"Gdy do Ciebie pierwszy raz pisałam, nie sądziłam, że to rozpocznie tak piękną i długą historię. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od kilku rozmów, jedna ciągnęła drugą, a ta toczyła kolejne. Nigdy bym nie pomyślała, że zacznie mi tak bardzo zależeć na obcej osobie. Bo tak, dla mnie byłeś obcy, ja dla Ciebie również chociaż twierdziłeś, że wiesz o mnie dużo. Teraz z perspektywy czasu nie wiem, co w tym wszystkim jest najgorsze. Te słowa robiące nadzieję? A może to, że otwierałeś się przede mną z każdym dniem, aby później zacząć się zamykać? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że naprawdę Ci zaufałam i byłam gotowa zrobić wiele, żebyś przy mnie został. Zmieniałam się dla Ciebie, gdzieś w środku malowałam się na jasno. Sądziłeś, że zawsze taka byłam, jakbyś nie słyszał moich opowieści o tym, że kiedyś topiłam się w swoim smutku. Wiesz, chciałabym do tego wrócić, chciałabym odbyć z Tobą jeszcze jedną trzygodzinną rozmowę i poczuć się jak jedyna osoba żyjąca na tym świecie. Dzięki Tobie czułam się ważna, zauważona i doceniona. A gdy trzymałeś mnie w ramionach cały wszechświat mógł mi tylko zazdrościć, ponieważ nawet gwiazdy, piękne gwiazdy nie są w stanie wzbudzić w nikim innym takiego uczucia. Jeśli chodzi o to, czy żałuję. Nie żałuję, nie można żałować czegoś, przez co było się tak strasznie szczęśliwą. Pamiętasz jak powiedziałeś mi, żeby nigdy nikomu nie pokazywać nieba tylko po to, aby z czasem je spalić? Sam to zrobiłeś. Pokazałeś mi raj, coś, co początkowo było dla mnie nieosiągalne, a później na moich oczach zacząłeś to niszczyć. Jak mam teraz wierzyć w czyjeś słowa? Trzymałam się Ciebie wystarczająco mocno, abyś przy mnie był, zwracał uwagę chociaż raz na jakiś czas. Ale w końcu Cię puściłam. Ponoć jeśli coś się puści wolno i to do Ciebie wróci oznacza, że dana rzecz jest Twoja. Nie wróciłeś."
~ Autor nieznany
Wszystko co działo się w moim życiu przez 2,5 roku jest dokładnie opisane wyżej....
Dopiero od niedawna czuje, że już jestem blisko zamknięcia tego rozdziału w życiu związanym z T. To że się w końcu przełamałam i zaczełam pisać z innymi, nawet się spotkałam z innym chłopakiem na spacer, sprawiło to że aż tak dużo T. w moich myślach nie występuje... Nie chodzi o to że kogoś sobie znalazłam, bo nie, nie znalazłam...
Nie mówie że nie tęsknie za T., bo nadal tęsknie, ale nie tak bardzo jak to było wcześniej... Łapie się na myślach, bo jest sporo rzeczy, miejsc co robiłam, gdzie byłam z T. i ich nie odwoedzałam itp. i się łapie na myślach, że ostatni raz robiłam, byłam tam z T.
Też są rzeczy o których myślałam, że się dzieją, ale nie dopuszczałam do myśli, ostatnio się potwierdziły.... Nie powiem o co chodzi. Też potwierdziły się moje przypuszczenia że mama T. go krzywdzi, ale nie fizycznie, w innym znaczeniu... Ja nie mówie że jestem wszystkowiedząca, czy idealna, ale przez moją nieśmiałość jestem dobrym obserwatorem i dużo rzeczy widze, dużo też różne sytuacje analizuje, sama z siebie dociekam... Moja przyjaciółka się z tego śmieje, że tak potrafie analizować, że zamiast kogoś się też zapytać, co to wie, że wole sama różne rzeczy wyszukać.....
Jest mi poprostu przykro, że T. daje się tak krzywdzić i na to pozwala. Starałam się kiedyś mu to uświadomić, ale on sam musi przejrzeć na oczy...
Już takiej potrzeby nie mam pisać takich nostalgicznych postów, napewno to się zmieni i raczej napewno już takich nie będzie, no chyba że coś naburknięte w poście...
Wiem, że powoli staje na nogi, jeszcze nie wstałam na 100%, ale coraz bardziej idzie to do przodu.... Już dopszczam do siebie wiadomość że musze układać sobie życie z kimś innym.