Sort:  

Nie zapłacę 38 zł za postmarksistowskie fantazmagorie z gatunku "zero growth". Ale jeśli masz jakiś jego artykuł, to może przeczytam i pochylę się nad jego merytorycznym rozłożeniem na łopatki ;)

Możesz kupić używaną taniej i wtedy nie wspierasz bezpośrednio autora. Swoją drogą, myślałem, że kreujesz się na osobę, która posługuje się merytoryką i faktami, a nie oceniającą książkę po okładce.

Jeśli chodzi o wątek ubrań, może nie masz wśród swoich znajomych/rodziny takich ludzi, ale w Polsce jest mnóstwo ludzi, którzy kupują potocznie mówiąc tony ubrań, zwłaszcza ze stron takich jak Shein czy Temu, gdzie są one znacznie tańsze niż w sklepach o których myślałeś pisząc wpis. Normą jest nawet, że ludzie kupują tam ubrania tylko na 1-2 tygodnie wakacji w ciepłym kraju, po czym po wakacjach (albo nawet na wakacjach) je wywalają.

Nie po samej okładce oceniam, ale po opisie i recenzjach, a także polemice z jakimiś jego artykułami zamieszczonej w Mises Institute. Prąd walki ze wzrostem gospodarczym ogólnie znam, uważam za błędny i szkodliwy, a to tylko kolejny jego piewca. Mogę rzucić okiem czy ma jakieś argumenty, które ewentualnie by mnie zaskoczyły, ale nie na tyle mnie to obchodzi, by kupować jego książkę.

Jeśli chodzi o kupowanie ubrań, to zakładam właśnie, że większość ludzi kupuje je właśnie w tańszych sklepach - czy tych tańszych stacjonarnych, czy na allegro gdzie chiński t-shirt jest za 10 zł czy na innych takich, również Temu i podobnych. Po prostu ta średnia wydatków jest tak niska, że nawet w tańszych sklepach cudów nie będzie i znaczna większość Polaków musi chcąc nie chcąc (zakładam, że raczej chcąc) szanować ubrania i nie może sobie pozwolić na kupowanie ich na pęczki. Oczywiście znajdzie się jakaś niewielka mniejszość, która ten stereotyp realizuje, ale tu warto się zastanowić, jeśli ją zauważasz wokół siebie, czy nie jesteś w pewnej bańce. Podobnie jest też spory zakres najbiedniejszej części społeczeństwa, dla którego 750 zł rocznie na ubrania to luksus na który nie mogą sobie pozwolić i noszą ubrania już wyraźnie zniszczone, bardzo stare. Szczerze, to w mojej bańce aktualnie nie ma chyba nikogo, kto by kupował ubrania na pęczki, ale zdaję sobie sprawę, że tacy ludzie też istnieją. Tylko ze statystki widać jasno, że nie są duża grupą w społeczeństwie.

A tak w ogóle, to nawet gdyby to była prawda, że Polacy kupują tony ubrań, to uważam, że państwo nie powinno z tym w żaden sposób walczyć. Jeśli ktoś tyle kupuje to ma taką potrzebę i wydaje na to swoje własne pieniądze. Możemy to uważać za głupie, ale próba "systemowego" powstrzymania go przez np. wyższe opodatkowanie albo limity zakupów jak w tych nieszczęsnych pomysłach z C40 to byłaby po prostu tyrania i pogwałcenie wolności.

Z takim zachowaniem jest inny problem. Moim zdaniem ono cechuje ludzi, którym zbyt łatwo przyszedł dobrobyt i nie nauczyli się szanować pieniędzy i dóbr. Takie typowe zachowanie "nowobogackich". Ludzie, którzy zdobyli majątek ciężką pracą na ogół dość oszczędnie operują w tym zakresie. Podobnie też nie kupują różnych rzeczy specjalnie "na pokaz". I np. synowi bym zwrócił uwagę, że to nie jest fajne. Nie dlatego, że "planeta płonie" bo to bzdura, tylko dlatego, że w te rzeczy ktoś włożył swoją pracę i rozrzutnością się nigdzie nie zajdzie. I wiem, że Polacy pod tym kątem są dość rozsądnym narodem, wiernym czemuś co niektórzy nazywają etosem pracy i twierdzenie pani Emilewicz od razu zapaliło mi czerwoną lampkę, dlatego je zweryfikowałem na dostępnych danych.

Aha, czyli nie znasz osobiście żadnych ludzi, którzy kupują dużo ubrań, ale mimo to uważasz, że doskonale wiesz, jaki mental mają ci ludzie i jak się dorobili.

Za bardzo utożsamiasz pieniądze z sukcesem w życiu i byciem głównym celem, o ile jestem w stanie to zrozumieć w przypadku jeśli chodzi o Twoje prywatne pieniądze, o tyle dążenie do tego, żeby państwo jedyne co robiło to dążyło za wszelką cenę do wzrostu PKB i nie próbowało nawet rozwiązywać żadnych problemów (a taki vibe dają Twoje wpisy które czytałem), nie sprawi, że Twoje życie będzie lepsze.

Proponuję tutaj zakończyć naszą wymianę zdań na dzień dzisiejszy, w końcu i tak ani ja nie przekonam Pana do niczego ani Pan mnie do niczego kilkoma komentarzami (w sumie czasem używam "Ty" a czasem "Pan", nie wiem która forma Tobie/Panu bardziej odpowiada).

Aha, czyli nie znasz osobiście żadnych ludzi, którzy kupują dużo ubrań, ale mimo to uważasz, że doskonale wiesz, jaki mental mają ci ludzie i jak się dorobili.

Piszę, że nie ma aktualnie w mojej bańce - w moim otoczeniu - chyba nikogo takiego. Ale tak, w przeszłości zdarzało mi się mieć kontakt z kimś, kto kupował kosmiczne ilości ubrań, albo np. kobiety, które miały witrynki z butami xD Albo z drugiej ręki słyszałem o kimś takie opowieści.

W każdym razie mam swoją opinię o tym, ale niezależnie od niej, przede wszystkim jestem wolnościowcem i będę bronił prawa wszystkich ludzi do swobodnego dysponowania swoimi pieniędzmi, nawet jeśli prywatnie mam o tym sposobie negatywną opinię.

Za bardzo utożsamiasz pieniądze z sukcesem w życiu i byciem głównym celem

Ludzie mają różne cele. Zasadniczo pieniądze są tylko środkiem do celu, albo nawet wymogiem koniecznym (nie osiągnę żadnych np. duchowych czy kulturowych celów, jeśli umrę z głodu)

dążenie do tego, żeby państwo jedyne co robiło to dążyło za wszelką cenę do wzrostu PKB

Państwo nie jest w stanie stworzyć wzrostu gospodarczego (o nieszczęsnym PKB nie mówię, bo to słaby wskaźnik, używamy go tylko, żeby pośrednio coś wywnioskować). Państwo - swoimi interwencjami - może tylko ten wzrost hamować. Państwo powinno jedynie stwarzać ramy dla swobodnego funkcjonowania gospodarki, a więc ludzi pracujących i wymieniających się owocami swojej pracy. Policja, sądy, wojsko dla obrony granic i jeszcze parę takich spraw typu straż pożarna czy podstawowa sieć dróg (jestem umiarkowanym minarchistą, patrzę dość realistycznie, a nie idealistycznie). Z badań wynika, że państwo dysponujące między 10% a 20% w łącznym budżecie publicznym (rząd + samorządy i co tam jeszcze by nie wymyślili) pozwala gospodarce działa najefektywniej i najbardziej się wtedy ludziom powodzi. Czyli tak ze 2-3 razy mniej w budżecie niż obecnie zarządzają państwa w Europie.

I państwo ma tylko temu służyć - żeby ludzie mogli bezpiecznie żyć i swobodnie pracować czy tam działać w inny sposób. Absolutnie nie regulować spraw, które z tym bezpieczeństwem i warunkami do działania nie mają nic wspólnego. Bo to już sami ludzie tworzą gospodarkę - każdy indywidualnie w niej funkcjonując tak jak chce i potrafi. Jeśli państwo sobie stawia jakieś inne cele, to należy je powstrzymać, bo zajmuje się nie tym, co trzeba. Człowiek może mieć różne cele, opinie, światopoglądy. Państwo nie. Ma służyć ludziom. A konkretnie swojemu narodowi, bo tylko państwa o charakterze narodowym są w stanie na dłuższą metę sprawnie funkcjonować. Państwo nie ma rozwiązywać żadnych moich, ani niczyich problemów poza jedynie zapewnieniem bezpieczeństwa przed agresorami wewnętrznymi i zewnętrznymi i ewentualnie rozwiązywaniem ogólnych problemów wynikającymi z monopoli czy paradoksów rynku. Państwo ma nie mi stwarzać problemów w imię realizacji jakichś wydumanych celów (klimatycznych np.).


I proponuję nie "panować" sobie z racji tego, że jesteśmy na dość hermetycznym medium, w wąskim gronie. A do tego pan Dysydent brzmiałby komicznie (chociaż gdzie indziej zdradziłem kim jestem ;) ). Dodam, że traktuję to konto jako mocno bezkompromisowe i zaangażowane światopoglądowo, dlatego też i w dyskusjach pod tym nickiem nie gryzę się w język :) Mam nadzieję jednak, że Cię nie uraziłem zbyt poważnie. Wszystkiego dobrego :)