam…
Niedaleko stał Christian. Wpatrywał się we mnie, a z jego oczu leciały łzy, podobnie jak i z moich.
Jak on mógł mówić, że to nie przeze mnie się tutaj znalazł? Gdybym była lepsza, silniejsza, siedziałby teraz w domu z rodzicami, a ja czytałabym książkę będąc świadoma tego, że mam przy sobie dwie osoby, na których mi najbardziej zależało: Craiga i Toshiko.
Dlaczego się nie zgodziłam, kiedy Christian zaproponował mi podwózkę? Czemu byłam tak głupia i uparta? Dlaczego musiałam wtedy być na niego taka zła?
Nie mając odpowiedzi na te pytania położyłam się z powrotem na plecach i sięgnęłam drżącą ręką po wystający z mojego ramienia nóż. Zacisnęłam mocno zęby i pociągnęłam wydając przy tym okrzyk bólu. Krew trysnęła tak mocno, że na jej widok zakręciło mi się w głowie. Pozwoliłam sobie na cichy płacz i czekałam, aż nadejdzie kolejny stwór, bym znowu go zabiła… I tak bez końca.
 - Wstawaj – usłyszałam. Nade mną stała Nefra. Miała związane z tyłu włosy i pozbyła się swojej peleryny. Bawiła się średniej wielkości nożem nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nie mam zamiaru pozbawić cię życia, kiedy tak leżysz. Wstawaj!
Chwyciła mnie za strój i podniosła na nogi odpychają od siebie. Z ledwością udało mi się utrzymać równowagę, ale i tak czułam się bardzo słabo. Nefra chyba jednak nie zwróciła na to uwagi tylko rzuciła mi pod nogi dwa noże poplamione krwią.
 - Bierz się do roboty, Crystal. – powiedziała twardym głosem. Schyliłam się po noże, ale w tym samym momencie Nefra zaatakowała. Kopnęła mnie kolanem prosto w szczękę tak, że zatoczyłam się do tyłu. Spojrzałam na nią spode łba.
 - Może to zmotywuje cię do walki. – skomentowała unosząc kąciki ust.
Zacisnęłam dłonie w pięści i splunęłam krwią. Nefra uniosła brwi do góry i rzuciła się na mnie z jeszcze większą furią niż jej stworzenia.
Zrobiłam oczywiście unik, ale podłożyłam jej nogę. Upadła głośno na ziemie klnąc pod nosem, a ja szybko podbiegłam do noży i uniosłam je czekając na dalszy ciąg wydarzeń.
 - Daję ci fory. – powiedziała uśmiechając się jeszcze szerzej.
 - Dzięki, nie potrzebuję ich. – dodałam, ale z każdą mijającą sekundą czułam jak ciało odmawia mi posłuszeństwa. Po raz kolejny spróbowałam się skupić, wykorzystać to, czego zdołałam się nauczyć w przeciągu dwóch lat… Ale nadaremno. Nie potrafiłam zebrać myśli, skoncentrować się ta tym, by moje ciało stało się silniejsze, bym dzięki niemu pokonało Nefre. Utrata krwi zbyt wiele mnie kosztowała.
Kiedy poczułam kolejną porcję bólu na policzku nawet nie próbowałam udawać, że daję radę wciąż ustać na nogach. Upadłam, nie mając pojęcia, który to raz z kolei. Pozwoliłam, by Nefra triumfowała przez ten czas.
Miałam nadzieję, że uda mi się zregenerować siły w tak krótkim czasie, chociaż by po to, aby stąd uciec. Lecz kiedy Nefra stanęła nade mną i kopnęła mocno w brzuch wiedziałam, ze to tylko złudne marzenia.
 - Widzisz? Już nawet starożytna sztuka walki ci nie pomoże. Jesteś za bardzo osłabiona, by móc się skupić. Już nic cię nie uratuje.
Odeszła kawałek rozglądając się wokoło. Tłum nawet nie śmiał umilknąć, wiwatował swojej pani czekając na dalszy ciąg wydarzeń.
 - Mam tysiące takich stworzeń – kontynuowała wpatrując się w kratę gdzie wciąż stał Christian. Kiedy zobaczyłam, że mężczyźni stojący za nim wyciągają bronie próbowałam krzyknąć, ostrzec go, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. – Gotowe do walki, czekające na moje rozkazy. Wiele lat minęło nim dopięłam plan na ostatni guzik. Te stworzenia to moje dzieci, które pomogą mi opanować miasto, a potem resztę świata. Zabiją każdego, kto stanie mi na przeszkodzie. – zwróciła się do tłumu. – Nadchodzi nasza era! Już niedługo wyjdziemy na zewnątrz, pozostawimy po sobie ślad w Starożytnym Mieście, ale dzięki temu zamieszkamy w lepszym miejscu, gdzie będzie panował nowy reżym! NASZ REŻYM!
Gdy to mówiła każde jej słowo odbijało się od mojej duszy, pozostawiając na niej palący ślad. Nawet nie wiem, dlaczego wstałam, pochwyciłam nóż i ruszyłam w jej kierunku. Nie wiem, czego oczekiwałam, czego chciałam. Czułam się jak kukiełka sterowana przez niezrównoważonego psychicznie człowieka. Jak ktoś, kto i tak niewiele już zdziała.
Gdy byłam wystarczająco blisko, Nefra odwróciła się energicznie, chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła do siebie wbijając mi głęboko nóż w sam środek brzucha.
Jęknęłam. Tylko tyle zdołałam z siebie wyrzucić. Jeden, głupi jęk, który tak naprawdę nic nie oznaczał.
 - Tak to jest – powiedziała Nefra głaskając mnie po włosach. – Gdy bawisz się w super bohaterkę. I nawet jest mi ciebie żal. Umrzeć w tak młodym wieku…
Trzech napakowanych mężczyzn rzuciło się na Christiana, który próbował walczyć. Z jego ust wydobywało się tylko jedno słowo:
 - Samantha!!!
Tak chyba się nazywam. Tak, to moje imię, moja maska. Zresztą, co za różnica? Nie ma już ich: ani cienia, ani maski. Powoli odchodzą.
Nefra uśmiechając się wesoło odsunęła się ode mnie pozwalając mi upaść na kolana.
 - Dziękuję… Że usunęłaś mi się z drogi.
Nawet jej nie usłyszałam. Liczył się dla mnie tylko Christian, który szamotał się z wrogami, ale i tak z ledwością go dostrzegałam. Aż w końcu całkiem zniknął.
W ręce wciąż miałam nóż, którym chciałam zaatakować Nefrę, lecz nie byłam już w stanie dłużej go utrzymać. Opadł, a wraz z nim moja siła, chęć do życia, wola walki…
 - Boże, proszę. Przyszykuj dla mnie miejsce w piekle…
 - Tak. Tam właśnie trafisz. – dodała Nefra śmiejąc się jeszcze głośniej.
Odważyłam się spojrzeć w dół. Nóż wystawał z mojego brzucha, a gorąca krew skapywała na ziemię bardzo szybko. Nie próbowałam go wyciągnąć, ponieważ miałam świadomość, że i tak nic mi już nie pomoże.
Przed oczami pojawiły mi się wszystkie obrazy z przeszłości. Zobaczyłam moją mamę, tatę popijającego z puszki, Craiga w przebraniu Lubricusa, który bierze mnie na ręce, gdzie po raz pierwszy poczułam się bezpiecznie, Toshiko opatrującą moje rany, gotującą wyśmienite potrawy… Wszystkich ze szkoły, których znałam, którzy mi dokuczali… Ale przede wszystkim zobaczyłam Christiana, który całuje mnie z niesamowitą pasją…
Nie czułam nic. Żadnego bólu, cierpienia, samotności. Nie widziałam światła wołającego mnie do nieba – przecież w końcu nie tam czeka na mnie miejsce.
Powieki powoli opadły, teren stadionu, na którym straciłam życie zanikał… Była tylko ciemność, a w niej śmierć, która właśnie przyszła, by zabrać mnie do odpowiedniego miejsca. Lecz zanim to uczyniła powiedziała:
Jestem pod wrażeniem i wręcz ci się kłaniam. Jako jedna z nielicznych osób przeżyłaś życie tak, jak było ci to pisane.

Co śmierć weźmie, już tego człowiek nie dogoni,
Bo się wszystko po śmierci wraca tam, gdzie było
Pierwej, niźli się z matki na ten świat rodziło.
Na cóż łzy lać daremnie?  *

Opowiadanie jest mojej siostry, inne jej historię są dostępne w serwisach:

PS: wszystkie pieniądze trafią na rozwijanie twórczości mojej siostry :)
 * Autor: Wacław Potocki