Pignys! Nareszcie. :)
Znajome ścieżki na zdjęciach. Tak to już ze Ślężą jest, że ona przyciąga. Ze wzruszeniem wspominam studenckie wycieczki (bo jak tu zakuwać w niedzielę do kolokwium, gdy za oknem słońce i masyw Ślęży?) autobusem z Grunwaldzkiego, pierwszy wypad na Ślężę z przyszłym (i dotychczasowym) mężem, pierwszy wyjazd z dziećmi. Byłam tam też z wycieczką Węgrów i z wycieczkami szkolnymi (jako nauczycielka, jako uczennica chyba nie, a przynajmniej nie przypominam sobie). :)
Oj, bardzo chętnie pojechałabym znów do Sobótki. No i oczywiście dalej, ale to już "autonogami".
Tak coś czułem, że wywołam wspomnienia... 😉