Nie wspomniałeś o komercjalizacji kościoła LaVeya, ani o tym, jaki był to showman. Jego "Biblia" to taka trochę ironizująca, okrojona o magię ofiarną rozprawka na temat satanizmu rytualnego. Pretensjonalność , czy brak wrażliwości estetycznej w głównych "grzechach" satanizmu, to nie wyjątki. Jest jeszcze trochę takich smaczków, pozwalających wyznawcom na swoisty snobizm i, z drugiej strony, na poczucie, że to wszystko nie jest do końca na poważnie. Sam fakt okrojonego rytuału, jako psychodramy, jest takim głaskaniem po główce że wszystko będzie dobrze i że to wszystko niezłe jajca - że tylko się tak bawimy gdyż jesteśmy tacy wyrafinowani. Mimo że moglibyśmy odgrywać z zaangażowaniem tragedie greckie, tańczyć do bębna lub żywiołowo kibicować w rozryczanym tłumie, to recytujemy apostrofy do najstraszniejszych bytów, by pokazać nasz dystans, wykwintny smak i brak wiary. Czy faktycznie? No nie wiem, bo:
"Potwierdź moc magii, jeśli udało ci się przy jej pomocy zaspokoić swoje pragnienia. Jeżeli zaprzeczysz mocy magii po jej wykorzystaniu, utracisz wszystko, co w ten sposób uzyskałeś." - moc psychodramy, której elementy, przy okazji są utajnione? Jeśli byłyby to techniki terapeutyczne, to ich benefity nie znikałyby z zaprzeczeniem. Z drugiej strony zaprzeczyć części jednak trzeba bo tajemnica zgromadzenia i oficjalne stanowisko kościoła, które, jak opisałeś wyraźnie odżegnuje się od prawdziwości magii. A może same przykazania, to też tylko gra i element psychozabawy? Sprzeczności jest więcej - np napiętnowanie solipsyzmu i brak odżegnania się od Crowleyowskiego "Nie ma prawa poza Czyń wedle swej woli", zresztą ta maksyma potyka sie tez o inne przykazania i grzeszki. LaVeyowski kościół, co chwila, przeczy sam sobie, mimo że jego biblia została napisana w kilka lat, a nie w kilka tysięcy. W samej filozofi są też zgrzyty. Ludzie są zwierzętami i mają żyć pełnią życia wg swych pragnień (realizując symbolicznie, obcesowo, dla sportu i nie wiadomo po jaką cholerę główne grzechy chrześcijaństwa), świata nadprzyrodzonego nie ma i właściwie to taki ateizm, tylko taki trochę "bardziej", ma rytuały i całą kulture opiera na nadprzyrodzonych istotach. Złych bo złych ale nadprzyrodzonych. (btw kolejna sprzeczność - po co tu jakiś model sprawiedliwości i ideowe poszanowanie dla życia i cudzej wolności, skoro pragmatyczny dobór naturalny świetnie te sprawy załatwia a filozofia jest, w obliczu założeń i samego mechanizmu, dosyć pretensjonalna - a to grzech!). Mam wrażenie, że ateizm nie potrzebuje diabła ani jego jasełek i w takiej oprawie nie ma sensu. Równie dobrze można by było chodzić do kościoła co niedzielę, przyjmować sakramenty, nosić Pana Jezusa na sztandarach i robić to wszystko z taką samą powagą i nabożeństwem co sataniści. Ateizm satanistyczny ma tyle samo sensu co ateizm katolicki. No zgrzyt nad zgrzyty. Szczery ateistyczny kościół to pastafarianie, którzy nie ukrywają komediowej teatralności swojego hobby i chyba bawią się nawet lepiej od satanistów .Z jakichś powodów, ateistyczne i wewnętrznie sprzeczne założenia wzbogacone są o kolejną sprzeczność - identyfikacje z diabłem i okrojone rytuały przywoławcze. Te za to w swojej formule i inkantacjach są dziwnie szczere i zupełnie nie metaforyczne. Nie kłócą się wewnętrznie, a mimo to są, jakby, "po nic". Jeśli tylko one do siebie pasują, to może cały ten dodatkowy filozoficzny galimatias jest po to, aby schować ich sens, przed potencjalnymi wyznawcami? W końcu, gdyby LaVey się przyznał, że oddaje cześć diabłu, to może nie byłby taki popularny w hollywood i zarobiłby też trochę mniej.
Crowley był nieco bardziej szczery i bardziej indywidualistyczny, jego nauki nadawały się na kółko okultystyczne a nie na kościół. Zresztą on kościoła nie potrzebował, nie miał globalnej wizji - przywoływał demony, które mu pomagały i wspierał się przeświadczeniem o bezkarności wobec Boga, jeśli tylko będzie robił co chce. LaVey za to miał wizję i nie był głupi - obudował Thelemę Crowleya do kształtu, w którym stała się materiałem na samozasilającą się, ustrukturyzowaną i częściowo elitarną grupę wyznaniową. Po co? By utrzymać kult diabła w dłuższym czasie i na przewidywalnym poziomie, nie jak dotychczas - eventowo w tajnych okultystycznych komórkach. Po co mu taka spuścizna? w końcu Crowley też nie bidował. No może właśnie dochodzimy do czystej, duchowej i religijnej motywacji Antona. Może po prostu chciał zrobić diabłu trwały kościół, z troszkę okłamywanymi wyznawcami, którzy mimo to będą spełniać okultystyczne wymogi kontaktu z demonami. Magia ofiarna nie jest do tego taka potrzebna, zreszta magia ma to do siebie, że jej rekwizyty są zastępowalne - mają pomóc skupić wolę i myśli. Krwawe ofiary nie karmią demonów, tylko zamykają ich wyznawcom drogę ucieczki. Tylko pozostając w pakcie krwi i utrzymując tajemnice, nie narażą się na konsekwencje prawne, a przy tym symbolika jest tak mocna, że poczucie bezpowrotnie zapaskudzonego sumienia każe im chwytać nadzieję tam, gdzie się ubabrali. Ofiary pozwalają "sabatowi" trwać i tyle, to nie jest potrzebne aby czcić diabła i LaVeyowy kościół swietnie to udowadnia. (oczywiście, jeśli uzna się wzmianki o wewnętrznym kulcie molocha za nieprawdziwe, jakichś super dowodów nie ma że to te same gagatki)
Pozdrawiam Cieplutko!
You are viewing a single comment's thread from: