Jesteś pierwszą osobą która zareagowała na moje wołanie o używanie imbiru. Kiedy zbyt długo hipnotyzuję się przed monitorem, a oczy zaczynają szczypać i łzawić, delikatnie smaruję powieki plasterkiem imbiru. Błyskawicznie pomaga.
Sok z kiszonego buraka, teoretycznie jak najbardziej. Niestety tylko teoretycznie, ponieważ burak obok rzodkiewki kumuluje z gleby metale ciężkie, a także jak wskazuje mój tester żywności jakieś saturaty. Nie wiem czym dokładnie są, ale tester pokazuje wielokrotne przekroczenie dopuszczalnej normy. To chyba jakieś sztuczne nawozy. Gdyby nasz burak pochodził z ekologicznej gleby (o dziś trudno, jako że atmosferę też mamy toksyczną) to byłby on doskonałym remedium na wzmocnienie organizmu.
Jerzy Ziemba zainwestował w takie uprawy i sprzedawał ampułki z koncentratem czystego buraka, ale ponieważ cena takiej kuracji była stosunkowo (niska) w porównaniu z tą oferowaną przez farmację (chemia), zaszczuto człowieka pod pretekstem windowania jego ceny na niekorzyść klientów i podciągając sok z buraka do pozycji leku, na sprzedaż którego obowiązuje posiadanie zezwolenia.
Wracając do buraka, jeśli masz możliwość zaopatrywania się się w sklepie z żywnością eko, lub na farmie to bardzo, bardzo polecam. Nawet jeśli burak będzie zawierał jakieś śladowe ilości toksyn, w miarę zdrowe organizmy powinny je wydalić. Gorzej z metalami ciężkimi, ale myślę, że są na to jakieś sposoby (zioła).
Wiem z całą pewnością, że burak jako taki stanowi lek antynowotworowy.
You are viewing a single comment's thread from:
O imbirze przeczytałam jakieś 7 lat temu na blogu młodej dziewczyny z nieuleczalną chorobą płuc (podobna w objawach do mukowiscydozy), lekarze nie dawali jej szans na normalne życie, leki (chyba sterydowe) wykańczały organizm. Dziewczyna się zawzięła i zaczęła sama szukać alternatyw dla medycyny konwencjonalnej, natrafiła na jakiegoś profesora ze stanów, który zaczął jej doradzać. Imbir jest jednym ze składników jej leczenia, jeśli nie głównym (działa wysuszająco). Dziewczyna teraz koło trzydziestki lub tuż po, ma się dobrze (choć już do końca życia będzie żyła z chorobą), niesamowicie inspirująca. Dzięki niej wprowadziłam w życie wiele naturalnych sposobów na różne dolegliwości (oprócz imbiru m.in. olejek z drzewa herbacianego i miksturę... na robaki :)
Właściwie to całą potrzebną aptekę mamy w lasach i na łąkach. Ale zioła i minerały nie wzbogacają chciwych zysku ludzi, więc naturalna medycyna jest wyśmiewana i spychana do kąta. Niestety ludziom to nie przeszkadza. Zioła plus etyczne zachowanie, łącznie z odżywianiem stanowią wystarczające zabezpieczenie przed większością dolegliwości. Zdrowy pacjent jest nierentowny, więc trzeba ludzi ogłupiać i wyciągać kasę dopóki żyją. Podtruwać i leczyć tak aby żyli, ale codziennie dreptali do apteki, zostawiali tam pieniądze, leczyli coś tam, a co innego rozwalali. Nie bez przyczyny największe dochody osiąga obok turystyki farmacja. Kto się interesuje ten wie.
Nie pasuje mi określenie "nieuleczalna choroba". Uważam, że bardziej odpowiednim jest "nie znaleziono leku na tę chorobę". Jeśli chodzi o płuca, to byłem świadkiem cudów jakie potrafi robić tzw. miód z mlecza, czyli własnoręcznie robiony syrop na bazie samych kwiatów i cukru.
Warto pielęgnować ginącą wiedzę i przekazywać ją innym.