You are viewing a single comment's thread from:

RE: #38 Koszmarny powrót do szkoły

in #pl-emocjonalnie6 years ago (edited)

Będę red pillował, więc ostrzegam. Masz złą interpretację własnej historii oraz tego czym jest szkoła. Po pierwsze, nauka we wczesnym okresie była u ciebie formą zwracania na siebie uwagi - proste skórzane, dobre oceny to w domu chwalą. Potem "zbyt grzeczna" i pogłębianie nieśmiałości - to jest twoja interpretacja, interpretacja dziecka. Czyli następuje skojarzenie, że nauka nie przynosi tyle korzyści ile zakładałam, a więc zaczynasz sie zniechecac. Dalej, nadinterpretacja zachowań nauczycieli i dalsze pogłębianie zniechęcenia do nauki jako aktu buntu, a więc dalszego zadania na siebie uwagi. Skąd potrzeba zwracania na siebie uwagi? Jak każde dziecko i jak każdy taki przypadek - problem w domu, czyli brak dostatecz ilość, udowodnienia dziecku, że jest kochane. Czy twoje dzieciństwo byłoby takie dobre w domu jak to pamiętasz? Spróbuj spojrzeć na to z poziomu dorosłego człowieka, czyli dokonać powtórnej interpretacji. Co do bycia "geniuszem", no to nie masz błędne informacje. Biologicznym geniuszem, z lepszym magiem, większe ilości połączeń nerwowych to trzeba się urodzić i są to wybitne rzadkie przypadki. Ponadto muszą istnieć odpowiednie warunki socio-naukowe. Prawdziwy geniusz jest niezwykle rzadki i często bardzo nieprzydatny. Co innego "zdolność" to jakieś dziedziny. "Pomiędzy 12 a 18 rokiem życia ludzie mają największe zdolności do pochłaniania wiedzy. Realnie w ciągu tygodnia jesteśmy w stanie nauczyć się całego obcego języka (!)" - nie wiem skad masz takie informacje. Biologicznie to tak nie działa co do sprawności mózgu. I nie da się nauczyć całego języka w tydzień. Dalej, nauczyciele są od uczenia nie od wychowywania i niańczenia. Rodzcie jak i sami cuzciowe dchielby zebykdra epdagogiczna spełniała rolę "dobrych wujków i dobrych ciotek", ale żyjemy w realnym świecie. Ilość czasu i uwagi do uzyskania takiego efektu nie jest współmierny z wynagrodzeniem i nikomu się nie chce. Poandto, poszłabyś na stuida, gdize trzeba cos sie wysilic albo wojska, czy pracy gdzie nie mozna sie pomylic, bo nic działać nie będzie to bys zobaczyla co to stres i że nikt się z tobą nie będzie cackac. Reasumując, perpworadz reinterpretacje wydarzen z poziomu dorosłego czowieka, nie odtwarzaj emocji dziecka.

Sort:  

hm, moi rodzice popełnili chyba wszystkie standardowe błędy wychowawcze, kompletnie nie spełniając swojej roli. wiem, że takich dzieciaków jak ja było, jest i będzie wiele, dlatego wychodząc z domu, bez podstawowego wychowania idąc do szkoły pogłębia się tylko problemy dzieci. więc powtarzam:

jestem zwolenniczką nauczania domowego. Jestem także przeciwna zakładaniu rodziny przez osoby, które na to nie stać.

moje (Twoim zdaniem błędne) interpretacje wynikają z urazów, które miałam w dzieciństwie. odpowiedzialnością społeczeństwa jest to, aby potomstwo przygotować do życia, więc uważam, że mogę obwiniać za to szkołę, jako bardzo ważny organ. wybacz, ale nie ma na to usprawiedliwienia, wszyscy ponoszą odpowiedzialność, a przede wszystkim rodzice i SZKOŁA, dlatego zdecydowałam się o tym napisać, bo przyjemnie jest krytykować coś czego się nie popiera. wszystkie błędy ludzkości nazywasz "życiem w realnym świecie"?
btw masz wykształcenie psychologiczne?

Społeczeństwo nie ma odpowiedzialności za “potomstwo”, bo nie da się społeczeństwa upodmiotowić - przecież nikt nie będzie po 5 minut przychodził wychować dziecka, a jedna matka cyckiem nie wykarmi sierot z całego województwa. To rodzice są odpowiedzialni za dziecko, bo to oni je zrobili, wiedzieli przecież co, jak i z jakim efektem gdzie się wkłada. Jeżeli nie ma rodziców to opieka z ramienia instytucji nie zaspokoi tych potrzeb dziecka ukierunkowanych na rozwój relacji z opiekuńczym rodzicem. Nie chodzi tutaj o nauczycieli czy różnych trenerów, ich rola jest inna niż rodzica. Rodziców to nie nauczyciel i nie kolega, inny zakres obowiązków i pełnionej roli. Wiadomo, że najlepiej by mieć dobrych rodziców, no ale to jest myślenie "co by było gdyby", ale żyjemy tu i teraz i nie mamy wpływu na to. Wiesz, taki mój dziadek całą młodość podcza wojny spędził w lesie, bo przecież wyżali młodych chłopaków podczas wojny, musiał zajmować się młodszymi braćmi, więc też nie miał wyboru. Jednak NIGDY nie narzekał, bo warunki były inne. MUSIAŁ się dostosować. Niestety "co by było, gdyby" to się nie liczy, bo życie to nie amerykański kampus SJW. Bo wiesz, coś się stało, ale można tą samą sytuację na wiele sposób interpretować,i nadać innych znaczeń, po prostu istnieje zmienne, o których na bieżąco nie ma sie pojecia, a trzeba przetrwać. Taka jest idea naprawy siebie.