I przynoszę następną krótką swoją myśl. Wczoraj w czasie mszy (jak kiedyś wspomniałem jestem wierzący) zrozumiałem czym jest wybaczenie. Zrozumienie tego to jeden z puzzli potrzebnych mi do zrozumienia świata.
Więc przejdźmy do tego, co rozumiem przez słowo wybaczenie. Wybaczenie to zmazanie grzechu. Wybaczając komuś zmazujesz jego winę wobec siebie, przez to on sam się staje od niej czysty. Nie ma w tym nic o Tobie. Tu nie chodzi o to, że Ty, Xiński, wybaczasz, i Ty, Xiński, czujesz się lepiej. Nie, po prostu bierzesz gąbkę i zmazujesz z kogoś innego jego winę. Uwalniasz nie siebie, lecz kogoś innego.
A to oznacza jedno: nie możesz tego zrobić, jeżeli chcesz. Jeżeli chcesz coś z tego więcej. Nie można przebaczyć odpuszczając, nie chcąc wyciągnąć konsekwencji. I to nie odnosi się tylko do innych, ale też do samego siebie. Czy potrafisz nie wyciągać od samego siebie konsekwencji? Karać, myślą, czynem, słowem, za to, za co nie możesz wybaczyć? Czy możesz traktować samego siebie, jakby wszystkie konsekwencje tego zostały odpuszczone?