Sort:  

Zastanawiam się, kto jest lepszy w takim wchodzeniu w rolę - tzw. empata, czy raczej osobowość psychopatyczna? Myślę, że ten drugi "typ" świetnie kopiuje zachowania innych ludzi, szczególnie te dotyczące wyrażania emocji i uczuć, jako że sam ich nie odczuwa w zwykły sposób, nie odczytuje ich i nie umie wyrażać. Musi się tego nauczyć, bo inaczej zostałby rozpoznany i zapewne napiętnowany. To jest taki przykład dosłownego przejmowania czyjejś osobowości, jak przywdziewanie drugiej skóry. "Zdrowsze" jednostki adaptują jedynie pewne cechy i zachowania na własny użytek, ale rdzeń pozostaje ich własny.

Tak w tym ujęciu co piszesz to zgadzam się, że prawdopodobnie psychopacie łatwiej jest "wchodzić w rolę" gdyż dla człowieka empatycznego doświadczającego uczuć i emocji trudniej bywa się oderwać od własnej osobowości i nagiąć do czegoś innego, podczas gdy jednostka psychopatyczna prawdopodobnie nie będzie miała z tym problemu.
Jednakże mój materiał jest nie o kopiowaniu kogoś i to wbrew na przykład naszym zasadom moralnym, tylko raczej właśnie jest o ćwiczeniu się (także osób empatycznych) w zdolności zdrowego zdystansowania się do swojej osobowości i o poszerzeniu świadomości o doświadczenie z poza tego kim taka osoba jest przyzwyczajona być na codzie.

Wręcz kiedy tak to piszę i komentuję zaczyna mi świtać myśl, że to właśnie nasze emocje i uczucia są dla nas "wiążące" nas w pewnej określonej osobowości. To ma też swoje ciemne strony co widać gdy jest się osobą wręcz zbyt wrażliwą, uczuciową i empatyczną. Takie osoby często potrafią zapadać się w swoich własnych odczuciach i emocjach z tym związanych, czują się wewnętrznie zniewolone przez to co czują. A więc tak sobie myślę, że choć naszym pierwszym odruchem jest ocena "empatii tak, brakowi empatii nie" zresztą zupełnie słuszna - to jednak zapominamy czasem, że i w odczuwaniu uczuć i emocji musi być zdrowa równowaga aby osoba nie stała się niewolnikiem własnych emocjonalnych przyzwyczajeń i odruchów. Krótko mówiąc powinniśmy się uczuć wewnętrznej wolności, która uwzględnia empatię i moralność ale odrzuca kierowanie się niezdrowym przywiązaniem do nawyków myślenia powiązanych z określonymi emocjami.
Mam nadzieję, że udało mi się w miarę klarowanie przelać te jeszcze nie do końca zwerbalizowane obserwacje. :)

Wiem, mówiłeś o bardziej zdrowym podejściu, to moje myśli skręciły.
To co piszesz o emocjach jest istotne - emocje to nasza pierwotna, najwspanialsza broń i sprzymierzeniec. One od razu nam mówią, że coś nie gra, ostrzegają przed naruszaniem granic, manipulacją. To zazwyczaj "rozum" nas zwodzi i próbuje racjonalizować, podczas gdy my podskórnie, instynktownie czujemy, gdy coś nam "zagraża". Odczuwanie emocji to gwarancja, że jesteśmy w stałym kontakcie ze swoim prawdziwym "ja", swoim rdzeniem. Dlatego uważam, że nie ma złych czy negatywnych emocji. Wszystkie są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Inną rzeczą jest, w jaki sposób z emocjami sobie radzimy (lub nie). Jeśli ktoś niesie jakieś schematy i braki z dzieciństwa, to często wyraża je w niedojrzały, nieadekwatny sposób (bo mu się na przykład odpalają "stare" emocje, nie przerobione, zablokowane kiedyś, uwięzione w ciele). Rozpisałam się :) Ale jestem fascynatką bioenergetyki Lowena i potencjałem emocji :)

I fajnie, że się rozpisałaś. :) Generalnie ogromnie się cieszę odkrywając tu na prawdę ciekawych ludzi i to piszących obficie. :) Bardzo dobrze. :)

Generalnie się z Tobą zgadzam. Jednak temat nieradzenia sobie z emocjami (które często wiążą się z poczuciem uwięzienia w określonej roli, jaką mamy wrażanie iż przypisał nam otaczający nas świat, a w praktyce my sami) jest własnie też szeroki. W kontekście tego co wyżej napisałem miałem na myśli wręcz skrajne przypadki gdzie osoby mają tendencje depresyjne czy nerwicowe (oraz inne problemy psychiczne) - co uważam za skrajny przykład stawania się niewolnikiem własnych emocji, odczuwania nad którym nie panujemy, wyobrażeń o sobie i nieradzenia sobie z tym wszystkim. Właśnie w takich sytuacjach uważam, że techniki, które pozwalają danej osobie wyjść niejako poza swój zawężony punkt widzenia - mogą okazać się bardzo pomocne. Choc oczywiście same w sobie nie są to techniki rozwiązujące problem a jedynie poszerzające świadomość co jest pomocne w procesie uzdrawiania. :)

Tak, bo najpierw trzeba sobie problem uświadomić, potem można się nad nim pochylić. Na tym etapie rozum się przydaje :D

Proste rzeczy dla zaznajomionych. Mogą się jednak komuś przydać. Popularyzowanie wiedzy zawsze jest mile widziane.

Ano właśnie :)

I just upvoted You! (Reply "STOP" to stop automatic upvotes)