Pytania, na które nie ma odpowiedzi (ZaczytanaNija) - Cień pod maską

in #polish7 years ago

Andrew Houston, lat trzydzieści dwa, pochodzący z Nowego Yorku, mieszkający tymczasowo w Seattle. W mieście pojawił się dziewięć dni temu, a czternastego kwietnia obrobił bank w Townlonelly. Poszukiwany w dwóch stanach i wschodniej części Azji. Zawsze działa sam i za każdym razem jego misja kończy się sukcesem.
Lecz teraz będzie zupełnie inaczej.
Założyłam szybko czarną chustę, by ukryć za nią połowę mojej twarzy. Dzięki niej jeszcze nigdy nie zostałam zidentyfikowana. Strój, który był dziełem Craiga, był w tym samym kolorze z dodatkowymi srebrnymi zawijasami, które przypominały łodygi kwiatów. Przylegał on mocno do ciała, ale był bardzo wygodny w trakcie walki czy biegu. Wyglądałam jak typowa bandytka, choć moim celem życiowym było raczej ratowanie życia niż odbieranie go.
Sprawdziłam po raz trzeci czy nóż, który nosiłam w bucie, jest na pewno na swoim miejscu. Rzadko, kiedy go używałam ze względu na to, że przestępcy raczej używali broni palnej. W tej sytuacji był raczej potrzebny mój szybki refleks, którego uczyłam się przez dwa lata, całymi dniami i nocami, bez wytchnienia nim doszłam do całkowitej perfekcji.
Jeżeli chodzi o Andrew na pewno był dobry w tym, co robił. Pojawiał się i znikał w mgnieniu oka, a po wszystkim tak dobrze się ukrywał, że ani policja, ani Craig nie potrafili go odnaleźć. Jednak teraz nadarzyła się okazja: Andrew Houston nie był na tyle ostrożny, by wyjechać do Europy niezauważony.
Stojąc na dachu jednego z budynku czekałam tylko na swój moment. Policja zajęła się wykurzeniem Andrew z lotniska, o czym poinformował mnie mój ojczym. Wszystkie drogi ucieczki zostały zablokowane, więc mężczyzna został uwięziony w Townlonelly. Więc albo się podda, albo spróbuje po raz kolejny uciec sprzed ich nosa.
Widok, jaki miałam przed sobą ukazywał praktycznie całe miasto, dzięki czemu mogłam upewnić się, dokąd bandyta zmierza. Zerknęłam na słońce i zauważyłam, że wyszło już zza horyzontu, a to oznaczało tylko jedno: że jeżeli w ciągu dziesięciu minut nie złapię Andrew Houstona zapewne wyląduję na dywaniku u dyrektora w sprawie mojego ciągłego spóźniania się na lekcję.
 - No stary, pospiesz się. – mruknęłam pod nosem, gdy nagle usłyszałam znajomy głos, którego w ogóle się nie spodziewałam.
 - Crystal? Gdzie jesteś?
Mimowolnie się uśmiechnęłam, kiedy poczucie niesamowitego szczęścia spłynęło na mnie, powodując szybsze bicie serca i przypominając, jak bardzo brakowało mi tej osoby.
 - Toshiko! Kiedy wróciłaś?
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
 - Wydaję mi się, że masz inne rzeczy na głowie niż słuchanie mojej opowieści.
 - Jak udało ci się ze mną skontaktować? – spytałam poprawiając miniaturową słuchawkę w uchu z wbudowanym mikrofonem. Był to niesamowity wynalazek, dzięki któremu nie musiałam się męczyć ze zwyczajną słuchawką sprzedawaną w sklepach.
 - Craig mnie z tobą połączył. Też był w szoku, kiedy do niego zadzwoniłam – zaśmiała się akurat w tym samym momencie, kiedy dobiegł mnie dźwięk syren policyjnych. Szybko uniosłam głowę i zobaczyłam, że kilka ulic dalej trwał pościg za BMW, który, jak mniemam, prowadził właśnie Andrew.
 - Słyszę, że już niedługo będziesz naprawdę zajęta – dodała Toshiko. – Zajmij się nim, a potem porozmawiamy.
Przytaknęłam nim zdałam sobie sprawę, że mnie nie widzi. Toshiko szybko się rozłączyła, a ja wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy.
Wyciszyłam umysł na jakiekolwiek emocje. Liczyłam się tylko ja i moje ciało. Silne ciało, którym byłam w stanie przeskoczyć ponad pięć metrów odległości, by znaleźć się na drugim budynku…
Napięłam mocno mięśnie i uniosłam powieki. Dźwięk syren wciąż szumiał mi w uszach, ale na wszystko inne byłam kompletnie głucha. Zrobiłam kilka kroków w tył, a kiedy poczułam za sobą skraj dachu zacisnęłam mocno dłonie w pięści i ruszyłam przed siebie sprintem.
Uwielbiałam czuć ten wiatr we włosach. Wiatr, który pomagał mi skupić się na moim dotychczasowym zadaniu. Ta umiejętność nie była łatwa do opanowania, ale lata morderczych ćwiczeń dały rezultat. I teraz było go widać.
Biegłam szybko. Rozpędziłam się do maksymalnej prędkości, którą osiągają tylko zawodowi biegacze. Moja trudność polegała na tym, że odcinek, który miałam do przebiegnięcia był bardzo krótki. Ale nie takie rzeczy napotykałam na drodze.
Uwolniłam się od jakichkolwiek problemów i pozwoliłam, by moje ciało stało się silne, a zarazem lekkie jak piórko...
Skoncentruj się na swoim zadaniu. Pozwól duszy zapanować nad fizycznym wcieleniem…
Powoli zbliżał się skraj… Jeszcze chwila… Tylko dwa długie kroki…
Skoczyłam…
To była prawdziwa wolność. Unosisz się w powietrzu przez zaledwie kilka sekund, ale masz wrażenie, jakby to trwało całą wieczność. Czujesz się, jak ptak, który dopiero po raz pierwszy w życiu wzbił się w powietrze, który śpiewa z radości, że udało mu się tego dokonać…
A potem lądujesz z powrotem na ziemi i ta wolność umyka ci między palcami. Ale i tak się uśmiechasz, bo wiesz, że w każdej chwili to uczucie może powrócić. Wystarczy, że tego zapragniesz.
Podniosłam się z klęczek i szybko rozejrzałam. Nie widziałam pościgu, ale mogłabym przysiąc, że jedno z samochodów właśnie uległo wypadkowi. Huk był na tyle głośny, że mógłby wybudzić niedźwiedzia ze snu zimowego.
Nie zwlekając ponownie ruszyłam biegiem, by wskoczyć na kolejny dach. A każdym następnym skokiem czułam się tak dobrze, jak jeszcze nigdy wcześniej. Lubiłam to robić. Lubiłam być Crystal. Pomagać ludziom. I nawet to, że na co dzień jestem zwyczajną nastolatką, której wszyscy dokuczają nie może zepsuć momentów, które pozwalają mi na to, bym mogła być sobą.
 - Szybko! Tym razem go na pewno złapiemy!
Kilku ludzi wyjrzało z okien, by przyjrzeć się scenie, która miała miejsce nieopodal. Delikatnie się wychyliłam i zobaczyłam BMW, które wjechało wprost w salon fryzjerski. Ludzie znajdujący się w środku byli tam uwięzieni przez auto, ale najwidoczniej nic im nie było.
Zerknęłam w stronę policjantów, którzy zaczęli wychodzić z radiowozów. Ruszyli ku ciemnemu zaułkowi ciągle wołając: Houston, poddaj się! Nie masz szans!
Niestety groźby te nie zadziałały na bandytę, który dopiero teraz rzucił mi się w oczy. Wszedł akurat do jednego z budynków ryglując drzwi.
Pokręciłam głową i nie zwracając uwagi na grupkę policjantów, która za wszelką cenę próbowała dostać się do środka szybko przeskoczyłam na dwa kolejne dachy, kiedy znienacka naprzeciwko pojawił się Andrew Hosuton we własnej osobie.
Szybko ukryłam się za fotelem, który, nie wiadomo, czemu, ktoś tu postawił. Houston wziął do ręki jakiś pręt i zablokował nim drzwi, a następnie przysunął pod nie stare, złamane krzesło do jadalni.
Przewróciłam oczami. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób chciał stamtąd uciec, ale nie mogłam mu na to pozwolić. Jego historia musiała dobiec końca.
Po raz ostatni podbiegłam do krawędzi i odbiłam się od niej lądując zgrabnie przed mężczyzną. Odgłos, jaki przy tym wydałam spowodował, że podskoczył przerażony, ale gdy ujrzał mnie w całej swej okazałości, jego twarz wykrzywił ogromny uśmiech.
 - Crystal. Ale mnie przestraszyłaś dziewczyno – zachichotał, jakby był to dobry żart. – W sumie spodziewałem się ciebie już tydzień temu. Ale się nie zjawiłaś.
Powoli uniosłam się z klęczek wpatrując się w niego srogim spojrzeniem.
 - No już. Nie patrz tak na mnie. Udało mi się wtedy zwiać to i tym razem dam radę.
 - Ciekawe… Jak masz zamiar stąd uciec? Skacząc z takiej odległości? – zamrugał zaskoczony. – Proszę, droga wolna. Lecz muszę cię ostrzec, że na pewno po swoim skoku będziesz miał rychłe spotkanie ze śmiercią.
Usłyszeliśmy oboje odgłosy kroków zza drzwi. Gdy policjanci dotarli na sam szczyt zaczęli w nie mocno walić, krzycząc przy tym bardzo głośno.
 - Tobie się udało. Więc czemu mnie miałoby się nie udać? Wiesz, jestem najlepszy praktycznie we wszystkim.
Na jego ramieniu była powieszona sportowa torba. Mogłam się założyć o wszystko, że nie trzymał w niej tylko swoich ubrań, ale i skradzione pieniądze.
Nie wydawał się też uzbrojony. Nigdzie nie mogłam dostrzec pistoletu czy choćby małego noża. Był po prostu bezbronny. Ale, jak to się mówi, nie chwal dnia przed zachodem słońca.
 - Jesteś za bardzo pewny siebie Houston – zrobiłam ku niemu krok. – A to może doprowadzić cię do zguby.
Nie dał po sobie poznać, że go uraziłam lub że jest całą tą sytuacją przerażony. Z uśmiechem na ustach powiedział:
 - Nie radzę maleńka podchodzić bliżej, bo to ciebie kolejny krok może doprowadzić do zguby.
Zza skórzanej kurtki wyciągnął pistolet i wycelował w moją stronę. Był to nieduży, naładowany rewolwer, raczej małego kalibru, ale również zdatny do tego, by zranić człowieka.
 - Jesteś młoda, co łatwo można dostrzec – oznajmił spokojnie, ale trzęsąca ręka trzymająca pistolet go zdemaskowała. Był przerażony, choć za wszelką cenę ukrywał to udając pewnego siebie. – Nie męczy cię to? Bycie super bohaterką takiego zapchlonego miasta, jak Townlonelly? Nie boisz się, że twój największy wróg pewnego dnia wyjdzie na powierzchnie, z której szybko cię zmiecie? – uniosłam brwi. – Warto się nad tym zastanowić Crystal. A teraz odsuń się i pozwól mi uciec, albo będę zmuszony cię zabić, co zrobię z ciężkim sercem, bo nie mam w zwyczaju zabijać płci pięknej.
Nim dotarł do mnie sens jego słów musiała minąć cała minuta. Czy mógł coś wiedzieć o Nefrze? Kobiecie, która od lat się ukrywa, która w przeszłości zraniła wiele osób w tym także i Craiga?
Czy Andrew Houston mógł dla niej pracować? Czy wie, gdzie mogę ją znaleźć?
Niestety, na te pytania nie mogłam uzyskać odpowiedzi.
Drzwi powoli ustępowały. Mężczyzna przelotnie spojrzał w ich stronę, ale dało się zauważyć krople potu spływające mu po czole.
 - Nie będę dłużej czekał.
Świat spowolnił. Wiedziałam, co powinnam robić, jak uniknąć pocisku, który ruszy ku mnie. Wystarczyło tylko się skupić…
Wystrzelił.
Leciało to ku mnie tylko w jednym celu: by zadać ból. Ale Andrew nie miał pojęcia, czego zdołałam się nauczyć. Jak bardzo daleko sięgają moje umiejętności.
A co najważniejsze: jak trudno jest się mnie pozbyć.
Skupiona na tym maleńkim punkcie zareagowałam bardzo szybko. Gdy świat ponownie powrócił do swojego normalnego rytmu w ostatnim momencie udało mi się zrobić unik. Stałam teraz profilem do mężczyzny. Nabój poleciał daleko hen przelatując centymetr koło mojego nosa.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Houstona. Stał jak osłupiały nie wierząc w to, co zobaczył. W to, z jaką łatwością udało mi się ominąć przeszkodę.
Ponieważ było już naprawdę późno chciałam zakończyć tą zabawę raz na zawsze. Ponownie ruszyłam ku niemu, a ten widząc mój ruch po raz kolejny wymierzył we mnie i strzelił. Trafiłby, gdybym nie odsunęła prawego ramienia.
Widząc, że niebezpieczeństwo się zbliża strzelał gdzie popadnie, byle tylko mnie trafić, ale za każdym razem chybił. Wciąż kręcił głową, mrugał oczami, jakby próbował obudzić się z sennego koszmaru.
Kiedy byłam wystarczająco blisko wykopałam mu broń z dłoni, która poszybowała wysoko w górę, a następnie spadła na sam dół znikając z zasięgu naszego wzroku. Zaskoczony Andrew próbował się jeszcze bronić rękoma, ale szybko pochwyciłam go za nadgarstek i wykręciłam mocno do tyłu łamiąc kości w kilku miejscach. Jego wrzask był tak przeraźliwy, że policjanci na chwilę zaprzestali swojej czynności próby wdarcia się na dach.
Popchnęłam go przed siebie dając mu cień jakiejkolwiek szansy. Naparł na mnie, ale udało mi się uchylić od uderzenia i zadać mu cios prosto w brzuch. Skulił się tak, jakbym na żywca wydarła z niego wszystkie narządy wewnętrzne.
Postanawiając już na dobre skończyć tą walkę z pół obrotu uderzyłam go w twarz. Upadł z głuchym łoskotem i krwawiącym nosem tracąc przy tym przytomność.
Wydałam z siebie ni to jęk ni to zwykłe odetchnięcie. Zamknęłam oczy i jeszcze raz odtworzyłam wszystko w pamięci patrząc na całą walkę, jako widz.
 - Co się tam dzieję?!
Wzdrygnęłam się. Nie miałam wiele czasu. Rzadko rozmawiałam z policjantami, tylko wtedy, gdy była konieczność. A tu takowej nie widziałam. Podeszłam do drzwi i odsunęłam od nich krzesło, które wyglądało gorzej niż dziesięć minut temu i jak najprędzej przeskoczyłam na sąsiedni dach, a potem następny, by ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami.
Policjantom udało się wywarzyć drzwi jakiś czas później. Zszokowani podeszli do nieprzytomnego Andrew rozglądając się we wszystkie strony. Schowałam się tak, by mnie nie dostrzegli, ale widać było, że na ich twarzach malowała się wielka ulga i wdzięczność.
 - Crystal! Jeżeli gdzieś jeszcze tu jesteś to wiedz, że jesteś najlepsza i jedyna w swoim rodzaju!
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Mężczyzna, który to powiedział był komendantem, z którym nie raz już się spotykałam. Pracował na komisariacie, gdy moją rolę odgrywał mój poprzednik, Lubricus. On, jako jedyny wierzył w to, że chce dla miasta dobrze. Pomagał mu nawet w niektórych sprawach, a gdy nie potrafił sobie z czymś poradzić zawsze zwracał się do niego o pomoc.
Jednak nigdy się nie dowiedział, że Libricus to Craig Route. Nikt nie powinien się dowiedzieć, kim był mój ojczym jakiś czas temu.
Zdjęłam chustę pozwalając jej luźno zwisać z szyi. Wzięłam głęboki wdech zastanawiając się czy naprawdę warto iść dzisiaj do szkoły skoro wiadome jest, że na pewno się spóźnię.
Ale jak na zawołanie w słuchawce odezwała się Toshiko.
 - Brawo Samantha! Jak zwykle dałaś radę!
Przygryzłam wargę.
 - Gdybym dała radę jeszcze nie spóźnić się na lekcję…
 - O to się nie martw.
Gdzieś niedaleko zabrzmiał klakson. Zdziwiona zeskoczyłam swobodnie na ziemię i niepewnie wychyliłam głowę zza zakrętu. W zaułku nikogo nie było, ale nieopodal stało sportowe, żółte auto, a zza kierownicy z ogromnym uśmiechem machała mi Toshiko.
Była kimś w rodzaju pomocnika Craiga, jeszcze za czasów, kiedy to on był bohaterem miasta. Miała typową urodę kobiety pochodzącej z Chin. Podobno tam, podczas badań kilka lat temu spotkała mojego ojczyma i od tej pory nie odstawała go na krok.
Kiedyś myślałam, że są parą, co nie byłoby dziwne, w końcu razem mieszkają, pracują i czują się w swoim towarzystwie nad wyraz dobrze. Ale to były tylko złudne marzenia. Jak to Toshiko wiele razy powtarzała: nie zdołałaby wytrzymać wszystkich kaprysów Craiga będąc jego dziewczyną. A tak, jako przyjaciółka w każdej chwili może mu przyłożyć bez poczucia winy.
Szybko pobiegłam w jej stronę wsiadając na miejsce pasażera. Nim zdołałam ją przytulić, przywitać się, zadać jakiekolwiek pytanie natychmiast ruszyła cofając samochód i wyjeżdżając na główną drogę.
 - Za tobą jest torba. Ubierz mundurek na swój strój. Dopiero w szkole masz go ściągnąć.
Przytaknęłam i wychyliłam się, by sięgnąć po plecak, gdzie zostały staranie poukładane ubrania oraz wszystkie potrzebne rzeczy do tego, bym z Crystal zamieniła się w Samanthę.
Zerknęłam kątem oka na zegarek i wręcz natychmiast zamarłam. Nie miałam pojęcia, że jest już tak późno.
 - Byłoby fajnie, gdybyś się pospieszyła – mówiąc to wyciągnęłam czarne spodnie z torby, które miały zasłonić dolną część mojego stroju. – Dzisiaj na angielskim omawiamy Romea i Julię, a już i tak jestem spóźniona o piętnaście minut. A jak będziemy się tak wlec to…
Toshiko nic nie odpowiedziała tylko wcisnęła pedał gazu powoli przekraczając najwyższą prędkość.
 - Trzeba było szybciej złapać tego uciekiniera.
Spojrzałam na nią wilkiem z ledwością zapinając ostatni guzik koszuli i zabierając się za nałożenie peruki.
 - Nie moja wina, że nie chciał pojawić się w odpowiednim momencie.
Pędziłyśmy jak szalone przez ulice miasta. Miałam mnóstwo pytań do Toshiko, ale bałam się, że jeżeli ją zdekoncentruję to spowoduje wypadek, a tego wolałabym uniknąć. Dlatego też zajęłam się swoją przemianą. Jedyny problem, jaki się przy tym pojawił to założenie soczewek. Miotało nami na wszystkie strony tak bardzo, że nie byłam w stanie usiedzieć bez ruchu, nie uderzając głową o dach samochodu.
 - Soczewki też założysz w szkole – zmarszczyła czoło, kiedy motocyklista, którego właśnie wyprzedzała pokazał nam środkowy palec. – Amerykanie, tak bardzo niewychowani.
 - Mówiąc, żebyś się pospieszyła nie miałam na myśli AŻ takiego przyspieszenia – przełknęłam głośno ślinę widząc, że jedzie ponad sto na godzinę. – Jeżeli nas złapią to będzie twoja wina.
Parsknęła śmiechem.
 - Oczywiście, że moja. Przecież to ja prowadzę.
W żaden sposób tego nie skomentowałam tylko chwyciłam się mocno uchwytu, by nie latać we wszystkie strony, co nie okazało się dobrym rozwiązaniem. Na szczęście po kilku minutach poznałam znajome pagórki i odetchnęłam głęboko wiedząc, że już wkrótce dotrzemy na miejsce.
Byłam pewna, że im bliżej będziemy celu tym Toshiko zacznie stopniowo zwalniać. Ale w ciągu całej jazdy jej noga ani razu nie wcisnęła pedału hamulca.
Zrobiła to dopiero wtedy, gdy wjechaliśmy na szkolny parking, który był pełny aut. Z piskiem opon Toshiko zahamowała na samym środku tak mocno, że rzuciło mną daleko w przód. A powracając do swojej poprzedniej pozycji uderzyłam i tak już obolałą głową o zagłówek.
 - Lekcja kończy się za dwadzieścia minut – powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. – Nie mam pojęcia czy zdołasz jeszcze usłyszeć o tragicznej śmierci zakochanych w siebie głąbów.
Zmrużyłam oczy i już chciałam wysiąść z samochodu, gdy nagle Toshiko chwyciła mnie za nadgarstek.
 - Poczekaj. Wiem, że ci się spieszy, ale muszę ci to powiedzieć.
Tym razem jej ton był naprawdę poważny. Moją pierwszą myślą było to, że coś strasznego stało się Craigowi, albo, co gorsza ma się dopiero wydarzyć.
 - O co chodzi? – próbowałam zatuszować to, że mój głos zaczął drżeć.
 - Kiedy jeszcze byłam w Anglii dowiedziałam się kilka interesujących rzeczy od twojego ojca…
Toskiko wyjechała na dwa miesiące do Europy, by na jednym z uniwersytetów w Londynie dawać wykłady studentom. Nie za bardzo uśmiechało się jej wyjeżdżać, ale ja i Craig ją do tego namówiliśmy i niechętnie się zgodziła. Skoro wytrzymała tam tak długi czas mogło to oznaczać, że wcale tak źle tam nie było.
 - Nie wiem, dlaczego uparł się, by trzymać to przed tobą w tajemnicy. W końcu przecież będziesz z nią walczyć, co jest nieuniknione – wzruszyła ramionami, a mi chęć pójścia na lekcję zniknęła jak ręką odjął. – Po mieście chodzą słuchy, że kilka osób widziało późnym wieczorem Nefre spacerującą sobie, jakby nigdy nic po parku.
Skamieniałam. Nefra, kobieta, która ma źle poukładane w głowie nagle postanowiła wyjść z ukrycia po pięciu latach od tragicznych dla Craiga wydarzeń. Byłam w kompletnym szoku, bo tak naprawdę nie spodziewałam się, że kiedykolwiek do tego dojdzie, choć w domu ciągle o tym mówiono.
 - Ale… Jak to możliwe? Nic do mnie nie dotarło.
 - Craig zadbał o to, byś o niczym nie wiedziała. Głupek myśli, że w ten sposób cię ochroni – założyła ręce na piersi opierając się o fotel. – Jednak nic nie może zrobić. Nefra wie, że w każdej chwili możesz jej przeszkodzić, dlatego będzie na ciebie polować. I wtedy będziesz musiała się z nią zmierzyć.
Zamilkła wpatrując się w drzewa w oddali, którymi liśćmi poruszał wiatr.
 - Nie mówię ci tego, aby cię przestraszyć – chwyciła mnie za dłonie ściskając je mocno. – Tylko po to, byś wiedziała, na czym stoisz.
 - Ale ja się nie boję Toshiko – rzekłam nie mając pojęcia czy to prawda czy raczej perfidne kłamstwo – Jeżeli będę musiała to zmierzę się z Nefrą.
Zadowolenie z moich słów odmalowało się na jej twarzy. W pewnym sensie czułam strach, bo kto by go nie czuł? Jednakże byłam gotowa z nią walczyć, by nie zdobyła tego, o czym marzy od dawna.
 - Nie myliłam się. Jesteś silniejsza niż komukolwiek mogło się wydawać – puściła mnie poklepując przyjaźnie po ramieniu. – Zapewne, kiedy wrócę do domu i się odświeżę po podróży będziemy szukać więcej informacji o niej. Gdy się czegoś dowiem wyślę ci to na e -maila. Lepiej, żeby Craig na razie nie był świadom tego, że ty wiesz. Powiemy mu to, gdy będzie na to odpowiednia pora – puściła mi oczko i wskazała budynek szkoły. – A teraz leć. Może uda ci się usłyszeć fragment jak zwaśnione rody Szekspira się godzą.

~

Angielski niestety przepadł. W momencie, kiedy zdjęłam z siebie strój i ubrałam zamiast dżinsów spódnicę zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Klnąc pod nosem wyszłam na korytarz wypełniony po brzegi uczniami, kierując się w stronę sali z matematyki.
Nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, więc bez problemu udało mi się wtopić w tłum. Jednak nie mogłam uniknąć szeptów na najbardziej gorący temat.
 - Słyszałaś? Podobno Andrew Houston, wiesz, ten, co obrabia banki został dzisiaj schwytany.
 - Crystal podobno w ciągu sekundy powaliła go na ziemię!
 - Houston powiedział dziennikarzom, że jeszcze nigdy nie spotkał tak hipnotyzujących, a zarazem przerażających oczu!
Powstrzymałam parsknięcie, gdy dotarło do mnie ostatnie zdanie. Moje wielkie, błękitne oczy niczym się nie różniły od innych, które posiadał zwykły, przeciętny człowiek. To raczej strach Andrew wszystko wyolbrzymił.
 - Moja ciotka mieszka w tamtej okolicy. Widziała z okna ich wspólną walkę.
Zatrzymałam się nieopodal Christiny, która nie przestała opowiadać niewielkiej grupce o tym, czego się dowiedziała.
 - Podobno Crystal z nim rozmawiała przez pewien czas. Ale to nie jest najlepsze. Na własne oczy moja ciocia widziała, jak uniknęła pocisk! Nie śmiejcie się! Ta dziewczyna ma niezły refleks! Houston naprawdę wystrzelił, a jej nic się nie stało! Ominęła go, jakby to był mały pikuś!
 - Ja słyszałam, że jej strój jest kuloodporny – dodała dziewczyna z drugiej klasy. – I dlatego pociski ją nie trafiają.
 - Ja wierzę w to, że Crystal naprawdę jest tak szybka, jak mówią. Nikt jej nie dorówna, ale zrobiłabym wszystko, by być taka, jak ona.
Zachichotałam pod nosem, ale niestety przykuło to uwagę Christiny i całej reszty. Uśmiechnęła się złowrogo, jakby mój widok napawał ją ogromnym szczęściem.
 - Clark, ominęła cię tragiczna śmierć Romea i Julii – zrobiła kilka kroków w moją stronę. – Znowu dałaś się wykorzystać, jakiemuś staremu fagasowi?
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie mam pojęcia skąd ona brała takie pomysły, ale na moją niekorzyść to jej wszyscy będą ufać.
 - Pewnie słyszałaś już o Crystal, co? – nie odpowiedziałam wpatrując się w podłogę. – Szkoda, że to nie byłaś ty. Pokonałaby cię o wiele szybciej niż tego idiotę.
 - Żebyś się nie zdziwiła. – mruknęłam twardym głosem i odeszłam nim złość na nią ogarnęła mnie od stóp do głów. Weszłam do klasy i usiadłam na swoim miejscu, na samym końcu. Wyciągnęłam z torby potrzebne książki i zeszyty sprawdzając jeszcze kilka razy czy strój jest dobrze schowany. Miałam tylko nadzieję, że Christina nie wpadnie na pomysł szperania w moich rzeczach. Choć z drugiej strony na myśl o tym uśmiechnęłam się szeroko wyobrażając sobie jej reakcję, kiedy dowie się, że to ja jestem Crystal.
Wtedy bez skrupułów zapewne bym jej przyłożyła.
 - Proszę szybko usiąść na swoje miejsca! Nie traćmy czasu…
Nie zauważyłam, kiedy do środka weszła pani Smith: niziutka kobieta, w średnim wieku, wyglądająca jak żywy szkielet. Była dobrą nauczycielką, ale wielu uczniów na widok jej wystających kości kończyło z nią rozmowę szybciej, niż by tego chcieli.
 - Widzę, że nie wszyscy usłyszeli dzwonek…  - w tym akurat momencie do sali wpadł Christian. Był kompletnie zdyszany, a kilka guzików jego koszuli odpiętych. Jak na zawołanie żeńska część westchnęła zauroczona skrawkiem widoku jego umięśnionej klatki piersiowej.
Christian chciał już coś powiedzieć, ale pani Smith przerwała mu podniesieniem ręki.
 - Nie wiem, gdzie byłeś i chyba nie chcę wiedzieć – przyjrzała mu się dokładniej. – Siadaj i przygotuj się do lekcji.
Christian uśmiechnął się przepraszająco zapinając koszulę do końca, gdy nagle jedna z dziewczyn cicho pisnęła. Przewróciłam tylko oczami nie rozumiejąc jej reakcji, bo niby, co jest w nim takiego zachwycającego? To, że jest wysoki, czy, że spojrzenie jego czekoladowych oczu jest tak przenikliwe? A może to, że jego idealny głos potrafi rozpalić skórę do wysokiej temperatury…
Znienacka nasze spojrzenia się spotkały, a ja właśnie zorientowałam się, że wciąż się w niego wpatruję myślami błądząc po atutach, jakie otrzymał.
Szybko spuściłam głowę i zaczęłam rysować ślaczki na pierwszej stronie zeszytu. Czułam, jak policzki robią mi się czerwone z nie wiadomo, jakiej przyczyny. Ale gdy usłyszałam, że krzesło tuż obok mnie jest przesuwane i zajmowane przez Christiana odniosłam wrażenie, że na mojej twarzy można bez przeszkód ugotować jajka.
Pani Smith podeszła do tablicy notując i jednocześnie wyjaśniając, co będziemy dzisiaj przerabiać. Byłam zdziwiona, że nie przeszkadzały jej szepty, które z każdą sekundą narastały.
 - Nie mogłem cię znaleźć przed pierwszą lekcją. – powiedział Christian zbliżając jeszcze bardziej do mnie krzesło. Christina zgromiła mnie wzrokiem i pokazała ruch przecięcia gardła. Przełknęłam głośno ślinę uświadamiając sobie, że przez tego idiotę mogę wpaść w kłopoty, których od trzech lat starałam się unikać.
 - A może nie chciałam być odnaleziona? – warknęłam. Christian wzdrygnął się, ale nie przestawał ciągnąć tematu.
 - Muszę z tobą porozmawiać. Unikałaś mnie wczoraj cały dzień.
 - Już ci mówiłam: nie mam, o czym z tobą rozmawiać, więc daj mi się skupić na lekcji.
To była najdłuższa wymiana zdań w ciągu całej mojej edukacji w tej szkole. Lecz nie miałam innego wyjścia jak w najdelikatniejszy sposób powiedzieć Christianowi, żeby się ode mnie odpierwiastkował.
 - Chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co masz na rękach.
W duchu ucieszyłam się, że przed nami nikt nie siedział. Gdyby to usłyszeli zapewne nie miałabym już życia w tej szkole. Co jednak nie oznaczało, że gdy wypowiedział to zdanie coś głęboko we mnie się poruszyło zadając ogromny ból.
Dobrze, że się krzywdzisz. Zasłużyłaś na to.
 - Nic nie mam na rękach. Ubzdurałeś coś sobie – odpowiedziałam odsuwając dyskretnie ręce jak najdalej od niego. – Chyba pora na wizytę u okulisty.
Zanotowałam treść zadania, jaką nam podyktowała pani Smith. Byłam pewna, że Christian zrobi to samo, ale on wciąż się we mnie wpatrywał.
 - Wiem, co widziałem. I nie próbuj mnie okłamywać Samantha – westchnął ciężko. – Wiem, że nie jesteśmy ze sobą blisko, że się nie przyjaźnimy, ale ja naprawdę chcę ci pomóc.
 - Nie potrzebuję żadnej pomocy. A szczególnie twojej.
 - Należy najpierw wypisać dane, które już posiadamy, a następnie…
Przez pewien czas tak bardzo wsłuchałam się w głos pani Smith, że kompletnie zapomniałam o obecności Christiana, co pomogło mi opanować nerwy. Jednakże nie na długo, bo chłopak nie miał zamiaru szybko się poddać.
 - Rozumiem. Nie lubisz towarzystwa, wolisz żyć samotnie, niż mieć grono przyjaciół – odparł. – Ale jeżeli poprosisz kogoś o pomocną dłoń nie staniesz się nagle duszą towarzystwa.
Zaciągnęłam porządnie rękawy koszuli postanawiając sobie w duchu, że jeszcze dzisiaj zamówię nową, która będzie lepiej zasłaniała moje blizny.
 - Nic nie rozumiesz…  - powiedziałam, chcąc jak najszybciej zakończyć temat.
 - Bo nie próbujesz mi wyjaśnić.
Nie wytrzymałam. Nie spodobał mi się ton, z jakim się do mnie odezwał. Odważyłam się na niego spojrzeć.
 - Wal się Goldenmayer!
Kilka głów odwróciło się w naszą stronę. Na szczęście nie krzyknęłam na tyle głośno, by zwrócić uwagę nauczycielki, która była zajęta tłumaczeniem zadania dziewczynie stojącej przy tablicy.
A Christian? Po prostu go zamurowało. Wpatrywał się we mnie z uniesionymi brwiami, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczył tak wielką wściekłość u zwykłej nastolatki.
 - Sam…  - zaczął i pochylił się jeszcze bardziej ku mnie. – Masz błękitne oczy.
To nie była nowość, przecież to mój naturalny kolor. Chciałam prychnąć i pogratulować mu spostrzegawczości, gdy uświadomiłam sobie, w czym rzecz.
Nie założyłam soczewek. W całym tym pośpiechu zupełnie o nich zapomniałam. Wszyscy wiedzieli, że moje tęczówki są ciemno zielone, więc nie trudno było zauważyć różnicy, kiedy ich miejsce zajął czysty błękit.
Otworzyłam usta, ale nic się w nich nie wydobyło. Nie miałam pojęcia, jak to wytłumaczyć. Czy w ogóle POWINNAM się z tego tłumaczyć. Na szczęście z opresji uratowała mnie pani Smith prosząc do tablicy.
Do końca lekcji Christian siedział cicho. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że był to już koniec, ale przez moje zapominalstwo narodził się kolejny kłopot.
Chociaż jeżeli szybko pójdę do łazienki i założę soczewki powiem mu, że wizyta u okulisty powinna się odbyć u niego w jak najszybszym terminie. W ten sposób pozbyłabym się przeszkody.
Dlatego też nie zwlekając po dzwonku na przerwę szybko spakowałam do torby książki i udałam się w stronę łazienek. Niestety pech chciał, że Christianowi udało się mnie złapać nim wykonałam swoje zadanie.
 - To przez światło! Dlatego ci się wydaje, że mam błękitne oczy. – odparłam nie pozwalając mu dojść do słowa. Próbowałam wyrwać się z jego ramienia, ale trzymał bardzo mocno, jakbym była dla niego drogocenną rzeczą. Czułam się onieśmielona pod wpływem jego wzroku, a zarazem bardzo wściekła.
 - Dlaczego taka jesteś? – spytał i tym razem to ja się wzdrygnęłam. – Czemu nie możesz mi wszystkiego wyjaśnić, skoro, jak sama stwierdziłaś, niczego nie rozumiem?
Zamknęłam oczy mając już dość. W ciągu zaledwie dwóch godzin wydarzyło się tak wiele, że marzyłam tylko o tym, aby wrócić do domu i położyć się z powrotem do łóżka.
Wiem, że w ten sposób uciekłabym od problemów. Ale dzisiejszy dzień nie zaliczał się już do najlepszych, więc czemu chociaż na raz nie rzucić tego w cholerę?
Zerknęłam na Christiana, który wciąż czekał na moją reakcję. Tym razem byłam opanowana i pewna tego, co mówię.
 - Nie moja wina, że zadajesz pytania, na które nie ma odpowiedzi.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam przyjmując na barki ostre spojrzenie Christiny.

Opowiadanie jest mojej siostry, inne jej historię są dostępne w serwisach:

PS: wszystkie pieniądze trafią na rozwijanie twórczości mojej siostry :)