O paradoksie Fermiego

in #polska7 years ago

Enrico Fermi był włoskim fizykiem, odkrył oddziaływanie słabe, jedno z czterech oddziaływań podstawowych. Nie dość, że całkiem pomysłowy z niego był naukowiec (w 1938 roku dostał Nagrodę Nobla z dziedziny fizyki), to na dodatek zasłynął jako świetny myśliciel. Zainteresował się czymś niesłychanie ciekawym i jak na tamte czasy nietypowym. Cywilizacjami pozaziemskimi. A raczej ich brakiem. Myślał, dumał, kontemplował, przeanalizował wiele danych matematycznych i fizycznych, wreszcie doszedł do interesujących wniosków. Prześledźmy jego tok rozumowania.

Fermi twierdził, że zgodnie z zasadą kopernikańską Ziemia nie jest czymś unikatowym we Wszechświecie - to po prostu przeciętna planeta, krążąca wokół przeciętnej gwiazdy. Gwiazd w naszej galaktyce są miliardy, gwiazd takich jak Słońce setki milionów. Ograniczmy się tylko do Drogi Mlecznej, bo z powodu ekspansji Wszechświata nigdy poza nią nie wylecimy (a raczej poza naszą grupę lokalną galaktyk). Zatem skoro w naszej galaktyce jest tak dużo nadających się do życia planet, dlaczego nie zaobserwowaliśmy dotychczas żadnej cywilizacji innej od naszej? Przecież, przyjmując założenia Fermiego, zgodnie z zasadami matematyki i logiki powinny ich być co najmniej setki...

Powyższa sprzeczność nazywana jest paradoksem Fermiego. O ile paradoks sam w sobie oczywiście jest ciekawy, o tyle próby jego rozwiązania są jeszcze ciekawsze. Najprostsze jego rozwiązanie, rozwiązanie empiryczne - znalezienie jakiejś pozaziemskiej cywilizacji lub jej pozostałości. Voila, problem solved. Z jakiegoś powodu jednak nam to nie wychodzi - szukamy kosmitów już od dekad, jeśli nie wieków czy mileniów, a efektów brak. Oczywiście szukać ich należy, ale warto się zastanowić nad tym, dlaczego efektów brak. No właśnie, dlaczego? Tutaj dochodzimy do drugiego sposobu rozwiązania paradoksu - prób wyjaśnienia, dlaczego dowodów na istnienie obcych cywilizacji znaleźć nie możemy. Prześledźmy te ciekawsze.

Część naukowców postuluje, że kosmici nie istnieją. Ot tak, po prostu. Niektórzy zaprzeczają zasadzie kopernikańskiej i twierdzą, że planety podobne do Ziemi są bardzo rzadkie, przez co szansa na powstanie organizmów żywych jest mikroskopijna. Implikacją tego jest to, że życie powstało tylko na naszej planecie, lub jest na tyle rzadkie, że jesteśmy jedyną cywilizacją w naszej grupie galaktyk. Jak dla mnie to bzdura, ot, tak po prostu. Jeżeli życie powstało na Ziemi, a podobnych do niej planet są miliony, to spokojnie można założyć, że istnieje ono także na choć niewielkiej części innych planet. Zresztą, zgodnie z hipotezą panspermii życie w teorii mogło dawno opuścić Ziemię i zasiedlić okoliczne gwiazdy, lub też mogło zostać przyniesione na Ziemię z kosmosu.

Większość naukowców podaje natomiast różne możliwe przyczyny braku naszego kontaktu z potencjalnymi kosmitami. Niektórzy twierdzą, że zaawansowane cywilizacje wyniszczają się same w wyniku wojen domowych. Inni są przekonani, że kosmici w ukryciu odwiedzają Ziemię (albo, że rządy ich ukrywają). Jeszcze inni stoją na straży Hipotezy Zoo - według nich nasza planeta jest celowo odizolowana od reszty kosmosu, zupełnie jak w Star Treku. Z mniej fantastycznych hipotez - używamy przestarzałej technologii radiowej, podczas gdy obcy dawno przenieśli się na znacznie nowocześniejsze sposoby komunikacji międzyplanetarnej, coś, czego nie potrafimy jeszcze wykryć. Z bardziej fantastycznych hipotez - jak w Mass Effect jakaś rasa starożytnych kosmitów niszczy ze znanych tylko sobie powodów całe inteligentne życie w galaktyce. Z bardziej antropocentrycznych hipotez - jesteśmy pierwszą cywilizacją we Wszechświecie (w końcu jakaś musi być pierwsza, prawda?). Jest nawet grupa naukowców twierdzących, że żyjemy w symulacji komputerowej stworzonej przez kosmitów. Ciekawy jest hipotetyczny powód, dla której owi kosmici stworzyli ten matrix - ma on na celu rozwiązać paradoks Fermiego występujący w ich świecie. Incepcja w incepcji! Naukowcy podają także przyczyny ekonomiczne (misje kosmiczne mogą być zbyt dużym obciążeniem dla pozaziemskich gospodarek) czy kulturowe (możliwe, że jesteśmy dla nich za obcy i nie są zainteresowani kontaktem z nami).

Na samym końcu chciałbym przedstawić te propozycje rozwiązania paradoksu, które są moim zdaniem najlogiczniejsze. Właściwie wydaje mi się, że faktycznym rozwiązaniem paradoksu jest połączenie kilku(nastu) z tych czynników.

Po pierwsze - odległość. Nasza galaktyka jest ogromna, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa dystanse między cywilizacjami są ogromne. Znacznie utrudnia to kontakt.

Po drugie - przestrzałe technologie. Jak długo ludzkość jeszcze będzie używała radia na dużą skalę? Niedługo. To samo zapewne działo się na planetach innych cywilizacji.

Po trzecie - czas. Szukamy po prostu za krótko. Początki SETIpodobnych programów to lata 60. Jaka jest szansa, że w mniej niż sześćdziesiąt lat dotarłby do nas zupełnie przypadkowo mocny sygnał radiowy? Prawie zerowa.

Po czwarte - względy kulturowo-psychologiczne. Nie każda cywilizacja jest zainteresowana kontaktem z innymi. Przykłady? Dla części z nich ludzie byliby po prostu zbyt obcy, a rozmowa międzycywilizacyjna przypominałaby dialog człowieka z szympansem. A co, jeśli obcy to roboty, niechcące kontaktować się z chodzącymi kawałkami mięsa? Przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Po piąte - zaawansowane technicznie cywilizacje wymierają i same się wyniszczają. Nie dzieje się to tak często, ale wygląda na to, że każda cywilizacja kiedyś upadnie. Upadła Grecja, powstał Rzym, który też upadł. Kiedyś może jako ludzkość założymy międzygwiezdne imperium, które upadnie, a po nas zostaną tylko ruiny.

Tak jest, panie i panowie, Wszechświat to teraz olbrzymie cmentarzysko tysięcy martwych cywilizacji. Czekają one teraz na odkrycie tak, jak za milion lat na odkrycie będą czekać szczątki cywilizacji ludzkiej... A gdy za ów milion lat jakiś kosmita odkryje ten felieton i jakimś cudem rozczyta nasz język - pozdrawiam Cię, Cthulhu, czy jak tam masz na imię.