Wieczorem
Przesuwam pisanie postów z ranka na wieczór. Mam małe grono czytelników (pozdrawiam was, zawsze cieszy mnie wasz głos pod każdym z postów!), dlatego ładnie się tłumaczę.
Mam dość dużo obowiązków. I by je wszystkie spełnić potrzebuję reorganizacji swojego czasu oraz większej karności w działaniu.
Cele są proste: bardziej i dokładniej skupić się na projektach pisarskich, nauce (grania na instrumentach i języków), ćwiczeniach fizycznych, przyswajaniu wiedzy by zmienić pracę, ale jednocześnie też nie pominąć w tym obrazku siebie. I wiem jedną rzecz: w pracy odpoczywam. Mam to szczęście, że moja praca jest mniej wymagająca intelektualnie i w szczególności fizycznie niż projekty, którymi zajmuję się poza pracą.
Niestety, w lotka nie wygrałem, i nie mogę się w pełni skupić się na nich, a jeżeli chcę je osiągnąć, musi być czas na poświęcanie się im, ale też na regenerację, by móc w przyszłości się na nich skupić.
Obecnie na drodze stoi parę przeszkód. Po pierwsze: prokrastynacja i brak odpoczynku (to tak naprawdę dwie strony jednej monety), po drugie nieplanowość, a po trzecie celowość.
Zacznijmy, jak zawsze lubię, od końca. Cel do osiągnięcia jest. Skończyć do końca miesiąca jedną książkę, mieć przynajmniej ⅓ do ½ drugiej, nauczyć się gry na flecie i nut na tyle, by jedyne co pozostało to granie i szlifowanie kawałków, które się mi podobają, a także pod względem fizycznym, stawienie solidnego kroku ku temu, jak chcę wyglądać.
Nieplanowość wynika z dwóch rzeczy: nierealizowanie planu i brak planu. Spontaniczne postawienie sobie wymagań, które są teoretycznie spełnialne, ale ekstensywnie eksploatują życie nie pozwala na długodystansową pracę. Koniec końców nawyk zawsze pokona najbardziej solidną, ale krótką pracę. Bo ona jest wyjątkowa, a nie powtarzalna. Do takiego ideału można dążyć, ale zawsze tak, by mieć odpowiedź “a jak ja to zrobię jeszcze raz jutro?” Co do braku planu, przy pisaniu potrzebuję czasami wyjść na spacer i przemyśleć aspekt fabuły, wiedzieć, co mam zrobić, przygotować materiały do nauki, zbadać, co jest skuteczne lub nie, mieć rutynę, w ramach której mogę zmieścić swoje plany, i ją zrealizować.
Prokrastynacja wynika z tego, że nie wiem co zrobić i że wiem, że nie muszę robić. Jedynym swoim sędziom samego siebie jestem ja. I moim surowym okiem patrząc myślę, że czasu marnować nielzia, nie przy posiadanych możliwościach. Jest to marnotrawstwo. Zabieram sobie możliwość zrobienia jeszcze większych rzeczy w dniu świętego “potem”. Ale człowiek popada czasami w niechęć do pracy, w szczególności, gdy jest niewypoczęty i nie skonfrontował się z tym, co dokładnie powinien zrobić. Dlatego ważny jest odpoczynek. Rutyna, nie jako zamknięcie się w klatce, ale oparcie dnia o spokojne ramy, na które można jego plan oprzeć, wydzielić czas, a wtedy też nie mieć potrzeby przesuwać czegoś na dzień świętego “nigdy”.
Żeby to zrobić potrzebuję spojrzeć na wszystko to, co robię, jak to wygląda, i małymi krokami poprawić to, a może nie tyle co poprawić, bo nie jestem obiektem ze skazą, tylko przesunąć to w stronę, którą chcę, by wszystko szło.
A naprawdę jestem ciekawy tego, gdzie może to zajść.
Tyle na dzisiaj, trzymajcie się! Miłego wieczoru!