Należę do tego miliona widzów. :)
Smutna pętla. Telewizja w obecnym kształcie potrzebuje takich Natalii, a Natalie potrzebują telewizji. Ile byłoby edycji "Tańca z gwiazdami" czy innych śpiewów, przebieranek, tańców na lodzie, gdyby miały to być gwiazdy w tradycyjnym rozumieniu osób ze znaczącym dorobkiem artystycznym i szerokiej rozpoznawalności? Dwie, trzy.
Niektóre stacje same lansują osobliwe postacie tworząc programy w stylu "Królowych życia" (osoby po wyrokach, wątpliwej konduity, ale wyposażone w liczne atrybuty "gwiazdorskie" i podobno bardzo zamożne).
Obejrzałam jakiś czas temu dłuższy kawałek odcinka "Dzień dobry TVN" i przeżyłam swoisty szok. Współprowadzącą była pani wykreowana przez stację jako perfekcyjna pani domu, ale najwyraźniej miała wyższe aspiracje i chęć zabawy w bycie dziennikarką. Co dziwne, stacja na to poszła i tak oto usłyszałam łamaną polszczyznę, zobaczyłam dziwaczne reakcje na wypowiedzi gości. Ale uderzyła mnie inna rzecz. Mianowicie był to całkowity brak umiejętności ciekawego zaprezentowania zaproszonej osoby i prowadzenia rozmowy tak, aby wykorzystać wiedzę, pasję czy talent tegoż gościa. Były to tak okrutne truizmy i trywializmy, że pomyślałam, iż małe są szanse, aby taka osoba dała się jeszcze kiedyś zaprosić do programu, bo po prostu szkoda czasu i atłasu. I tu wkraczają takie samozwańcze "gwiazdy" - one zapewne zawsze chętnie przyjdą i poopowiadają o swojej "karierze", bo to jest właśnie ten poziom konwersacji.
Mitomani i osoby z "parciem na szkło" po prostu odpowiadają na żywotne potrzeby mediów.