Jak już wspominałem kilka razy, chciałbym by wczorajsze spotkanie o mikronacjach stało się przyczynkiem do dyskusji o nowym kierunku rozwoju Królestwa Bez Kresu. Ostatni rok potwierdził całkowicie to, o czym byłem przekonany od samego początku - że kluczem do sukcesu KBK jest dobra promocja. Problem w tym, że nie jest to wcale łatwe zadanie i trzeba szukać niestandardowych rozwiązań. W tamtym roku takim rozwiązaniem było "zhackowanie" Facebooka poprzez nagradzanie użytkowników za lajki i komentarze. Przynosi to niesamowite rezultaty. Nie możemy jednak na tym poprzestać, bo: po pierwsze wciąż nie wykorzystujemy w nawet w połowie potencjału Królestwa, a po drugie: wystarczy jeden ban i wszystko legnie w gruzach.
W 2007 roku spotkałem się w Rydze z Raivisem Dzintarsem, wtedy działaczem młodzieżowym, obecnie jednym z głównych polityków na Łotwie. W tamtym czasie jego partia "Visu Latvijai" dopiero wchodziła na scenę polityczną. Było jednak o niej głośno. Organizowali liczne happeningi. Takie, że wszyscy o nich mówili. Podczas naszej rozmowy zapytałem go o to. Odpowiedział mi tak: Są dwie drogi, aby zaistnieć w mediach. Albo je kupisz, albo zrobisz coś takiego, żeby nie mogli o tobie nie napisać.
Media do tej pory nie były zainteresowane KBK. Paradoksalnie najwięcej artykułów pojawiło się na wieść o zamknięciu lokalu w Rzeszowie. O krakowskim Królestwie napisała tylko Gazeta Krakowska w kontekście rozmów polsko-ukraińskich i tylko dlatego, że w 2022 roku redaktorem naczelnym był mój znajomy, który polecił komuś zająć się tym tematem. Poza tym totalna cisza. Może więc warto posłuchać rady Raivisa Dzintarsa i zrobić w końcu coś, o czym nie mogą nie napisać?
Na początku tego roku skończyłem czytać książkę "Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone". Trochę ociągałem się z jej dokończeniem, ale udało się. Jej tematem są mikronacje, czyli różne samozwańcze państwa. Sam nawet kiedyś takie stworzyłem. Były to jednak czasy raczkującego Internetu i jakoś nie dostrzegłem potencjału tego tematu zamykając go definitywnie w 2007 roku. Lektura książki uświadomiła mi jednak, że wyjątkowo rozpala on wyobraźnię. Dowodem jest jedyna polska mikronacja (nie będąca "państwem wirtualnym") założona na działce pod Radomiem. Po wpisaniu w Google "Królestwo Kabuto" wyskoczą nam artykuły z takich serwisów jak: Bankier.pl, Dzień Dobry TVN, WP, Polskie Radio, Polityka, Wyborcza, Onet, CKM. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego jest to projekt kompletnie bez szans powodzenia, jeszcze bardziej niż Liberland. Ale to nie przeszkadza mediom się nim interesować. Podobnie jest z Republiką Zarzecza, która powstała w jednej z wileńskich dzielnic. Nikt nie traktuje jej poważnie, ale powstały tysiące artykułów na jej temat. Może więc KBK też powinno pójść tą drogą? Tym bardziej, że większość roboty już "odwaliliśmy". Mamy świetny system zarządzania wykorzystujący blockchain. Konstytucja jest. Rycar jest. Biblioteka jest. Muzeum jest. Brakuje tylko deklaracji suwerenności lub przynajmniej ogłoszenia eksterytorialności.
Czy powinniśmy to zrobić? Szczerze mówiąc, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Po prostu dostrzegłem medialny wyłom, którym KBK może wypłynąć, czego efektem może być jeszcze szybszy rozwój. Każde działanie ma jednak swoje skutki i dobrze jest je przewidzieć. Otwieram więc dyskusję i gorąco do niej zapraszam.
KBK można wspierać:
Sending you an Ecency curation vote
Tak. Podstawa już jest, więc zostajs tylko ogłoszenie. I projekt paszportu ;)
Tylko jak zrobić żeby takie ogłoszenie zainteresowało jednak te media? Samo ot tak ogłoszenie nie przyciągnie dziennikarzy. Musi być przynajmniej ten jeden pierwszy który się tym zainteresuje i gdzieś wrzuci, potem inni będą powielać dla produkowania zapchaj dziur (bez urazy :p).