Nagrałem kiedyś remiks łączący Polonez c-moll Chopina i fragment wiersza Zbigniewa Herberta pt. "Bajka o gwoździu". Powtarzają się w nim słowa: nasze królestwo nie jest tworem przyrody ani tworem ludzkim. Odniosłem je do KBK i zmontowałem nawet klip z kadrami z naszego pierwszego lokalu przy Piłsudskiego w Rzeszowie. Dopiero później (podczas jednego z rocznicowych czytań poezji ZH) uświadomiłem sobie, że ten wiersz jest o... Związku Radzieckim.
a mimo to lub może właśnie dzięki temu
królestwo trwa i nawet budzi podziw innych
Paradoks całej sytuacji tkwi w tym, że faktycznie w przypadku rzeszowskiego KBK mógłbym śmiało powiedzieć: tak działa socjalizm. Czyli nie działa. Krakowskie Królestwo miało być więc inne. System rycarowy miał być istną kontrrewolucją wprowadzającą porządek. I faktycznie trochę go wprowadził. Jest zdecydowanie łatwiej zapłacić czynsz i rachunki. Co do istoty jednak niewiele się zmieniło. KBK wciąż pozostaje zatrzymane między czynem a myślą bytem a niebytem. Uświadomiłem to sobie w tamtym roku podczas mojej choroby. Kilka tygodni temu dotarło do mnie, że przyjęty model funkcjonowania lokalu obiektywnie nie ma prawa działać. Z własnym tokenem czy bez. Zakłada on bowiem, że da się przez długi okres czasu prowadzić centrum kultury finansowane oddolnie i oparte w 100% na wolontariacie, bez zatrudnienia nawet jednego pracownika. Nie da się. Pokazuje to wiele różnych przykładów podobnych inicjatyw.
Oczywiście mogą pojawić się anomalie takie jak obecna sytuacja KBK. No bo zrobiłem projekt w ubiegłym roku, mam oszczędności i mogę pracować jak na etacie bez wynagrodzenia. W dłuższym terminie jednak jest to nie do utrzymania. Dlaczego? No bo oszczędności przecież kiedyś się skończą...
Na początku tego roku sądziłem, że rozwiązaniem problemu jest zbudowanie zespołu wolontariuszy, którzy będą brali dyżury i osiągnięcie takiego poziomu stałych darowizn, by móc z nich pokryć podstawowe koszty. Załóżmy jednak, że uda się to osiągnąć. Mamy więc styczeń 2025 roku i kilkudziesięciu stałych darczyńców, czyli gwarantowane 4000 zł każdego miesiąca. Do tego kilkanaście osób biorących dyżury. Królestwo jest bezpiecznie. Mój trud skończon. Idę do pracy na etat. Biorę dyżury raz lub dwa w tygodniu. Na więcej nie mam czasu. Nie mam też czasu zajmować się tym, czym zajmuję się obecnie, czyli ciągłym ulepszaniem miejsca. Jak rozwija się sytuacja? W lutym, jak zwykle podnoszą czynsz. Odpada dwóch wolontariuszy. Życie. W marcu kolejnych trzech. Pojawiają się problemy z dyżurami. Czasem KBK jest zamknięte. W kwietniu stałych darowizn jest mniej. Wolontariuszy też. KBK znów jest na minusie. W maju przychodzi wyrównanie. Deficyt pogłębia się. Nie ma koordynatora, więc nie ma komu szukać nowych wolontariuszy ani zachęcać do darowizn. W czerwcu, na 10 rocznicę otwarcia, KBK zostaje zamknięte. Mam pracę na etacie. Nie mam ani siły, ani czasu zajmować się projektem przynoszącym straty.
Taka symulacja. W rzeczywistości trwało by to trochę dłużej, bo w krytycznej sytuacji można byłoby uruchomić środki z Funduszu Rozwojowego. Nie zmienia to jednak faktu, że w tej "branży" nie ma pewnej stabilności. Musi być osoba, która trzyma rękę na pulsie. Entuzjazm wolontariuszy z czasem się wypala i nie da się temu zaradzić. Pomijam fakt, że jest pewien zakres prac, na które nikt nie ma ochoty. Na przykład sprzątanie.
Czytałem ostatnio jakiś archiwalny artykuł z Dużego Formatu na temat krakowskiej Cafe Fińskiej, czyli społecznej kawiarni, w której kawę można było dostać za uśmiech. Miała dokładnie to samo utopijne założenie co KBK: miejsce finansowane jest oddolnie i oparte w 100% na wolontariacie. No i samym początku tego artykułu można przeczytać o dyżurnym, który otwiera kraty, zmywa naczynia, odkurza, wynosi śmierci i czeka na ludzi. Tak było w teorii, bo w praktyce jak przegląda się różne materiały z Fińskiej, to w oczy rzuca się chaos i nieporządek. Kolektywne zarządzenie również nie sprawdziło się w kwestii płacenia rachunków. Fińska upadła po dwóch latach, mimo obecności w mediach i niezbyt wysokiego czynszu (1000 zł). Nie pomogły artykuły w Wyborczej i materiały w TVN. Nie pomogły, bo otwarte miejsce nie ma prawa działać jeśli opiera się w 100% na wolontariacie. I oto zrozumiałem, że coś, do czego dążyłem przez ostatnie lata to tak naprawdę mrzonka.
A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że piszę te słowa w najlepszym momencie w dziejach Królestwa. W maju pokonaliśmy inflację i zapłaciliśmy rekordowy rachunek. W Funduszu Rozwojowym jest ponad 8K HBD. Zaopatrzenie jeszcze nigdy nie było tak dobre. Problem jednak w tym, że mój bezpłatny etat kiedyś będzie musiał dobiegnąć końca i albo zmieni się w płatny, albo trzeba będzie gruntownie zmienić formułę działania Królestwa. Na jaką? Nie mam pojęcia. Wiem jednak, że obecny model nie ma przyszłości. A czasu by znaleźć rozwiązanie jest coraz mniej...
KBK w walce z inflacją można wspierać:
Częściowa komercjalizacja i Twoje przejście na etat w Fundacji. Jedyną inna alternatywą jest osiągnięcie pułapu darowizny który pozwoli na pensje dla Ciebie. Bez jakiegoś hojnego mecenasa to chyba niemożliwe.
A co rozumiesz przez częściową komercjalizację?
Model który widziałem w kilku miejscach ale w necie i który sam mam zamiar użyć. Prosisz o darowiznę minimum x dzięki temu dostajesz od Fundacji podziękowanie w formie (w moim planowanym przypadku) dostępu do artykułów premium. Nie wiem jak mogłoby to wyglądać u Was.
Hm Czy jak ktoś przychodzi z zewnątrz i nie ma rycarow to jak może sobie zamówić do wypicia herbatę czy inny trunek? Nie wiem jakie i czego są obroty itd.
Więc ciężko mi konkretnie powiedzieć co bardziej skomercjalizować ani czy ma to cień nadziei. KBK jest czymś trochę na pograniczu jakiegoś centrum kultury (a te chyba wyłącznie za państwową kasę żyją) i małej gastronomii typu kawiarnia (a ta branża ma raczej obecnie ciężko) na ile to mogę ocenić widząc tylko wpisy więc no, trudne zadanie.
Zdefiniowanie/nazwanie problemu pierwszym krokiem do jego rozwiązania...