Do tego odnosi się właśnie tytuł tego minicyklu: Volenti non fit iniuria - chcącemu nie dzieje się krzywda. Dokładniej, napastnik, podejmując atak (akt "chcenia") nie może być - w założeniu - traktowany jako strona konfliktu, której dzieje się źle.
Jednak, chociażby słuchając naszych polityków i ich wykrzywionego obrazu rzeczywistości, wydaje się (niestety!), że z socjalistycznego myślenia o obronie koniecznej, szybko się nie wykopiemy.
Jedyna nadzieja w sądach właśnie, które muszą koniecznie zmienić swe myślenie o konieczności ochrony dóbr prawnych napastników. Tu naprawę dużo zależy od sądu, bo nawet najlepsze prawo nic nie zdziała, jeżeli system będzie przywiązany do myślenia w stylu "kiedyś było lepiej"...
Nie zgadzam się w kwestii prawa. Ono jest zwyczajnie głupie. A jak barany piszą prawo to trudno później mieć pretensje, że jest ono stosowane. Wystarczy wykreślić te bzdety o przekroczeniu granicy obrony koniecznej i niewspółmierności. Na rozsądek sądów nie ma co liczyć bo większośc tych gości co tam siedzi jest niereformowalna.