Na samym początku definiowaliśmy Królestwo Bez Kresu jako "herberciarnię". Szybko jednak okazało się, że dla 99% ten neologizm to po prostu herbaciarnia. Zaczęliśmy więc dodawać: "czyli centrum kultury w duchu poezji Zbigniewa Herberta". No i trwaliśmy przy tym przez 4 lata działalności w Rzeszowie. Kraków trochę zmienił sytuację. Pojawiły się głosy, że "centrum kultury" kojarzy się z betonowymi instytucjami. Stopniowo odchodziliśmy od tego określenia na rzecz "miejsca spotkań". Oczywiście "w duchu poezji Zbigniewa Herberta", co jest problematyczne, bo ściąga wyobrażenia większości ludzi na fałszywe tory. Pisałem już o tym tutaj, ale powtórzę: w KBK nie sposób wyrzec się Herberta, choćby ze względu na nazwę. Trudno jednak definiować KBK przez pryzmat jego poezji, bo nie jest to pierwszoplanowy element naszej działalności.
Jak więc zredefiniować KBK, zwłaszcza w kontekście rebrandingu? Cóż, ja pozostałbym przy "miejscu spotkań", ale dodałbym do niego słowo "suwerenne". Pozwoli to spójnie połączyć rebranding z deklaracją niepodległości i wyeksponować, to co w istocie jest ważne w KBK, czyli autonomiczność wynikającą z istnienia społeczności. Z wszystkich przymiotników, które moglibyśmy zastosować do KBK, takich jak "niekomercyjne", "eksperymentalne", "otwarte" to właśnie "suwerenne" (moim zdaniem) pasuje najbardziej. Pozostałe wynikają właśnie z tego, że Królestwo jest niezależne i aby trwać nie musi zabiegać o względy tej czy innej siły, może więc sobie pozwolić na to, by być takie, jakie jest. W efekcie wymyka się nasilającej się polaryzacji i jest miejscem spotkań dla ludzi mających kompletnie różne historie czy poglądy.
"Suwerenne miejsce spotkań" to dobry punkt wyjścia do uświadomienia sobie, że Biskupia 18 to nie wszystko i warto uwzględnić to w długofalowej strategii. Królestwo Bez Kresu nie musi ograniczać się do 126 metrów kwadratowych (łącznie z piwnicą). Może mieć więcej "suwerennych miejsc spotkań". Nawet jeśli nie jutro, to kiedyś w przyszłości.