Cisza. W pokoju panuje półmrok. Siedzę na podłodze, oparty plecami o ścianę. Po około 30 sekundach mam dość. Chcę włączyć Netflixa, albo YT i zająć czymś głowę. Czy się nudzę? Nie, po prostu czuję się nie swojo, dziwnie, niepewnie. Siedzę i nic nie robię. Tracę czas?! Przecież mógłbym poczytać, coś obejrzeć, posłuchać muzyki, porozmawiać z kimś. A jednak, przymuszam się żeby wytrwać. Wiem, że nagroda przyjdzie, tylko potrzeba chwilę wytrwałości. Jaka nagroda? Spokój w głowie, rozładowanie natłoku myśli. Może nawet jaka refleksja na temat życia. Tak, medytacja w jakiejkolwiek postaci przynosi wymierne korzyści. Nie jest jednak łatwa, mimo a może przede wszystkim dlatego, że trzeba skupić się swoim środku.
Pierwszy raz i tutaj pewnie zaskoczenie, z medytacją spotkałem się w szkole średniej. Jednego z przedmiotów uczyła Pani zafascynowana kulturą Wschodu i próbowała przemycić coś na nasze podwórko. Wtedy, jako nastoletni chłopak wydawało mi się to głupawe. Szczególnie kiedy w około jest 30 podobnie ‘myślących’ osobników, wydających z siebie pomruki chrapania.
Drugi raz, będąc już na studiach, do medytacji skłoniła mnie lektura “Potęgi podświadomości”. Tym razem było to zdecydowanie bardziej dojrzałe i świadome doznanie.
Kontynuuje zatem moje świadome medytowanie i dzisiaj. Siedzę dalej skupiając się swoim oddechu i na swoim wewnętrznym ja. Staram się odgonić bieżące myśli, problemy i emocje. Na nie też przyjdzie czas. I właśnie wtedy nachodzi mnie refleksja. Refleksja na temat schematu dnia. Schematu pewnie znanego wielu. Schematu, w który sam nieświadomie wszedłem czy też wsiąkłem. Schematu kręcącego się wokół (dez)informacji. Bo przecież nie ja jeden, po wstaniu z łóżka sprawdzam telefon. W końcu i tak wyłączam na nim budzik, więc szybkie spojrzenie na maile/fejsa nie zaszkodzi. Taki relaksik z rana. Śniadanie, jeśli jest na nie czas, skonsumuje razem z wiadomości sączącymi się czy to z TV czy też ekranu smartfona. W pracy poczytam trochę głupot w przerwie, a w czasie lunchu coś poważniejszego. No ewentualnie Demoty dla odmóżdżenia kiedy mam ciężki dzień. Po przyjściu obiad przy serialu, a może nawet filmie. Jeśli ktoś chodzi na siłownie, to wie że tam też TV leci na okrągło. Na koniec dnia u co poniektórych pojawi się książka w dłoni, jednak przed zaśnięciem i tak sprawdzę co tam na fejsie. A to i tak minimum. Wszyscy Ci którzy są związani z social mediami, czy też po prostu uzależnieni od internetu spędzają jeszcze więcej czasu z komórką. Wiem, wszystko oczywiste, gdzie ta refleksja.
Po pierwsze, refleksją jest samo zauważenie problemu. Po drugie, tak się zastanawiam jak to działa na nasz układ nerwowy. Bo przecież obrazy wywołują w Nas emocje. Czy to serial, czy wiadomości czy nawet głupi obrazek z Demotów. Wszystko to sztucznie pobudza Nas. Często napawa strachem przed Światem i innymi ludźmi.
Dlatego tak ważne jest znalezienie chociaż paru minut na zapytanie samych siebie, co tam u Nas i co My tak na prawdę czujemy.
A Wy jakie macie sposoby na wyłączenie się na chwilę od sieci?
PS. Niebieskie dziury, bo ekrany urządzeń które Nas tak wciągają, emitują niebieskie światło.
Pozdrawiam,
Misty Mind
To bardzo ważne aby odrywać się od sieci, albo choć raz w ciągu dnia zatrzymać się, zwolnić, spojrzeć z innej perspektywy na świat, siebie, codzienność i to co nas otacza. Każdy sposób który do tego prowadzi jest dobry. Medytacja jak najbardziej zdaje egzamin. Fajnie, że o niej napisałeś :)