You are viewing a single comment's thread from:

RE: Okrutny los weteranów wojennych Armii Radzieckiej.

in #pl-artykuly6 years ago (edited)

Świetne. Radziecki żołnierz był z miejsca podejrzany po powrocie z frontu - zobaczył piękne prywatne gospodarstwa w Niemczech, Polsce, nawet Rumunii, więc powstawał wyłom w stosunku do logiki władzy - skoro u nich jest tak dobrze, a my żyjemy w najszczęśliwszym i najnowocześniejszym kraju świata, to czemu jest u nas tak źle? Kolejna czystka okazała się po 45 roku dla władzy niezbędna, choć oczywiście nie jest tak znana jak ta z lat 36-39.

Sort:  

Tak, oczywiście - po wojnie z terenów Ukrainy Zachodniej wywieziono na Syberje setki tysięcy osób podejrzanych w działalności antyradzieckiej. Apropos tych, którzy wracali z frontu - znam dziewczyne z Łucka, któej dziadek całą wojnę spędził na pracy przymusowej w Niemczech, szczęśliwie wrócił dodomu, ale już w poważnym wieku zawsze bardzo pozytywnie wspominał o tym i mówił, że w porównaniu z pracą w kołchozie tam było lżej. Mówił jej, że dla niego jako 20-latka to było dobre doświadczenie w życiu. Tak że różnie bywa.

Wojenne losy ludzi są bardzo ciekawe i rzucają światło na "ludzką" stronę wojny przypominając, że jest ona czymś więcej, niż jedynie różnokolorowymi kreskami na mapie i morzem cierpienia bezpośrednich uczestników, których te kreski symbolizują.

Pamiętam opowieści dziadka, który spędził wojnę w rodzinnym Kutnie. Opowiadał na przykład historię, jak oficer Wehrmachtu ze swoimi podkomendnymi zabrali dziadkowi, który był wówczas kilkuletnim dzieckiem, piłkę zrobioną z gałganów, typową "szmaciankę", i po kilku kopnięciach ciężkich podkutych butów ją zniszczyli. Nazajutrz oficer przyniósł na osiedle nowiutką piłkę ze sklepu, oddał ją i przeprosił za kłopot. Była też opowieść o żołnierzach-robotnikach z Leningradu, którzy zdobywszy Kutno dzielili się w 45 roku konserwami ze swoimi gospodarzami, a w razie niedostatku żywności, zawsze dzielili się z dziećmi. Było znacznie więcej tych opowieści, mam je gdzieś spisane. O, jeszcze dobra opowieść o cioci mieszkającej gdzieś na wsi opodal miasteczka, gdy ofensywa Armii Czerwonej oskrzydliła już z obu stron tereny Kraju Warty, u ciotki stacjonowali niemieccy strzelcy, którzy zbierali się do odwrotu, było ich kilkunastu - nie dysponując innym środkiem transportu niż swoje nogi mieli nikłe szanse do dostania się do swoich. Ciocia zauważyła krzyżyk na szyi jednego z Niemców i powiedziała coś w stylu: "Oddaj mi go, Tobie już nie będzie potrzebny" - domownicy zamarli, ale znużony żołnierz o pustym spojrzeniu po prostu zbył tę "prośbę" milczeniem - sprawa mogła się skończyć tragicznie.

Dziadek zwracał też uwagę na zapach wojny - II Wojna Światowa pachniała mu benzyną, naftą i prochem, mówił, że nie da się wyrugować z pamięci tego zapachu, który powracał w snach.

Do słowa, według wspomnień mijej babci jak niemcy w 1944 r. odchodzili to wszystko co mieli zostawiali miejscowym, może to tez byłó związane z tym, że obok naszej miejscowości od XIX wieku była kolonia niemiecka.