Kolejny rok, kolejny tłusty czwartek. Jak co roku, zobaczyliśmy bitwę między największymi dyskontami, kto najmocniej zbije cenę i zaoferuje najwięcej ponczurów za najmniejszą kwotę. Zobaczyliśmy też ludzi, którzy wykorzystują nasze kompleksy narodowe każące nam kupować "drogo, ale za to źle". Tegorocznym rekordzistą został Jakub Powiatowy, oferując pączka za 108 zł. Znamienne ;). Nigdy nie byłem zwolennikiem ani tych ani tamtych. Tanich z uwagi na to, że znam ceny składników, wiem jak się robi pączki i ile zajmuje to czasu. Choć kiedyś zjadłem takiego pączka i nie umarłem, to co zasady wolę tego unikać. Tak tanie pączki po prostu nie chcą przejść mi przez gardło. Drogich nie kupię, bo to jest niepotrzebne marnowanie kasy. Pączki to nie są jakieś wykwintne torty ślubne. To zwykłe jedzenie dla biedoty, tak jak zapiekanki, większość zup Ramen, podobno dużo rzeczy z Sushi, pizze, podpłomyki, burgery, bigosy... Można z tego zrobić zdanie premium, jasne, ale to nie na mój portfel. A nawet gdyby był, to i tak wezmę sobie pączka średniego.
Od lat wybieram te średnie. Niektórzy powiedzą: "E, za drogie, ja tam więcej niż zeta za pączka nie dam!", inni że kupuję masową berbeluchę z dyskontu. Smak jest odrobinę lepszy, jest mniej tłustszy, ma więcej smaków do wyboru, składników jest odrobinę więcej niż na małym "golasie". Z kolei na dużych ponczurach jest ich zbyt dużo - tak samo jest proporcjonalnie więcej tłuszczu, cukru i lukru.
Jeśli myślicie, że w sklepach będzie trochę lepiej, to mylicie się. Cukiernie pracują co najmniej kilka dni przez Tłustym Czwartkiem, by stworzyć, a następnie dostarczyć pączki. Jest o co się bić, bo jak pokazał raport HRE Investments, Polak co roku zjada 2-3 pączki. Mam informacje z kilku źródeł - przede wszystkim moja partnerka pracowała w dużej cukierni (a przyjaciel i jego żona podczas swojego wesela, zamówili ciacha właśnie od nich, he he). Wszyscy producenci stawiają na masową produkcję, ale większość będzie palić jana, że nic takiego nie ma miejsca. Bzdura. Niektórzy to robią po prostu z głową - wiedzą z czego zrezygnować, na czym można zaoszczędzić, by >80% klientów nie poczuło różnicy. Każdy dobry kucharz to wie, tak jak doświadczony budowlaniec. Niektóre rzeczy można zrobić po taniości, bo czy damy Chińską część, czy Amerykańską - różnica w cenie jest olbrzymia, a w jakości znikoma. Podobnie jest z gotowaniem, sprawdzałem na potrawach które wychodzą mi najlepiej. Nikt nie poczuł różnicy.
Cukier jest sypany do oporu (tani zapychacz, a jednocześnie "naturalny wzmacniacz smaku"), olej palmowy nie jest wymieniany, najtańsza mąka, masło i marmolada... A czasem wręcz jej brak, bo przecież słodka kajzerka z lukrem też jest smaczna! I tak się dzieje wszędzie. Kilkanaście lat temu było inaczej. Jasne, też było oszczędzanie na półproduktach i składnikach, normalna rzecz. Oszczędzanie i oszukiwanie, gdy tylko jest taka możliwość, są tylko trochę młodsze od człowieka. Niemniej dyskonty pokazały, że można obniżyć cenę jeszcze bardziej, więc cukiernie poszły za ich przykładem. Bo inne działanie po prostu się NIE OPŁACA. :)
No ale jeśli na codzień nie obżeracie się jak prosiaczki nadmiernie słodkim jedzeniem, to nic się Wam nie stanie, jeśli w ten jeden dzień pierdykniecie sobie nawet 5 ponczurów z lidla po 9gr za sztukę. Głównym problemem tych pączków nie jest chemia (chociaż również nim jest), a kaloryczność i jakość produktów. Na zdrowie!
https://czytamyetykiety.pl/blog/analiza-paczkow-z-biedronki-i-lidla/