Prawo Ohma traktuje, że przepływający przez przewodnik prąd jest wprost proporcjonalny do przyłożonego napięcia i odwrotnie do oporności przewodnika. Można się nie zgodzić z podaną przeze mnie formą definicji, ale matematyczny wzór i sama zasada nie podlegają dyskusji.
I=U/R
Źródło MrSpark
Moje niesforne, wymykające się odgórnie nakazanemu sposobowi myślenia, znalazło odmienne od intencji Ohma zastosowanie. Na tym etapie pisania postu mam skojarzenie, dotyczące ewentualnego przyłożenia w aspekcie społecznym, a konkretnie w dzisiejszej sytuacji w naszych relacjach z wirusami, i ogólnie z patogenami.
Zakładając, że nasza zbiorowa „przpuszczalność” (wchłanianie i wydalanie) toksyn, metali ciężkich i wszelkiego rodzaju drobnego, destrukcyjnego tałatajstwa reprezenować będzie przez przepływający prąd (natężenie I), to ich zróżnicowanie w środowisku zewnętrznym przez napięcie (U). Opór (oporność) można tu przyrównać do systemu immunologicznego jak organizmu zbiorowego, tak i indywidualnego.
Z matematycznego punktu widzenia prawa Ohma wypływa jednoznacznie fakt, że manipulując opornością (R) mamy bezpośredni wpływ na pozostałe parametry (rozprzestrzenianie się pandemii (I) i wygaszanie jej potencjału (U). Teoria wygląda na trochę szaloną, a niektóre jej elementy są dosyć naciągane, wymagająca uruchomienia wyobraźni (okulary 4D), no i tolerancji w stosunku do nieco szurniętego, ale w obejściu bezpiecznego trampka.
W dalszej części wpisu wrócę do parametru (R) czyli systemu odpornościowego, na którego wielkość ma w moim pojęciu głupota, będąca korzeniem większości problemów.
Źródło Erich Westendarp
Piękna aleja nieprawdaż? I pomyśleć że tego rodzaju klejnocik może być zdewastowany przez decyzję jakiegoś duchownego, któremu „krzywo się prowadzi” procesję między drzewami.
Na przełomie wieków analogicznie myślący urzędnik wpadł na „genialny pomysł” ratowania okolicznej ludności przed „szerzącą się” wtedy alergią (pyłki lipowe), przez wycięcie wszystkich okolicznych drzew. Podobnie zresztą jak dziś, oskarżycielski palec, z mentalnością nie znoszącego sprzeciwu inkwizytora, znajduje winnego.
Źródło PublicDomainPictures
Typowy gest oskarżenia zawiera w sobie symbol, sugerujący, że sprawcę wskazują trzy pozostałe, zgięte, skierowaane są w stronę oskarżyciela. Mamy 3 do jednego. Dobrym zwyczajem byłoby wypracować sobie nawyk, nie wyciągania pochopnych wniosków, szczególnie pod wpływem emocji. Daje do myślenia, nieprawdaż?
W moich postach ciągle krytykuję i wyśmiewam postawy „objawowców”, których wyobraźnia sięga jedynie najbardziej widocznego symptomu. Są w stanie poświęcać społeczny wysiłek na rozwiązywanie problemów z jedynie z poziomu obserwowanego skutku, odpuszczając sobie analizę łańcucha przyczynowo-skutkowego. Wyszukiwanie innowacyjnych narzędzi obserwacyjnych jest męczące i wymaga wysiłku intelektualnego. To dlatego nie możemy się uporać z problemem narkomanii, bezdomności, alkoholizmu, problemów zdrowotnych, przestępczości, spełniających wymogi współczesnego świata edukacji i wielu, wielu innych. No i ta bezwładność opornej na rewolucyjne zmiany leniwej masy urzędniczej.
Organizm człowieka jest jak kosmos dla wielu gatunów zamieszkujących go istototek. Siedzą w nas te współpracujące i chroniące nas bakterie oraz grzyby na których się nie znam. Te trujące i jadalne. Cała armia tego sprzyjającego nam towarzystwa pilnuje porządku, ingerując w przypadku nadmiernego rozrostu i robienia dymu przez opozycyjne, niesprzyjające nam kultury. Z tego powodu powinniśmy być wdzięczni naszym wewnętrznym bodyguardom a nawet ich wspierać. Ochroniarze w każdej organizacji regularnie ćwiczą się w sztukach walki, muszą być sprawni i dobrze odżywiani. W przeciwnej sytuacji wrogie zastępy podnoszą głowę i zaczynają podgryzać.
Gdy z powodu zaniedbań i niewiedzy, często przyjmujemy ordynowany nam antybiotyk, który wymiata z organizmu całe życie, zarówno wrogów jak i sprzymierzeńców. Całą bioflorę bez której funkcje jelit są paraliżowane. Świadomi tego faktu lekarze mawiają, że każda choroba ma swój początek w jelitach. To dlatego tak ważnym utrzymanie jelit w dobrej kondycji.
Jeśli zdarzy nam się być zaatakowanym przez wirusa, to nie przez sam fakt jego istnienia, lecz osłabienia armii naszych mikroskopijnych obrońców, o których większość z nas nie życzy sobie nic wiedzieć. Obwinianie samego wirusa za jego aktywność tylko dlatego, że dopuściliśmy swoim zachowaniem do obniżenia swojej bariery immunologicznej jest moim zdaniem nieporozumieniem. To tak, jakby mieć pretensje do drzew i traw o to że pylą. Albo do lisa, że nie jest ułożonym weganem i kradnie ptaszkom ich jaja.
Wypowiadając wirusom wojnę powinniśmy być świadomi, że potrafią się one zachowywać się w sposób mający cechy inteligencji. Potrafią stosować strategię, polegającą na przegrupowaniu swoich sił. Osobiście uważam, że definicja inteligencji uosabia świadome dążenie każdej formy do przetrwania w przypadku zagrożenia. Wirus zaatakowany szczepionką potrafi mutować w taki sposób, że w następnym sezonie bywa ona nieskuteczna. Wirus w ten sposób się uczy uodporniania - wyciąga wnioski z doświadczeń. To trochę przypomina relacje pomiędzy złodziejem samochodów i producentem do niego zabezpieczeń. Ten pierwszy jest zawsze o krok do przodu. Z tego powodu uważam, że szczepienia powinny być stosowane w sposób inteligentny i przemyślany, nie traktowany jak remedium na każdy problem.
Może warto wziąć z takiego wirusa przykład i nie czekając na konflikt zadbać o kondycję naszych strażników. Uświadomić sobie przy okazji pięty Achillesowe obu przeciwnych formacji. Zacznijmy od agresorów.
Chorobotwórcze stworki preferują zakwaszone środowisko (głównie mam tu na myśli jelita) które fermentują, bulgocą i co tam jeszcze. Różne źródła wymieniają produkty silnie zakwaszające organizm, należą do nich głównie cukier, mięso, kawa, alkohol, mleko. Dlatego też produkty te powinny być spożywane rozsądnie.
I przeciwnie, zasadowy odczyn przewodu pokarmowego wspomaga przyjazne nam wojska, osłabiając przy tym przeciwnika. Zauważmy, że najczęściej do porcji mięsa dodajemy jakieś warzywo neutralizujące w jakimś stopniu zakwaszenie. Walka o odporność to głównie walka z własnym słabościami, polegającymi na uzależnieniu zmysłu smaku. Głównie od mięsa, cukru, alkoholu, tytoniu. Wszystkie te produkty uzależniają, ale mało kto o tym mówi. Smak mięsa "musi" być obecny we wszystkich prawie produktach, za wyjątkiem dżemu, jogurtu, mleka, twarogu ;). Wzmacniacz smaku, czyli glutaminian sodu (E621) jest ponoć bezpieczny jak wskazują oficjalne badania, ale pojawiają się opinie, że (podobnie jak w przypadku leków) sponsorowane są one przez zainteresowanymi pozytywnymi wynikami producentów.
Podobnie wygląda sytuacja z cukrem, zawartym w prawie każdym produkcie w zamkniętym opakowaniu. Jest on silnie uzależniający i wyjątkowo szkodliwy, pomimo to powszechnie akceptowany. To on właśnie jest największym wrogiem naszej niskiej odporności. Nasuwa się w tym momencie merytoryczne pytanie - kto zyskuje na dopuszczaniu do obrotu tak szkodliwego produktu? Nie będę wskazywał palcem ale logika wskazuje na farmację, która straciłaby zyski gdyby ludzie przestali chorować.
Źródło Derek Robinson
Niezależnie od stosowanej diety, olbrzymi wpływ na stan układu odpornościowego ma "higiena" emocjonalna. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy jakością systemu odpornościowego i wszelkiego rodzaju traumami na jakie jesteśmy narażani. Ma to szczególnie znaczenie w przypadku wychowania dzieci, jeśli zależy nam na budowaniu im zdrowej bariery immunologicznej.
Wymieniłbym tu dwa znaczące faktory.
Pierwszy z nich polega na nieizolowaniu dziecka od potencjalnego kontaktu z wirusami i bakteriami, dzięki czemu młody organizm rozpoznaje potencjalnego wroga i uczy się jak z nim walczyć w przyszłości. Panikowanie rodzica i wychowywanie w przesadnej czystości nie sprzyja zdrowemu rozwojowi dziecka. Ma się ono brudzić i dobrze bawić.
Drugi faktor to dobra zabawa. Pogodne, niestresowane przez nadpobudliwego i nadopiekuńczego rodzica dziecko, buduje swój system odpornościowy. Tradycyjna medycyna chińska stanowi, że każdy stres powoduje osłabienie nerek. Jeżeli dziecko się moczy, oznaczać to może, że jest lub prawdopodobnie w przeszłości było ofiarą przemocy (werbalnej, fizycznej, mentalnej - do wyboru lub wszystkich razem). Oprócz sytuacji nadzwyczajnych, podnoszenie głosu na dziecko, które często nie potrafi jeszcze uzasadnić rodzicowi swego zachowania, jest jak przetrącenie bambulcem skrzydełka wróblowi. Krzyk jest absolutnie niedopuszczalną metodą, stosowaną często przez mało wyrozumiałego i niecierpliwego rodzica. Z tego względu uważam, że dziecko nie powinno przychodzić na świat przypadkowo jako efekt chwilowej chcicy. To bardzo poważna sprawa.
Kolejny raz podkreślam, że remedium na podobne zarazy jest system odpornościowy. Właśnie mi przychodzi taka myśl, że inwestowanie w edukację w tym temacie może się komuś nie kalkulować. Po przetestowaniu szczepionki na koronowirusa może się okazać, że zgodnie z decyzjami poszczególnych rządów, będą je kupować milionami i zmuszać do obowiązkowych szczepień swoich obywateli. Budowanie indywidualnego systemu odpornościowego jest darmowe, więc ktoś tu może nie zarobić.
Pragnę tylko zauważyć, że cukier to nie tylko ten biały czy tam trzcinowy ze sklepu. Nie zapominajmy o tym, że węglowodany (proste i złożone) to też cukier tylko, że w innej formie wizualnej. Ograniczenie cukru w diecie moim zdaniem nie polega jedynie na zaprzestaniu jedzenia słodyczy (choć to dobry początek), a redukcji węglowodanów do akceptowalnego przez nasz organizm poziomu. Ubytki w kaloryce wówczas zastępowane są tłuszczem (dieta Kwaśniewskiego, karniwora [w skajach przypadkach], ketogeniczna oraz inne wariaty diet bazujących na tłuszczu jak np. dieta paleo).
Widzę, że do higieny emocjonalnej mamy bardzo podobne podejście... Choć jeśli o nią chodzi, to mam niestety kilka grzechów na sumieniu wobec własnych dzieci. To jest jak sztafeta przechodząca z pokolenia na pokolenie, tylko praca nad własnym oprogramowaniem może to zmienić. Ale najpierw trzeba sobie uświadomić, że jest ono wadliwe.
Zawsze najważniejsze jest uświadomienie sobie sobie sytuacji. Potem jest łatwo, bo wiemy gdzie zrobić forka.
To nie tak. Farmacja korzysta na naszych chorobach cywilizacyjnych m.in przez cukier, ale nie jest prowodyrem. Cukier po prostu jest mega tani i uzależniający. Wykorzystują to producenci słodyczy żeby uzależnić klientów od marki oraz producenci żywności jako tani wypełniacz.
Farmacja się cieszy przy okazji.
Nie kijem go to pałką, szczegóły mało ważne. Ważne aby się nie dawać, kierować zdrowym rozsądkiem i nie przejadać. Trzymać odporność.
Bardziej marchewką :D
Porem :)
tak. jeszcze jak.
@tipu curate :)
Upvoted 👌 (Mana: 24/40)