Opowieści chartryjskie: I. Prolog
Opowieści chartryjskie: II. Wyjście
Opowieści chartryjskie: III. Zielone Świątki w marszu
Opowieści chartryjskie: IV. Do mety
Następnego ranka po zakończeniu pielgrzymki obudziliśmy się w naszej chłodnej i wilgotnej krypcie. Rzeczy, które rozwiesiliśmy wieczorem z nadzieją, że choć trochę przeschną, były tak samo wilgotne, jak poprzedniego dnia. No cóż, trzeba było je spakować do wysuszenia w domu i liczyć, że nie ma w nich tyle wody, by przekroczyć limit bagażu.
Plan był skromny: zjeść śniadanie i napić się kawy w kawiarence, podziękować goszczącemu nas księdzu i udać się na lotnisko. W podziękowaniach nie brałem udziału, tak więc napiszę tylko kilka słów o śniadaniu i powrocie, po czym przejdę do podsumowania całej wyprawy.
Śniadanie
Przed pójściem do kawiarenki o francuskich zwyczajach śniadaniowych wiedziałem tyle, że członkowie owego narodu piją rano kawę i przegryzają ją croissantem. Jak się okazało, czekało mnie kilka niespodzianek związanych ze zwyczajami śniadaniowymi i kawiarnianymi Kraju Franków.
Kawiarnia znajdowała się w sąsiedniej dzielnicy, zasugerowali ją wspomniani w poprzedniej części małżonkowie od spotkania na moście. Na co dzień mieszkają niedaleko, więc znają okolicę. Zasadniczo sam lokal i jego wystrój mieścił się we współczesnym standardzie z dużą witryną, menu napisanym kredą na tablicy, słodkościami wystawionymi za szkłem i kilkoma stolikami.
Podstawową pozycją z oferty lokalu był zestaw złożony z espresso i croissanta za 2,20 euro. Zamówiłem go i zaskoczyły mnie przy tym dwie rzeczy. Po pierwsze, w przypadku konsumpcji na miejscu dopłaca się 80 centów, na szczęście tylko do pierwszego swojego zamówienia. Tutaj ciekawostka zaobserwowana na żywo: regularni klienci zamawiający zestawy na wynos mogą je odebrać bez kolejki. Troska o stałego odbiorcę to niewątpliwy plus.
Po drugie, do espresso nie dają wody. Podobno we francuskich knajpkach można dostać szklankę wody gratis, ale moje doświadczenie wskazuje na to, że chyba trzeba znać język. Stwierdziwszy, że potrzebuję jeszcze coś zjeść (i brakuje mi monet, żeby uregulować dług wobec kolegi z grupy), poprosiłem o wodę i croissant z migdałami (albo czymś podobnym). Jednak zamiast darmowej szklanki dostałem półlitrową butelkę, za którą zapłaciłem. Nie miałem weny ani umiejętności językowych, żeby bardziej dopytywać, zresztą woda i tak się przyda, w końcu trzeba się nawadniać.
Drugi croissant, z migdałami, to zupełnie inna sprawa. Był nieco droższy od pierwszego, zwykłego, i wyglądał jakby ktoś go zdeptał, ale był słodziutki i rozpływał się w ustach. Był wyraźnie droższy od zwykłego, ale też wart swej ceny. Rozmawiałem potem ze znajomym Francuzem, który zdradził mi, że tego rodzaju smakołyki zwykle robi się z rogalików pozostałych z poprzedniego dnia. No, jest to całkiem smaczny sposób na zapobieganie marnotrawstwu.
Pożegnanie i powrót
Po śniadaniu udaliśmy się na chwilę z powrotem pod kościół św. Lamberta. Delegacja z naszej grupy podziękowała księdzu, zebraliśmy bagaże i udaliśmy się do metra. Przy którejś przesiadce szybko się pożegnałem i poszedłem na transport w stronę Paris-Charles-de-Gaulle, a reszta na lotnisko Beauvais.
Pamiątka po pandemii w pociągu na RER B.
W tę stronę miałem luz, ale po przylocie był tłok zdecydowanie bez zachowania dystansu.
Wracałem tam linią kolei aglomeracyjnej RER B, która kilka dni wcześniej przywiozła mnie do Paryża. Na szczęście pierwszy kurs jechał na lotnisko i czekało mnie spostrzeżenie, że jadę nie tam, gdzie chcę. Miałem trochę czasu do odlotu, więc poszedłem do sklepiku, gdzie trafiłem na zabawną książkę kucharską w barwach narodowych Ukrainy. Były tam przepisy francuskie (np. wołowina po burgundzku), ukraińskie (gołąbki z kaszą gryczaną) i spaghetti po bolońsku z klopsikami i sosem pomidorowym. Nie mogłem się więc oprzeć, żeby kupić to, by potrollować Lorenza (@lpa). Sama odprawa i lot przebiegały bez jakichś komplikacji, nie ma tutaj zbyt wiele do opisywania. Przejdę więc do wniosków i wrażeń.
Pianino dla podróżnych na Paris-Charles-de-Gaulle.
Wrażenia i wnioski
Wyciągnąłem następujące wnioski na przyszłe wyprawy podobnego typu:
- Przed wyjazdem dobrze się zorientować, jak wygląda kwestia płatności za transport zbiorowy itp. Automaty, z którymi miałem do czynienia przyjmowały monety lub karty. Dobrze byłoby więc zaopatrzyć się w bilon lub rozwiązanie typu karta z niższą opłatą niż te 6% z hakiem, które mój bank pobiera za przewalutowanie.
- Choć nie przepadam za dużą ilością folii, to jednak spakowanie ubrań po harcersku, z zestawami na konkretny dzień w jednym worku zapobiegłoby przemoczeniu rzeczy od deszczu lub od kontaktu z przemoczoną odzieżą.
- Brakło mi jakichś sandałów, w których mogłem iść, mając przemoczone moje główne buty. Trochę brakowało mi też jakichś japonek do poruszania się po obozowisku.
- Trzeba koniecznie brać nakrycie głowy i korzystać z kremu z filtrem UV. W katedrze w Chartres różniłem się od biskupa tym, że on miał na sobie purpurę, a ja byłem purpurowy.
- Choć zapomniałem mojej dmuchanej poduszki, rano nie bolał mnie kark, choć samą poduszkę kupiłem ze względu na tego rodzaju doświadczenia z noclegiem pod namiotem.
Jeśli chodzi o wrażenia, to było tak:
- Dobrze było się wybrać. Choć droga była długa, ciężka i niejednokrotnie niekomfortowa, to jednak czułem się młodo, choć od jakiegoś czasu (od niedawna 37 lat, wtedy jeszcze 36), zdarza mi się niestety czuć staro.
- Wilgoć, ziąb, upał i niewygoda na noclegach pomagają docenić takie oczywiste dla nas rzeczy jak łóżko, czysta i sucha odzież.
- Francuski interior podoba mi się dużo bardziej niż Paryż. Choć ta część francuskiej stolicy, którą dane było mi zobaczyć jest całkiem ładna, to jednak fajnie widzieć większy fragment nieba niż to, co prześwituje nad ulicami.
- Na pewno posłużyło mi odcięcie od mediów społecznościowych na te trzy dni. Muszę zdecydowanie popracować nad tym, żeby odcinać się tak częściej.
Fin
Z tymi wspomnieniami i przemyśleniami w głowie odleciałem w stronę Balic. W trakcie lotu trochę się zdrzemnąłem, zaś pod jego koniec samolot zawracał nad Nową Hutą. Siedziałem akurat po stronie skrzydła przechylonego w dół, a że miejsca między mną a oknem były wolne i lecieliśmy już całkiem nisko, mogłem podziwiać okolice placu Centralnego i swoje miejsce zamieszkania z lotu ptaka w słoneczny, czerwcowy dzień. I tym obrazem niniejszą opowieść.
❧
Spaghetti po bolońsku to francuski przepis? Ma sens.
Congratulations @szmulkberg! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s):
Your next target is to reach 1250 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out the last post from @hivebuzz:
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!