Prawdziwa twarz (ZaczytanaNija) - Cień pod maską

in #polish7 years ago

Cień pod maską

Jeśli uważać młodość za czas nadziei, to chyba tylko w tym znaczeniu, że dorośli pokładają nadzieję w młodych, żaden, bowiem wiek nie jest tak, jak młodość skłonny sądzić, że wszelkie uczucia, rozstania i decyzje są ostateczne. *
Pukanie do drzwi nakazało mi zaprzestać czytania książki. Do środka weszła Toshiko niosąc tacę z kolacją. Odłożyłam lekturę na bok i uniosłam brwi w geście pytającym.
 - Nic nie jadłaś od obiadu, a ja musiałam, choć na chwilę oderwać się od ekranu komputera.
Położyła przede mną na łóżku tacę, na której mieściła się sałatka owocowa i dwa tosty z serem i szynką. Uśmiechnęłam się do niej i rzucając się na jedzenie zapytałam:
 - Znaleźliście coś?
 - Ciężko cokolwiek znaleźć – westchnęła. Odkąd wróciła do Townlonelly nie robi nic innego, tylko siedzi w piwnicy i próbuje dowiedzieć się czegokolwiek o poczynaniach Nefry lub jej kryjówce. I tak, jak mówiła Toshiko, Craig ani razu nie pisnął słówka o tym, nad czym pracują. – Craig skontaktował się z tajnymi agencjami, które zajmują się sprawą Nefry, ale oni też nic nie wiedzą. A plotki po mieście zaczynają się szerzyć.
 - O to właśnie jej chodzi – powiedziałam z pełną buzią. – Nefra chce ponownie zasiać strach w mieszkańcach. Pokazać im, że to jeszcze nie koniec.
Przytaknęła i zamknęła oczy. Wyglądała naprawdę kiepsko, jakby nie miała dla siebie żadnej chwili wytchnienia. Nie przeszkadzałam im w pracy, ale z dnia na dzień miałam wrażenie, ze to całe poszukiwanie ich wykańcza.
 - Craig też tak mówi – rzekła, wyrywając mnie z rozmyślań. – Ale musimy ją znaleźć zanim zrobi kolejny krok. Inaczej będzie za późno.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co Nefra mogła w ciągu tych kilku lat wynaleźć, jak straszne rzeczy zaplanować, aby potem rozszerzyć swoje okrutne rządy poza granice. Nie zdziwiłabym się, gdyby bez problemu spełniłaby swoje marzenie.
 - Sam? – spojrzałam na Toshiko, która przyglądała mi się z delikatnym uśmiechem na twarzy. Założyła mi kosmyk włosów za ucho i pogładziła kciukiem policzek. – Twój ojciec od tygodnia cię zaniedbuje.
Wzdrygnęłam się. Ani razu o tym nie pomyślałam. Wiedziałam dobrze, jak bardzo ciężko Craig pracuje, by zdobyć potrzebne informacje.
 - Wcale tego nie czuję – wzruszyłam ramionami. – Zresztą, mam dużo na głowie, zbliża się koniec roku szkolnego. Muszę postarać się o dobre oceny.
 - Właśnie widzę, jak ciężko się uczysz – chwyciła do rąk książkę i zaczęła wertować strony. – George Eliot. Nigdy się nie zmienisz.
Odebrałam jej książkę. Była już bardzo poniszczona, ale wciąż zdatna do czytania. Przejechałam dłonią po okładce i wyobraziłam sobie zupełnie inne dłonie. Dłonie młodej kobiety uśmiechającej się do samej siebie, jednocześnie gładzącej brzuch, w którym rozwijało się jej dziecko… Dziecko, którego pragnęła najbardziej na świecie…
 - Należała do mojej mamy. – wykrztusiłam z trudem odkładając ją na miejsce. Nie byłam w stanie jednak spojrzeć na Toshiko.
 - Wiem o tym skarbie. Sama ją przywiozłam, jak i całą resztę.
Do dziś pamiętałam ten dzień. Toskiko wjeżdżającą na podjazd. Otworzyła bagażnik, gdzie było mnóstwo pudeł, a w nich pełno książek. Wtedy po raz pierwszy na jej oczach się popłakałam. Razem z Craigiem musieli podać mi leki uspokajające. Tak bardzo byłam roztrzęsiona…
 - Ojciec bardzo o nie dbał. To były jedyne rzeczy, jakie nie zniszczył. Były dla niego cenniejsze niż cokolwiek innego. Cenniejsze, niż ja.
Toshiko uniosła mój podbródek. Czułam, jak szczypią mnie oczy od łez, których nie miałam zamiaru powstrzymywać. Nie tego wieczoru.
 - Spokojnie Sam. Jesteś już bezpieczna.
Oplotłam się ramionami czując, jak całe moje ciało drży i to nie z zimna. Powoli wracałam myślami do tamtych wydarzeń. Do widoku Charliego Clarka patrzącego ze smutkiem wypisanym na twarzy na półkę, gdzie stały wszystkie książki matki. Nie przeczytał żadnej, ale nie miał też zamiaru ich wyrzucić.
 - To jedyna pamiątka po niej. Ja bardziej na nią zasługuję niż on.
Powoli się rozpadałam. Całe moje ciało zostało opanowane przez dreszcze niepokoju. Toshiko widząc, do jakiego stanu pozwoliłam się doprowadzić szybko odsunęła tacę i usiadła tuż obok mnie. Nie oponowałam, kiedy przytuliła mnie do swojej piersi, głaszcząc po głowie, jakbym była zwykłą pięciolatką, która właśnie spadła z roweru.

~

Od dwóch tygodni w mieście panował spokój. Żaden złodziejaszek nie wychylił nosa spoza swojej kryjówki. Najwidoczniej wieść o tym, jak skończył pan Andrew Houston szybko rozniosła się w każde zakątki Townlonelly. Dzięki temu ja miałam więcej czasu na naukę, jak i na czytanie książek. Co jednak nie oznaczało, że wieczorami nie ruszałam na swoje typowe patrole, by upewnić się, że wszyscy są bezpieczni.
Jeżeli chodzi o sprawę Nefry to wciąż stała ona pod znakiem zapytania. Zaprzyjaźnione z Craigiem agencje, które zajmują się taki osobnikami, jak ona, niewiele mu pomogły. Podobno już jakiś czas temu dostali wiadomość, że Nefra ponownie pojawiła się w mieście. Od tej pory ciężko pracują, aby ją znaleźć, ale bez żadnych rezultatów. Jednak wszyscy, Craig, Toshiko, jak i agencja, są zgodni w jednym: że już niedługo nadejdzie dzień, kiedy trzeba będzie stawić czoła jej oraz jej nowym ‘’wynalazkom’’. Cokolwiek miało to być.
Tymczasem Craig odważył się wyjawić mi, nad czym pracuje. Był wściekły na Toshiko, że opowiedziała mi wszystko, ale uspokoiłam go mówiąc, że jestem gotowa do walki. On jednak nie był tego pewien i kazał mi jak najczęściej ćwiczyć, bym NAPRAWDĘ była przyszykowana na to, co zobaczę.
Nie chciałam być złą córką, dlatego wykonałam jego rozkaz. Biegałam wokół domu, bądź na bieżni, ćwiczyłam każde partie mięśni, aby je wzmocnić… Starałam się zwiększyć moją zwinność unikając pocisków w formie małych kuleczek wystrzeliwanych z maszyny, których prędkość przy takim odrzucie wynosi około 113 kilometrów na godzinę.
Jednak w tym wszystkim najważniejsze było skupienie. A skupienie dawała mi medytacja. To ona pozwoliła mi opanować starożytną sztukę walki, już dawno zapomnianą i pochodzącą z Chin. Nie jest to typ karate, od zawsze była ona uważana za mało wydajną, dlatego też szybko zakończyła swój żywot. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy pielęgnowali jej kulturę, ale takich osób było niewiele.
Sztuka ta polegała na rozluźnieniu ciała, aby bez żadnych komplikacji dusza mogła nad nim zapanować. Kiedy to się działo człowieka opanowywał wewnętrzny spokój, a ciało stawało się wręcz niepokonane. Dlatego też najważniejsze w tym wszystkim jest skupienie. To ono odgrywa tutaj kluczową rolę. Bez skupienia nie potrafiłabym tak szybko biegać, nie miałabym siły dwóch ogromnych strongmenów i zapewne już dawno leżałabym martwa, gdyby nie mój talent do szybkiego reagowania na daną sytuację.
Samo praktykowanie tej sztuki zajęło mi dwa lata, ale efekty będą mi towarzyszyć do końca życia, o ile będę dbała o to, by moje ciało nigdy nie powróciło do swojej wcześniejszej formy. Ale jak to się stało, że ta sztuka przypłynęła aż do Townlonelly?
To dzięki Craigowi. Po ukończeniu studiów wyjechał do Chin w celach badawczych, w końcu mój ojczym jest biologiem i chemikiem. I tam właśnie poznał Toshiko i jej rodzinę. Pan Doi znał wszystkie tajniki tej sztuki walki i z wielką przyjemnością nauczał o niej Craiga. Zajęło mu to ponad dwa lata. Dwa lata nielekkiej pracy, która zrodziła wspaniałe owoce.
Razem z Toshiko, która studiowała medycynę, wrócił do Townlonelly, aby po jakimś czasie pojawić się tam, jako Lubricus.
Wykorzystał swoją wiedzę na temat walki w celu pomagania ludziom. Toshiko stała się jego nie tylko przyjaciółką, ale i prywatnym lekarzem. Często wracał z walk ranny, a nie dałby rady sam siebie opatrzyć.
Ale wtedy wydarzyła się tragedia. Craig podczas walki z Nefrą ledwo uniknął ognia, który powstał przy wybuchu. Mieszkańcy myślą, że Lubricus, jak i Nefra tego nie przeżyli. Prawda jest zupełnie inna.
W jego prawej nodze doszło do pewnego zakażenia mięśnia. Niestety musiał on zostać wycięty, aby nie doszło do większych powikłań. Widziałam, jak Craig nie potrafił pogodzić się z tym, że będzie do końca życia musiał chodzić o lasce, i że Lubricus był zmuszony tak szybko odejść na emeryturę.
I do akcji wkraczam właśnie ja, gotowa poświęcić swoje życie dla innych. Gotowa na to, by wytrzymać lata morderczych treningów, by stać się Crystal.
Bym mogła dotrzymać obietnicy, jaką złożyłam Bogu ponad dziesięć lat temu.
Proszę… chcę zadbać o przyszłość innych ludzi. Spowodować, że ich ‘’jutro’’ stanie się lepsze. Powstrzymywać tych, którzy niszczą to, co piękne, a dobrym pomagać. By ci okropni trafili wraz ze mną do piekła.

~

Jedna kwestia nie dawała mi spokoju. Jedna jedyna, której nie potrafiłam się pozbyć.
A nazywała się ona Christian Goldenmayer.
Każdy dzień w szkole był jeszcze gorszy ze względu na niego. Próbował w jakikolwiek sposób ze mną porozmawiać, by dowiedzieć się, dlaczego się tnę. Mogłabym mu powiedzieć, że to już przeszłość, że to są stare blizny, ale dobrze wiedziałam, że narodzą się przez to nowe pytania.
Przyznam, że gdzieś tam w środku mała ja bardzo cieszyła się z tego, że ktoś tak bardzo przystojny, z niesamowitym uśmiechem na twarzy zwraca na mnie uwagę. Wiele razy podpowiadała mi, abym spróbowała się z nim zaprzyjaźnić, a być może wyniknie z tego coś większego…
Na szczęście los obdarował mnie rozumem, który przewyższył wszystkie inne pragnienia szybko je neutralizując. W świecie Samanthy Clark byłam zwyczajną uczennicą, nic dla nikogo nieznaczącą, cichą myszką, pozwalającą sobie na słuchanie wszystkich obelg… I tak powinno zostać. Zero przyjaciół. Zero szczęścia. Zero miłości.
 - Mam już dość.
Próbowałam nie dać po sobie poznać zaskoczenia, kiedy Christian z hukiem zamknął moją szafkę. Jak zwykle wpatrywał się we mnie intensywnie, ale jego mina świadczyła o tym, że jest wręcz zdenerwowany.
Cicho westchnęłam i odwróciłam się do niego. Był niewiele wyższy ode mnie, dlatego nie musiałam zadzierać wysoko głowy do góry.
 - Możesz mi nie uwierzyć, ale ja również. – odparłam.
Chciałam to zakończyć. Ten cały cyrk trwał już zbyt długo. I to wszystko przez zwykłe blizny z dawnych lat. Nie miałam zamiaru dzielić się ich historią z kimkolwiek, a szczególnie z Christianem. Wystarczy, że samo patrzenie na nie przypomina mi, z jakiego powodu to zrobiłam.
 - Chcę ci pomóc – powiedział cicho, ale naciskając na każde słowo. – Tak trudno jest przyjąć ci pomocną dłoń?
Prychnęłam.
 - Słuchaj Goldenmayer. Powtarzam to po raz ostatni: zostaw mnie w spokoju. Tylko się pogrążasz rozmawiając z kimś takim, jak ja.
 - Rozmawiając z kimś, kto ma problemy – zrobił krok w moją stronę. Po raz pierwszy spanikowałam i nie miałam pojęcia, co robić. Zapach jego ostrych perfum i żelu pod prysznic wdarł mi się w nozdrza powodując, że nogi nieznacznie się pode mną ugięły. Nie pomagał fakt, że jego czekoladowe oczy wręcz się we mnie wwiercały. – Zrobię wszystko, aby…
 - Christian!
Cały czar prysł. O ile można to tak nazwać. Zamrugałam kilkakrotnie i szybko odsunęłam się od Christiana zdając sobie sprawę, że niewiele przestrzeni było między nami. On zamknął oczy i cały się napiął akurat w chwili, gdy pojawiła się przy nim Christina obejmując go w pasie.
 - Jestem zajęty. – warknął, lecz ona się nie zraziła. Uniosła brwi do góry w geście pytającym i wskazała na mnie palcem.
 - Nią jesteś zajęty? – zachichotała. – Przecież mówiłam ci, i to wielokrotnie, że nie warto się do niej zbliżać. To tylko Clark.
 - Nie obchodzi mnie to.
Przygryzłam wargę. Czułam się niekomfortowo w tym momencie. Christian za wszelką cenę próbował mnie bronić przed największą z jędz. I wcale nie byłam z tego powodu zadowolona.
 - Nie wiem, co w ciebie wstąpiło – pogłaskała go po policzku. – Wcześniej nie zwracałeś na nią żadnej uwagi.
Słuszne stwierdzenie. – pomyślałam zgadzając się z Christiną. Po dłuższym zastanowieniu zauważyłam, że jeżeli Christian w jakikolwiek sposób się do mnie zbliżył ona próbowała go ode mnie uwolnić. Z niechęcią podziękowałam jej za to w duchu, choć Christianowi nie za bardzo przypadło to do gustu.
 - Christina – zwrócił się do niej przodem. – Nie o to chodzi. Próbuję coś wyjaśnić Sam, a ty mi na to nie pozwalasz…
W tym momencie do moich uszu dotarł dźwięk powiadomienia w telefonie dochodzący z mojej szafki. Widząc, że ta dwójka wdała się w dyskusję szybko wyciągnęłam go ze środka. Miałam nadzieję, że będę musiała złapać jakiegoś bandziora, dzięki czemu zniknę stąd niezauważona. Trochę biegu pomogłoby mi wyładować napięcie, jakie zaczęłam nagle odczuwać po nieplanowanym zbliżeniu.
 - Nie widzisz tego, że nikt jej nie lubi? Ona nie jest normalna, tylko dziwna…
 - Dlatego że lubi samotność? – wtrącił się chłopak, ale właśnie w tym momencie się wyłączyłam.
Okazało się, że nie była to wiadomość o napadzie czy ucieczce z więzienia. To było coś o wiele lepszego, na co czekałam już od bardzo dawna.
Zerknęłam po raz ostatni na Christiana i wiedźmę i zniknęłam z ich pola widzenia. Wyszłam na świeże powietrze i usiadłam na murku przy schodach. Rozejrzałam się jeszcze kilka razy upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Dopiero będąc pewna, że jestem sama z trzęsącymi się rękoma otworzyłam e -maila od Toshiko.

Do: Samantha Clark
Temat: Nefra

Crystal,
Wszystkie nasze obawy się spełniły. Jeden z agentów zobaczył Nefrę włóczącą się dzisiaj wczesnym rankiem po parku. Mówił, że tylko się rozglądała, a potem gdzieś zniknęła.
Popytaliśmy też kilku mieszkańców czy słyszeli jakiekolwiek plotki. Były one przeróżne, ale tylko jedna nas zmartwiła i wszyscy jesteśmy pewni, że to ona może być tą najprawdziwszą.
Chodzi o jej kryjówkę. Nie wiem czy znasz ‘’Legendę o Starożytnym Mieście”. Jeżeli nie to przeczytaj o tym w internecie.
Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie tam Nefra mogła się ukryć. Jak wiadomo nikt nie zdołał odnaleźć tego miasta, które podobno leży głęboko pod ziemią. Ale mówimy tu o kobiecie, która wielokrotnie pokazała nam, na co ją stać.
Tak jak obiecałam przekazałam ci ważne informacje. Reszty dowiesz się jutro. Mamy tutaj w agencji dużo roboty, która może nam zająć cały dzień.
Aha, Craig prosił, byś dzisiaj nie szła na cowieczorny patrol. Najlepiej po szkole wróć do domu i nie snuj się po mieście. Oboje wiemy, że na pewno będziesz chciała stanąć do walki z Nefrą, ale to jeszcze nie ten czas. Musisz być dobrze przygotowana. Nefra to nie jest zwykły złodziejaszek. To ktoś o wiele silniejszy, z kim nie miałaś jeszcze nigdy do czynienia.
Wracaj prędko do domu. I uważaj na siebie.
Toshiko Doi

Nim cała wiadomość do mnie dotarła musiałam przeczytać ją jeszcze kilka razy. Nie byłam pewna czy plotka o kryjówce Nefry mogła być naprawdę prawdziwa. W końcu przecież to legenda.
Wiele razy Craig mi ją opowiadał. W drugim wieku przed naszą erą ludzie zamieszkujący te tereny podobno odsunęli się od Boga  - Stwórcy i zaczęli wielbić swoich własnych, wymyślonych bożków. Dlaczego? Chcieli w ten sposób pokazać, że skoro Bóg zsyła na nich złe urodzaje, choroby i głód to dadzą sobie radę bez niego. I owszem tak było. Wszystko wróciło do normy, ludzie zdrowieli, plony rosły, a dzieci były szczęśliwe. Ale sielanka nie trwała zbyt długo. Bóg ukarał miasto i jego mieszkańców za złamanie jednego z praw Dekalogu. Mówi się, że to było coś w rodzaju trzęsienia ziemi, ale żaden budynek nie ucierpiał. Po prostu miasto zniknęło głęboko pod ziemią, a wraz z nim grzesznicy. Niewielu podobno przeżyło, a ci, którym to się udało dość szybko dołączyli do innych przez klątwę, jaka została na nich rzucona.
Oczywiście to tylko legenda, która miała na celu zwrócenie uwagi turystów. Ale wraz z pojawieniem się Nefry i oni zniknęli, więc i legenda z dnia na dzień zaczęła obumierać.
Zamknęłam oczy próbując zebrać wszystkie myśli. Nefra faktycznie postanowiła się ukazać, ale jaki miała w tym cel? Czy naprawdę chodziło jej tylko o wzbudzenie strachu w mieszkańcach? Czy może w ciągu tych kilku lat przeszła przemianę i pragnie zacząć od nowa?
Nie mogłam się tego dowiedzieć w żaden sposób. Pozostało mi jedynie wrócić do domu i tam czekać na powrót Craiga i Toshiko, by wysłuchać, co mają mi do powiedzenia.
Zeskoczyłam z murku i udałam się w stronę przystanku, gdzie stała już niewielka grupka uczniów czekająca na szkolny autobus. W głowie układałam sobie już plan na resztę dnia uwzględniając oczywiście w tym ciężki trening. Skoro już wiem, że Nefra wróciła muszę starać się jeszcze bardziej niż dotychczas.
W pewnym momencie z moich rozmyślań wyciągnął mnie czyiś dotyk, który poczułam na ramieniu. Odskoczyłam jak oparzona przygotowując się do ataku. Ale gdy zobaczyłam, że to Christian jak najprędzej odwróciłam się i ruszyłam ku wymierzonemu celu.
 - Sam, poczekaj! – stanął przede mną torując mi drogę. Próbowałam go ominąć, ale za każdym razem wpadałam na jego umięśnioną klatkę. Z tego też powodu moja twarz przybrała czerwonawy kolor.
 - Spieszę się. – rzuciłam na odchodne nie patrząc mu w oczy.
 - Ja się tak łatwo nie poddam.
Pokręciłam głową i tym razem udało mi się go ominąć. Ale niestety ujrzałam tylko, jak autobus odjeżdża z innymi zostawiając mnie samą z Christianem na środku prawie że pustego parkingu. Zaklęłam pod nosem powstrzymując się od słownego ataku na Goldenmayera.
 - Może cię podwiozę do domu? – zaoferował. Spojrzałam na niego. – Tylko musisz mi powiedzieć, gdzie dokładnie mieszkasz.
Za żadne skarby bym tego nie zrobiła. Raz: za wszelką cenę próbowałby wciąż coś ode mnie wyciągnąć na temat moich blizn wyjaśniając to tym, że chce mi pomóc, a dwa: nikt nie może dowiedzieć się, gdzie mieszkam. W końcu mój dom jest uznawany za nawiedzony.
Po raz kolejny westchnęłam mając już naprawdę dość walki. Nie powinnam w ogóle wdawać się z Christianem w dyskusję. Trzeba było siedzieć cicho i nie wyrażać swojej niechęci do pomocy. Wtedy może szybciej, by zrezygnował.
Odpowiedziałam na jego pytanie machając mu głupkowato i czym prędzej oddalając się od niego. Postanowiłam wrócić do domu spacerkiem, aby trochę ochłonąć i przygotować się na morderczy trening, jaki czekał mnie po powrocie.
 - Samantha…
Zerknęłam za siebie i jęknęłam. Christian szedł za mną krok w krok próbując podtrzymać rozmowę.
 - Dobrze skoro nie chcesz to nie mów, ale przynajmniej pozwól mi podwieźć cię do domu.
Ruch w centrum miasta był dość duży. Ludzie wracali z pracy, ze szkoły, a niektórzy zatrzymywali się w pobliskich sklepach, aby zrobić popołudniowe zakupy. Miałam nadzieję, że dzięki temu zgubię Christiana, ale moje szczęście gdzieś się ulotniło.
 - Chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. – ciągnął dalej, a we mnie się wręcz gotowało. Czułam się, jak u terapeuty, który czeka, aż sama mu wszystko opowiem, ale z drugiej strony naciska na mnie coraz bardziej, jakby to, co mam do powiedzenia było dla niego prezentem na gwiazdkę.
 - Wiem też, że Christina najbardziej ci dokucza. Mogę z nią porozmawiać, jeżeli dzięki temu poczujesz się lepiej.
Czy on naprawdę myślał, że cięłam się z powodu sytuacji, jaka panuje w szkole?
Powstrzymałam jednak głośny śmiech. W końcu dla niego, osoby, która nic o mnie nie wie to jest jedyny powód, dla którego się samo okaleczam.
Skręciłam w prawo, chcąc dojść do domu na skróty i wciąż wierząc w to, że uda mi się zgubić Christiana, który ciągle trajkotał o tym, jaki to on nie jest dobry.
 - Odczep się ode mnie  - powiedziałam.  - Proszę.  - dodałam cicho, ale najwidoczniej nie usłyszał tego.
Znaleźliśmy się z dala od wścibskich ludzi pomiędzy dwoma blokami mieszkalnymi. Z okien dochodziły jakieś głosy, zapachy gotującego się obiadu, ale nie liczyło się dla mnie nic oprócz tego, by w końcu pozbyć się Christiana. By nie próbował za wszelką cenę poznać moją przeszłość. Bo im bardziej się do mnie zbliżał, w tym większym znajdował się niebezpieczeństwie.
Wokół nas panowała cisza, odgłosy aut i rozmów z ledwością docierały do tego miejsca.
Byliśmy sami. Więc mogłam spokojnie powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę. O jego pomocy, o jego trosce... O nim samym.
 - Nic o mnie nie wiesz  - warknęłam.  - I nie mam zamiaru się tym z tobą dzielić. Zrozum to i daj mi święty spokój.  - na jego twarzy malował się smutek, który nagle miałam ochotę wymazać.
 - Sam...  - zaczął.
 - Przestań być jak wielki wrzut na tyłku i odwal się ode mnie. Nic nie zdziałasz, nie pomożesz mi. Pogódź się z tym.
Odetchnęłam ciesząc się, że nareszcie to z siebie wyrzuciłam. Christian stał w bezruchu nie przestając mi się przyglądać. Pokręciłam głową i ponownie ruszyłam w drogę powrotną nie mogąc już dłużej na niego patrzeć. Modliłam się tylko o to, aby mój przekaz do niego dotarł.
Nagle, ni stąd, ni zowąd do moich uszu dotarł dźwięk klaskania. Zatrzymałam się i zerknęłam na Christiana myśląc, że się ze mnie nabija, ale on rozglądał się wokoło, jakby próbował dociec skąd pochodzi ten hałas. Ale już po chwili oboje ujrzeliśmy odpowiedź.
Zza rogu, w długiej, czarnej sukni, z bladą twarzą wyszła kobieta. Była bardzo wysoka, a jej uśmiech tak złowrogi, że po plecach przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Poruszała się bardzo cicho, a postawa jej ciała świadczyła o tym, że jest pewna siebie.
Zrobiłam krok w tył przełykając głośno ślinę. Wpadłam na Christiana, ale ani mnie, ani jego w ogóle to nie obeszło. Skupiliśmy swój wzrok na kobiecie, która z każdym kolejnym krokiem była coraz bliżej naszej dwójki.
 - Proszę, proszę, proszę…  - zaśmiała się pod nosem. – Zawsze bawiły mnie… problemy nastolatków. A szczególnie tych zakochanych – spojrzała z uwielbieniem na swoje długie jak szpony paznokcie. – Ale muszę ci pogratulować, Samantho. Bardzo dobrze mu się odszczekałaś.
Wybałuszyłam oczy, ale nie zdążyłam choćby otworzyć ust, by zadać pytanie. Christian pochylił się i szepnął mi do ucha:
 - Czy to… To jest…
 - Nefra. – dokończyłam wypowiadając to imię z pogardą w głosie. Nie miałam pojęcia skąd znała moje imię, ale wolałam zostawić to na później. Szturchnęłam mocno Christiana.
 - Zjeżdżaj stąd. W tej chwili.
Głośny śmiech odbił się od ścian budynków. Skrzywiłam się, ponieważ brzmiał tak, jakby kogoś raczej obdzierano ze skóry niż próbowano rozśmieszyć.
 - To miłe, że troszczysz się o swojego chłopaka.
 - On nie jest moim chłopakiem – z trudnością utrzymywałam nerwy na wodzy. Zwróciłam się ku Christianowi pchając go w przeciwnym kierunku. – Idź stąd i zawołaj pomoc. Słyszysz Christian?
Spojrzał na mnie, ponownie na Nefrę, a potem znów na mnie.
 - Skąd ona zna twoje imię? – zapytał.
 - Jej imię? – prychnęła. – Chłopcze, jeszcze tak dużo o niej nie wiesz.
Miałam dziwne przeczucie, że to nie przypadek, że Nefra wpadła akurat na nas. W innych okolicznościach zapewne bym ją zaatakowała, ale przy Christianie miałam związane ręce.
– Czego od nas chcesz? Tylko tędy przechodziliśmy!
Mój udawany strach chyba zdziwił Nefrę, bo wzdrygnęła się i przez ułamek sekundy mogłabym przysiąc, że widziałam zagubienie na jej twarzy.
 - Ah – uśmiech ponownie wpełznął na jej usta. – Kochana, nie bądź głupia. Wiem, że masz ochotę się na mnie rzucić. Zaatakować – podeszła jeszcze bliżej. Oboje zaczęliśmy się odsuwać. – A najlepiej zabić. Tutaj na miejscu. Czy się mylę?
Przygryzłam wargę, by nie krzyknąć. Christian stojący wciąż za mną ciężko dyszał, jakby przebiegł pół maratonu. A ja byłam w kropce, ponieważ jedyne wyjście, jakie mi pozostało to udawanie.
 - Nie wiem, o czym mówisz. I ja na pewno nie jestem głupia. To ty z siebie robisz idiotkę.
To był błąd. Poważny błąd. Furia, jaka ogarnęła Nefrę szybko działała. Nie zdążyłam chwycić Christiana za rękę i uciec stąd jak najdalej. Ona już zareagowała.
 - NIE POZWOLĘ SIĘ OBRAŻAĆ!
Szybkim ruchem wymierzyła mi policzek. Był on tak silny, że upadłam na ziemię z głośnym hukiem. Zęby zadzwoniły o siebie, a oprócz nieprzyjemnego szczypania poczułam ogromny ból. Dotknęłam policzka i zobaczyłam na moich palcach niewielką ilość krwi.
Jednak długo się tym nie martwiłam. Kolejny odgłos, tym razem, jakby ktoś uderzył biczem. I nie myliłam się. Nefra trzymała go w ręce stojąc nad zwijającym się z bólu Christianem, który trzymał się mocno za brzuch. Kątem oka zobaczyłam wypaloną dziurę w jego białej koszuli.
 - Nie jestem naiwna moja droga – podniosłam się z ziemi nie zwracając uwagi na krwawiącą ranę. – Wiem, kim jesteś. Ale muszę przyznać, że ciężko było się czegokolwiek o tobie dowiedzieć. Jednakże w końcu się udało.
 - Co ty mówisz? – zdołał wypowiedzieć Christian, lecz ja milczałam. Musiałam usłyszeć to z jej własnych ust. Odpowiedź na moje pytanie: czy ona wie?
 - Zaraz się dowiesz – ruszyła w moją stronę. Próbowałam trzymać się od niej jak najdalej, ale trafiłam na ścianę nie mając żadnej drogi ucieczki. – No, co? Nie zaatakujesz mnie?
 - Nie. Dlaczego miałabym to zrobić? – zapytałam włączając w tę deklarację jak najwięcej strachu. To również nie podziałało.
 - Nie jestem naiwna… Samantho Clark… Vel Crystal.
Wszystko we mnie zamarło, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Ona wiedziała. Jakimś cudem wie, że ja to również i Crystal.
To, do czego w tym momencie dąży było dla mnie zagadką, ale nie mogłam przyznać jej racji. Musiałam utrzymać to w tajemnicy i spróbować uciec od niej, a następnie wrócić szybko do domu, by tam powiedzieć Craigowi, czego doświadczyłam.
 - Co? To niemożliwe. – rzekł Christian próbując się unieść na nogach.
Odetchnęłam w duchu z ulgą ciesząc się, że był na tyle mądry, by nie uwierzyć w słowa Nefry.
 - Niemożliwe? Głupcze, przecież na pierwszy rzut oka widać, że to jest przebranie – wskazała na mnie ręką przybliżając się jeszcze bardziej. – To tylko maska, która ma za zadanie ukrywać jej prawdziwą twarz.
 - Nie jestem Crystal – brnęłam w to licząc na to, że Nefra jednak mi uwierzy. – To nie mnie szukasz.
 - KŁAMIESZ! – krzyknęła chwytając mnie za koszulę i mocno odpychając w bok. Siła wyrzutu nie była bardzo silna, ale zdołałam uderzyć głową o niewielkich rozmiarów kontener znajdujący się nieopodal.
Musiałam jej na to pozwolić. Gdybym zareagowała, gdybym chwyciła ją za rękę tylko pogorszyłabym tą sytuację, która i tak była w stanie krytycznym. A dzięki temu, że Nefra mogła mnie bez problemu powalić istniała jeszcze nadzieja, że odpuści i zostawi nas w spokoju.
 - Ta twoja gra zaczyna robić się męcząca Crystal. – powiedziała wymierzając mi kopniaka prosto w brzuch. Jęknęłam, a gdzieś z oddali usłyszałam zrozpaczony głos Christiana.
 - Sam!
Czułam się taka bezbronna, choć wiedziałam, że jestem w stanie powstać i walczyć. Nie sądziłam, że moje pierwsze spotkanie z Nefrą będzie właśnie tak wyglądało.
Stanęłam na czworakach i powoli próbowałam się podnieść, ale ból ciągle mi dokuczał. A nie pomogło mi w tym uderzenie biczem prosto w plecy.
Upadłam z powrotem na ziemię. Okulary kompletnie się roztrzaskały, a pieczenie na kolanach i łokciach było tak silne, jakby ktoś przyłożył mi je do ognia.
Nefra zaśmiała się na ten widok. Bawiła ją ta cała sytuacja. To, że jestem bohaterką, a pozwalam jej się tak traktować. Musiałam jednak wytrzymać.
Niech to już się skończy. Boże, pomóż nam stąd uciec.
 - Sam! Au!
 - Zamknij się! – powiedziała Nefra po raz kolejny używając bicza wobec Christiana. Nie widziałam go, ale wyobrażałam sobie jego długie ciało ledwo wytrzymujące ból zadany diabelnym urządzeniem. – Dobrze, nie chcesz po dobroci? To zrobimy to inaczej.
Chwyciła mnie za włosy i pociągnęła je mocno do tyłu. Ból, jaki odczuwałam był jeszcze gorszy niż wcześniejszy. Taśma utrzymująca perukę powoli się odrywała, jakby za jeden cel przyjęła sobie zerwanie ze mnie ogromnego płata skóry.
I w pewnym momencie to się stało. Kilka moich blond włosów zostało zerwanych z taśmą, a głowa opadła, aż do samej ziemi. Wbrew mnie kilka łez potoczyło się po moich policzkach pozostawiając mokry ślad.
 - Widzisz? To przebranie – Nefra rzuciła brązowe włosy. Usłyszałam tylko jak Christian wciąga głęboko powietrze.– Teraz już nie musisz udawać.
Załkałam, a wokół zapanowała cisza.
 - Samantha…
Christian nie dokończył. Nie wiem, z jakiego powodu, ale byłam pewna, że to nie przez Nefrę. Stała wciąż niedaleko mnie, jakby oczekiwała cudu.
 - Nie. Na pewno się nie pomyliłam!
Uniosłam delikatnie głowę. Nefra wróciła do Christiana, który na tą chwilę oderwał ode mnie wzrok.
 - Udowodnię, że się nie myliłam. Bo JA nigdy się nie mylę.
Wbiłam paznokcie w skórę zamykając przy tym oczy. Czas spowolnił, głos Nefry nie dochodził do moich uszu. Byłam tylko ja i moje ciało, które było gotowe zrobić to, co już dawno powinno.
Miała rację. Nie muszę już udawać.
Skupiłam się na tyle mocno, że ból, jaki mi zadała zniknął. Wstałam jak najszybciej akurat w momencie, gdy świat ponownie ruszył. Właśnie w tym momencie Nefra postanowiła się odwrócić. Nie spodziewała się jednak, że ją zaatakuję.
Skoczyłam wysoko unosząc nogę. Uderzyłam z całej siły Nefrę w twarz powodując, że upadła z głośnym przekleństwem. Wróciłam do pozycji wyjściowej ledwo biorąc oddech. Kobieta próbowała szybko się pozbierać, ale z marnym skutkiem.
I w tym momencie przypomniałam sobie o tym, że nie jesteśmy same. Jęk Christiana nakazał mi natychmiast spojrzeć w jego stronę.
 - Crystal…
Był przerażony, co doskonale odmalowywało się na jego twarzy. Leżał na lewym boku wciąż trzymając się za brzuch, ale chyba przestał zwracać uwagę na ból. Wpatrywał się tylko i wyłącznie we mnie, jakbym była ósmym cudem świata.
 - Mówiłam ci, żebyś zostawił mnie w spokoju. – warknęłam, akurat w momencie, gdy Nefra uniosła się z klęczek śmiejąc się pod nosem z śladem buta na licu.
 - Cóż za niesamowite wejście Crystal! I ta siła! Zapewne starożytna sztuka walki, prawda?
 - Nie twój interes. – odpowiedziałam czując jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach.
 - Masz rację. Ale będzie mój, jak w końcu cię zabiję.
 - Crystal!
Bicz poszedł w ruch. Odskoczyłam unikając jego nieprzyjemnego dotyku. Jednak Nefra się nie poddała, wciąż nim wymachiwała, chcąc mnie w ten sposób najwidoczniej zmęczyć. Mając już dość tej zabawy podbiegłam do ściany, wspięłam się na nią i odbijając się rzuciłam się na Nefrę. Lecz nie upadłyśmy, jak to miałam w planach. Nefra uderzyła mnie z pięści prosto w szczękę. Przez to miałam niemiłe spotkanie z twardą ścianą.
 - Też trochę ćwiczyłam. Niestety ci głupcy z Chin nie chcieli mnie nauczyć, więc musiałam sama się tym zająć. Stwierdzam więc, że moje wynalazki są o wiele lepsze.
Machnęła ponownie biczem. Tym razem nie zrobiłam uniku. Chwyciłam go nie zwracając uwagi na ból, jaki mi zadał. Nefra zrobiła wielkie oczy, a ja pociągnęłam za niego biorąc go dzięki temu w posiadanie.
 - To niemożliwe…  - mruczał pod nosem Christian.
 - A jednak! Twoja koleżanka jest bohaterką! – zwróciła się do niego Nefra. – Ale już niedługo.
 - Christian, zjeżdżaj stąd dopóki mo…
Niedane było mi dokończyć. Przez moje ciało przeszedł prąd, który wydostał się z bicza. Czułam, jak ogarnia mnie od stóp do głów, a w miejscu, gdzie skóra miała styczność ze skórzaną rączką robi się ogromne poparzenie.
Jednak to cierpienie szybko się skończyło. Ledwo trzymałam się na nogach, dlatego też pozwoliłam ciału upaść. Tuż obok mnie leżał Christian, który teraz był raczej zmartwiony tym, że przegrywam.
Przegrywam. Dlaczego to się dzieję?
Spojrzałam na niego. Był wystraszony, a ja nie zapewniłam mu dostatecznej ochronny. Pozwoliłam, by stała mu się krzywda.
 - Przepraszam. – ledwo wydukałam.
 - Przecież mówiłam, że moje wynalazki są lepsze. – Nefra postukała kilka razy w zegarek na swojej ręce zasłaniając mi widok na rannego Christiana. – Ale oczywiście nikt nie chce mi wierzyć. Dlatego z tego powodu ludzie będą cierpieć – nachyliła się nade mną. – Lecz zanim to nastąpi ty umrzesz w męczarniach. Zadbam o to.
I nim się obejrzałam zapadłam w ciemność.

Opowiadanie jest mojej siostry, inne jej historię są dostępne w serwisach:

PS: wszystkie pieniądze trafią na rozwijanie twórczości mojej siostry :)

 * George Eliot (właśc. Mary Ann Evans), Miasteczko Middlemarch, tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Warszawa 2005