Rzadko odwiedzane czeluści szafy potrafią przeistoczyć się w prawdziwą, czasoprzestrzenną pułapkę.
Wyłuskujesz niezbędny, wciśnięty głęboko drobiazg, gdy nagle twój wzrok o coś zahacza. I chociaż wiesz, że nie, absolutnie nie możesz w tej chwili pozwolić sobie nawet na 5 minut zwłoki w odwalaniu codziennej chałtury, to już twoja dłoń wyciąga się ku temu miejscu.
I wydobywasz jeden ze swoich skarbów z przeszłości, a także kilka innych, spoczywających obok.
Monitor mruga rozpoczętym projektem, lista rzeczy do zrobienia świeci w oczy ze ściany, ale ty już jesteś daleko, bardzo daleko. Kotwica została zrzucona i silnym szarpnięciem wciąga cię w inny świat.
Świat Twoich zabaw, myśli i słów
Pierwszych radości i pięknych snów
Rzadko sięgam aż tak daleko w przeszłość, nie lubię tego robić. Zawsze można znaleźć coś, co boli.
Lecz gdyby tak raz a porządnie przekopać się przez grubą warstwę smutku i niechęci, która jak wulkaniczny popiół przykrywa pozostałości zaginionej, kolorowej krainy?
Krainy, w której nie istnieje słowo niemożliwe?
Gdyby tak dotrzeć do źródła własnej wyobraźni, kreatywności i umiejętności korzystania z danych nam zmysłów?
Jest taki okres w życiu, w którym każdy człowiek jest niewinny, radosny i zachwycony. Otwarty i chłonny. Bagatelizujemy go potem i spychamy w niepamięć, podczas gdy tam właśnie kryje się ogromna moc. I chociaż dorastając poznajemy słowo niemożliwe, to nigdy nie zdobędzie ono władzy nad naszym życiem, jeżeli zachowamy w sobie cząstkę pierwotnej radości i otwartości.
Bo w bajkach wszystko jest możliwe.
Prowokator mych dzisiejszych przemyśleń, to niepozorny, stary zeszyt. Wyciągany na światło dzienne tylko przy okazji przeprowadzek lub wymiany mebli. Od 11 lat zajmujący stałe miejsce w głębi szafy. Co przyciągnęło mój wzrok? Może wystające kolorowe kartki, a może impuls. Ten sam, który kierował małymi rączkami przeszło 35 lat temu.
To nie tak, że nie było wtedy książek, czy gazetek dla dzieci. Były, miałam ich zatrzęsienie. Ale to właśnie ten zeszyt jest wyjątkowy, bo zrobiła go dla mnie moja mama.
Zwykłe wycinanki z różnych źródeł powklejane ot tak, bez większej spójności. A mimo to mogłam je oglądać raz po raz, wciąż od nowa.
Pamiętam te pieczątki ze zwierzętami.
I ząbkowane nożyczki, którymi mama obcinała końce wstążek do włosów.
I bajkę o Calineczce. Księcia motyla rysowałam potem z zapałem i założę się, że gdzieś te rysunki jeszcze są. To też dzięki mamie, która zbierała je w teczce opatrzonej napisem rysunki bardzo ładne Edytki. Mój starszy brat przekreślił słowo "ładne" i wpisał "brzydkie".
Dziwaczna lekcja matematyki.
Odrobina propagandy.
Przygody Bolka i Lolka wciąż mają się dobrze, choć taśma samoprzylepna zupełnie puściła.
Mama nie ograniczała się do typowych bajek...
Papier w zeszycie jest żółty i kruchy na krawędziach... Może to nie starodruk, ale upływ czasu jest widoczny. I wartość dla mnie równie bezcenna.
Zeszyt jest zapełniony w 2/3, ale przeglądnęłam go do końca, jakby przeczuwając, że coś jeszcze może się ukrywać pomiędzy kartkami.
To nie było przeczucie, tylko wiedza głęboko ukryta. Na dwóch ostatnich stronach znalazłam rysunki zrobione przez mamę. I choć nie ma na nich głównego bohatera, to wiem na pewno, że pochodzą z komiksu o przygodach Koziołka Matołka.
Koziołka posiadałam także pod postacią dużej maskotki. Była miękka, giętka i dłuższa ode mnie. Matołek idealnie nadawał się do uwalniania morderczych instynktów kilkulatki. Wiązałam go na supełki, wieszałam na drabince łóżkowej i boksowałam... Przetrwał wiele, zszywany cierpliwie przez mamę.
Razem z zeszytem wyciągnęłam z szafy swoje winyle, duże i małe.
Z małymi winylami zawsze był problem, bo duży otwór w środku płyty wymagał skorzystania ze specjalnej nakładki, która wciąż gdzieś ginęła.
Na jednej z płyt był taki wierszyk:
Raz oślisko,
najgłupsze z wszystkich oślisk,
wpadło w poślizg.
Ooooo
śliskooooo
rzekło oślisko.
I to wszystko.
Recytowałam to każdemu, czy chciał tego, czy nie.
W domu może się nie przelewało, ale sprzęt muzyczny na przyzwoitym poziomie musiał być i obsługiwałam go bez problemu. Wzmacniacz, adapter, magnetofon szpulowy, potem kasetowy. Tata kolekcjonował swoje winyle, a ja swoje. Wrzucałam na adapter, zakładałam słuchawki i odpływałam w inny świat. Lubiłam słuchać wieczorem, w ciemnościach.
Piosenki z Pana Kleksa puszczałam, gdy tata był w pracy. Płyty szły na wielkich głośnikach, a ja mogłam skakać po wersalce i śpiewać w głos.
Jedną z moich ulubionych bajek była Pchła Szachrajka Jana Brzechwy. Świetna realizacja i mistrzowskie wykonanie. Wieńczysław Gliński jako narrator, niezrównana Irena Kwiatkowska w roli pchły (nie, ona po prostu była pchłą!) Krzysztof Kowalewski - słoń, adorator Szachrajki (Jestem Jombo, przyjechałem tu z Colombo)... Płyta odsłuchana setki razy, wciąż jestem w stanie wyrecytować obszerne fragmenty naśladując głos i manierę poszczególnych wykonawców.
Bardzo wiele zawdzięczam panu Brzechwie. Jego kariera w Polsce ludowej może budzić emocje, ale jako dziecko w dupie miałam brudny świat dorosłych z ich głupimi, ideologicznymi wojnami. Bajki Brzechwy to słowo, muzyka i obraz połączone w jedno.
PRL może i kojarzy się z siermiężnością czy bylejakością, ale nie wolno tak generalizować. Patrząc choćby na mój skromny zbiór i mając w pamięci fantastyczne słuchowiska radiowe, jestem pod ogromnym wrażeniem poziomu realizacji. Oprawa muzyczna, dobór aktorów, ich zaangażowanie - wspaniała robota!
Słuchowiska radiowe były wprost genialne. Najpierw słuchałam bajek, potem innych, bardziej "dorosłych" produkcji, z których najbardziej lubiłam Teatrzyk Zielone Oko... Ach ten dreszczyk emocji! Mama nagrywała mi je na taśmy szpulowe.
Odsłuchiwałam je jeszcze jako 10-11 dziewczynka, ale już wtedy szpulowce odchodziły do lamusa, wyparte przez kaseciaki. Pojawiły się kasety wideo, "kompakt dyski", a i telewizja miała do zaoferowania o wiele więcej, niż dobranocka i teleranek. Lecz tylko wspomnienie książek, winyli i radia przenosi mnie w tak jednoznacznie pozytywny świat, jasny, kolorowy i pozbawiony większych trosk. W czasy, gdy przydzielona mi pula życiowych doświadczeń wciąż pozostawała nietknięta.
Niestety bajki na szpulach nie przetrwały, ale muzyka mojego taty wciąż jest z nami, na taśmach i winylach.
Wiem, że szpule nie posiadają już żadnej wartości użytkowej, ale nie chcemy ich wyrzucać.
Tak jak i opisany wcześniej zeszyt czy płyty z bajkami, są one ostatnią, materialną manifestacją najwcześniejszych wspomnień. Dobrych wspomnień.
Dotykam ich i wszystko się przeplata, przenika.
Wspomnienie mamy, tęsknota za niewinnością i światem nieograniczonej wyobraźni, kolory i dźwięki, historie prawdziwe i sny. Radość i zadziwienie.
Tam gdzieś jest mój początek.
Dzisiaj jestem tylko wspomnieniem
Echem dziecięcych lat
Kiedyś byłam Twoim marzeniem
Do mnie należał świat
Świat Twoich zabaw, myśli i słów
Pierwszych radości i pięknych snów
Dzisiaj, gdy przymkniesz oczy
Na szarym pamięci tle
Pośród wyblakłych przeźroczy
Zobaczysz właśnie mnie
Jestem Twoją Bajką, jestem Twoją Bajką
Jestem Bajką Twego snu
(...)
Kiedy pożegnasz już Bajkę
Bajkę z dziecięcych lat
Zamkniesz za sobą furtkę
Zaczarowany świat
Świat Twoich zabaw, myśli i słów
Pierwszych radości i pięknych snów
słowa: Andrzej Korzyński, wyk. Zdzisława Sośnicka
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 24/32)
Piękny jest ten zeszyt :) Doskonale rozumiem... też mam takie szuflady, do których nie zaglądam, ale jak już zajrzę to siedzę na podłodze, przeglądam, wspominam i nagle okazuje się, że minęła godzina, dwie...
No i bajki na płytach... Ośla Skórka! Toż tego już nie słyszałam wieki...
Dziękuję 😘
Czuję ulgę, że ktoś jeszcze zna Oślą Skórkę ;) To taka bajka z poważnym wątkiem w tle. Straszną miałam zagwozdkę z tym, że król się chciał ożenić z własną córką... Nie było kogo zapytać, zresztą wątpię, by ktoś z dorosłych potrafiłby mi to wytłumaczyć :)
A przy sprzątaniu to norma, z góry wiadomo, że utknę w połowie :D
Ciekawe czy ktoś wpadł na pomysł by słuchowiska, bajki i inne wartościowe nagrania z tamtych czasów zdigitalizować? By nie przepadły.
Na pewno część tak... Niektóre bajki z winyli znalazłam na YT, Teatrzyk Zielone Oko też jest :)
no własnie sporo jest... wczoraj po przeczytaniu posta zaczęłam szukać... a potem słuchać... a potem pierwsza w nocy się zrobiła... i druga ;)
Łezka mi sie w oku zakręciła.
Mam to samo gdy odwiedzam dom rodzinny. Chce posprzatać a coś tam zobaczę i zaczynam oglądać i sprzątanie nie jest już ważne.
Piękny zeszyt!
Widzę, że przy sprzątaniu większość z nas utyka w miejscu ;)
Dziękuję 😘
"Rzadko sięgam aż tak daleko w przeszłość, nie lubię tego robić. Zawsze można znaleźć coś, co boli."
Święte słowa, jednakże tęsknota robi swoje.
Świetny tekst. Pozdrawiam
Dziękuję :)