Pięć tygodni spędzonych w Krakowie jest już odległym wspomnieniem. Trzy tygodnie częściowo pracowałam nad zleceniami, reszta czasu to zakupy, spotkania i załatwianie spraw. Udało mi się wyskoczyć na weekend z @klub-wloczykijow i to był jedyny dłuższy odpoczynek. Po powrocie z gór rozłożyło mnie choróbsko i dosłownie w ostatnim możliwym dniu odwiedziłam @krolestwo. Nie było żadnych spacerów i cieszenia się Krakowem. Raczej miałam dość miasta, sklepów i bodźców ogólnie. Jednak większość tematów udało mi się ogarnąć, rodzinę i znajomych zastałam (i pożegnałam) w zdrowiu i za to jestem ogromnie wdzięczna.
--
Na Islandię wróciłam 26 grudnia. Prawie cztery tygodnie temu, trudno uwierzyć.
--
Transport z lotniska do Grundo ogarnęłam na polskiej grupie na fb, bo choć szef zaoferował pomoc, to mógł mnie zawieźć dopiero następnego dnia. A ja chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu.
Co czułam po przyjeździe... Ufff, nareszcie. Ulga, poczucie, że jestem u siebie. Paradoksalnie, bo oprócz drobiazgów nic tu do mnie nie należy. Ale to nie kwestia posiadania. Jakiś ważny puzelek w środku pasuje do tego, co mnie otacza. I tyle.
Przywitała mnie piękna zima.
--
Ciekawa byłam bardzo, jak ona tutaj wygląda. Czy jest śnieg, czy bardzo ciemno. Czy będzie mi smutno w półmroku, samej przez miesiąc.
Mija czwarty tydzień i jakby tu powiedzieć... jest mi bardzo dobrze. Z krótkim dniem, sztormami, chłodem i tym wszystkim, co tu mam.
Tuż po przylocie słońce wschodziło około 11.20, teraz 40 minut wcześniej. Dzień bardzo szybko się wydłuża, od mojego powrotu przybyły prawie dwie godziny. Mimo tego nasze Grundo wciąż pozostaje niedoświetlone. Słońce nie jest w stanie wyjrzeć zza wysokich gór, nawet w najwyższym punkcie w ciągu dnia. Oglądamy świat zza lekko przyciemnionych szkieł.
--
Grudniowy poranek, czyli koło południa.
--
Zbliża się wieczór
--
Wschód słońca, gdzieś za górami.
--
Choć nieobecne na niebie, to wysyła trochę blasku.
Oświetla szczyty...
--
albo chmury nad oceanem...
--
i brzeg Fiordów Zachodnich.
--
Niemniej dużo częściej towarzyszy mi księżyc.
--
Aurora też zagląda.
--
Trzy dni po moim powrocie wyjechała na wakacje Bela, menedżerka i koleżanka z pracy. 29 grudnia zostałam sama z hostelem na głowie. Wiele miałam obaw, ale był to lęk specyficzny. Nie przed ciężką pracą, czy przed tym, że sobie nie poradzę. To raczej strach, że nie zrobię tego IDEALNIE. Że popełnię jakiś błąd, nie podejmę najlepszej możliwej decyzji, wygłupię się, nie dogadam z kimś. Strach prymusa, dla którego wszystkie oceny poniżej 6 to 1. Na szczęście znam ten mechanizm, zauważam i sobie z nim radzę.
Pierwsze 8 dni były najtrudniejsze. Sporo gości jak na zimę, świadomość, że jestem sama i odpowiedzialna za wszystko. Nie wyrabiałam ze sprzątaniem, zostawało mi na wieczór i kolejne dni. Pracowałam po 10-11 godzin, głównie fizycznie. Na to nakładały się różne spodziewanki, czyli psikusy, o których wiadomo było, że się pojawią. Życie, co nie 😉
W okolicy Sylwestra zrobiło się cieplej, zaraz potem chwycił mróz. Wokół hostelu - na całym parkingu i na podejściu pod punkt widokowy - powstało lodowisko.
Tu widać jego kawałek. Bardzo fachowe, wypożyczalnię łyżew możemy otwierać.
--
Mieliśmy wtedy sporo gości, więc wpadłam w okropny stres, że ktoś zrobi sobie krzywdę. Nie znalazłam na obiekcie soli drogowej, szef napisał, że zużył ostatnie wiaderko tydzień wcześniej, więc pojechałam szybko do naszego sklepu. A tam zapas wyczyszczony, wszyscy czekają na dostawę z Reykjaviku, która może będzie jutro, a może za trzy dni. Nie miałam czasu jechać do Stykkishólmur, wykupiłam więc cały zapas najtańszej soli kuchennej drobno- i gruboziarnistej i przez następne dni, kilka razy dziennie wysypywałam cieniutkie ścieżki dla gości, bo na całą powierzchnię by nie starczyło. Mogę powiedzieć, że sól kuchenna od bidy może być, ale w ostatecznym rachunku to jak walka Dawida z Goliatem. Jak już dowieźli sól drogową i kupiłam 25 kilo, to przyszedł sztorm i wszystko stopniało. Parę dni później znalazłam stare wiaderko z solą, stało bezczelnie w apartamentach i mijałam je tysiąc razy myśląc że to farba - bo mamy remont. Kiedyś bym się biczowała za to przeoczenie, ale dziś olewam. W końcu żaden gość nie ucierpiał.
Zabawnie (to znaczy teraz mogę się z tego pośmiać) wyglądała w te dni wymiana pościeli w pralni. Najpierw nie mogłam wjechać na miejsce parkingowe. Rozkraczyłam się w połowie parkingu, tuż przed wzniesieniem i koniec. Potrzebowałam stanąć jak najbliżej wejścia, bo miałam ciężkie worki do rozładowania, a potem torby z czystym praniem do załadowania. W temacie samochodowych trików jestem zielona, ale instynktownie spróbowałam wjechać tyłem i się udało. Wciąż jednak miałam jakieś dwa metry do pokonania i to był cyrk. Wieszając się na klamkach i kładąc na karoserii jakoś przeładowałam auto, na szczęście pomógł mi chłopak z pralni.
Generalnie wymiana pościeli to dla mnie wyzwanie pod względem fizycznym. Trochę to wszystko waży. Zazwyczaj jesteśmy minimum we dwie i sobie pomagamy.
--
Tak wyglądał ostatni transport, który przywiozłam z pralni. Teraz tylko siup na piętro. Prawdopodobnie po remoncie powstanie mała pralnia w garażu, więc może uda się to jakoś inaczej zorganizować.
--
Parę dni temu samochód odmówił współpracy. Musiałam zadzwonić do mechanika i jakoś się dogadać. Miałam stresa, że na pewno ja coś zepsułam, albo że to pierdoła, którą powinnam umieć naprawić. No jasne. Mechanik przyjechał niemal od razu i zdiagnozował problem z akumulatorem. Odpalił mi auto i kazał się przejechać, żeby podładować. Pojechałam do pralni i tam utknęłam, znowu musiałam po niego dzwonić. Następnego ranka sprawdziłam i problem się powtórzył, więc po konsultacji z szefem zamówiłam nowy akumulator.
Między świętami i Nowym Rokiem nie kursowały śmieciarki, więc pod koniec grudnia hostelowe kontenery były wypełnione po brzegi. Goście wciąż przyjeżdżali, więc śmieci przybywało - upychałam je jak mogłam. Któregoś dnia idę do pralni i widzę to.
Krew mnie zalała i łzy rzewne. Sklęłam ostatnich gości wierząc, że to ich sprawka. Tuż obok zaczyna się parking i zdarza się, że turyści sprzątając swoje samochody wyrzucają wszystko byle gdzie, bez segregowania. A potem przyjeżdża śmieciarka, Ragnar otwiera kontener, widzi w odpadach mieszanych butelkę po pepsi, zamyka klapę i odjeżdża. Trzeba wtedy wyjąć butelkę i mieć nadzieję, że chłopaki wracając z objazdu po Grundo zajrzą jeszcze raz i tym razem zabiorą zawartość kontenera. Wściekła wyzbierałam wszystko, upchnęłam i poszłam. Na drugi dzień śmieci znowu były rozwleczone, choć trochę mniej. Zaczęłam świrować, że to może wiatr wyrywa je spod pokrywy...
Trzeciego dnia nakryłam sprawców na gorącym uczynku - kruki urządziły se stołówkę.
--
Chwilę je podglądałam w akcji i złość uleciała. Jest zima, ptaki są głodne i robią co muszą. To moja broszka ogarnąć śmietniki tak, by ich nie kusić. Spakowałam nadmiar do worków i wrzuciłam do garażu. Na szczęście ekipa opróżniła kontenery ze śmieci tuż po nowym roku.
Bar mleczny zamknięty!
--
Sylwester przypadł w samym środku największego zapierdzielu, więc zbojkotowałam go kładąc się do łóżka o 23. Oczywiście słyszałam jak strzelają fajerwerki, ale ani mi powieka nie drgnęła. Mój szef i jego żona wydawali się zszokowani, gdy przyznałam się do przespania pokazu w Grundo. Islandczycy mają hysia na punkcie sztucznych ogni, a ich dystrybucję rozwiązali w bardzo ciekawy sposób. Można je kupić tylko przed Sylwestrem w punktach ICE-SAR. To ichniejsze stowarzyszenie poszukiwawczo-ratownicze działające na zasadzie wolontariatu, zysk ze sprzedaży przeznaczony jest na jego działalność. W blaszanym hangarku tuż obok hostelu działa jeden z ich punktów, dzięki czemu przez kilka dni z bliska obserwowałam cały proces. Zaczynało się około 15.00, ratownicy podstawiali swój samochód na sygnale świetlnym i co godzinę urządzali mini pokazy, zwołując w ten sposób klientów z całej okolicy. Dlatego nie czułam żalu rezygnując z oglądania tego ponownie o godzinie zero.
Te zdjęcia zrobiłam ze swojego okna, tak że no.
Małego szoku doznałam 6 stycznia, gdy u ratowników znów rozszalały się fajerwerki. Okazało się, że w Islandii tego dnia oficjalnie kończy się okres świąteczny, co trzeba odpowiednio obwieścić. Następne strzelanki za rok!
Po ośmiu dniach skończył się największy ruch. Wprawdzie nie byłam na zero ze sprzątaniem, ale mogłam zwolnić i rozpocząć realizację punktów z listy rezerwowej, czyli ekstra tematy, na które nie ma czasu w sezonie. W domu zawsze jest co robić.
Jeszcze przez tydzień przyjeżdżali goście, ale było to raptem kilka rezerwacji. Potem zamknęliśmy hostel na drugą część remontu. Jedni z ostatnich zostali aż sześć dni, co prawie się nie zdarza. Mieli wyjątkowego pecha, bo przez pięć z nich szalał potężny sztorm, który siekł wiatrem i deszczem i stopił cały śnieg. Temperatura dochodziła do 8 stopni powyżej zera.
--
Szóstego dnia zaczęło się uspokajać.
--
Po lodowisku ani śladu.
--
Potem znów się ochłodziło, ale wiatr odpuścił. Po wielu dniach nieustającego ryku cisza wydaje się niezwykle gęsta i namacalna. Otula i koi.
--
A teraz jest tak 😊
Jak widać, słońce puka do bram!
Końca roboty nie widać, bo lista z ekstra tematami ma 60 punktów i wciąż coś dopisuję, a zaraz trzeba będzie odgruzować po remoncie. Remont po islandzku, co to za temat, panie jeżu... Ale na dziś koniec. Nie wiem, kiedy coś wrzucę znowu, no po prostu nie wiem. Za dziesięć dni będziemy już we trójkę, to sobie zrobię trochę prawdziwego wolnego :)
Love ❤️
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
No nareszcie jakaś relacja! :) Na ślizgawkę ponoć nadają się dobrze fusy z kawy. Tylko trzeba ich mieć dużo (czytaj: pić dużo kawy).
Może bym i co uzbierała po gościach z ekspresu, ale nie byłam na tyle przewidująca ;)
Ależ tam pięknie!
Zgadzam się bardzo 😊
Pięknie tam u Ciebie!👍
Cieszę się, że dobrze się czujesz w tym miejscu, to cudowne wieści, na które cierpliwie czekałam 💚
Wiedziałam że dasz sobie radę, nawet sama na pokładzie, kto jak nie Ty ❤️
Dziękuję Ewuś 😘❤️
dzięki za zdjęcia Aurory, trzymaj się
Dziękuję!
Brakowało tu Ciebie :)
😘 🌼
Love ❤️
:) Radość, spokój, miejsce na ziemi.
Aż strach przytaknąć 😉
a zębami sobie torby przytrzymać, to nie łaska?
sorki, wyobraźnia mnie poniosła :)
a serio, to jak dobrze spotkać Cię w zdrowiu i dobrostanie!
i prawie każde zdjęcie to pocztówka!
Księżyc w Stawie mi robi bardzo, ale jednak chyba Zorza.
Love! ❤️
❤️
😂😂😂
Ile lat trzeba tresować społeczeństwo żeby nie wyrzucało plastików do zmieszanych?
Bo chciałbym taką tresurę zastosować wobec tych, którzy śmieci na górskich szlakach zostawiają
Hello wadera!
It's nice to let you know that your article won 🥉 place.
Your post is among the best articles voted 7 days ago by the @hive-lu | King Lucoin Curator by hallmann
You and your curator receive 0.0810 Lu (Lucoin) investment token and a 5.21% share of the reward from Daily Report 185. Additionally, you can also receive a unique LUBROWN token for taking 3rd place. All you need to do is reblog this report of the day with your winnings.
Buy Lu on the Hive-Engine exchange | World of Lu created by @szejq
STOP
or to resume write a wordSTART