Kiedyś dawno, dawno temu gdy mieszkaliśmy we Włoszech, a córka była mała to też miała rybkę, Coś w rodzaju złotej, trzymała je w szklanej kuli.
Kto czytał uważnie to zauważył, że napisałem JE, czyli liczba mnoga, bo jednorazowo to była jedna ryba w kuli, ale rotacja tych ryb była taka jak na kasie w Biedronce.
Żona w każdą środę jeździła na rynek, gdzie kupowały nową rybkę, która dożywała do poniedziałku, góra wtorku.
A jedna to dokładnie jak ta Twoja wyskoczyła ze szklanej kuli na podłogę i tam skonała.
no właśnie tego się obawiałam najbardziej.
myślę, że jedyne co uratowało rybkę, to czas; prawdopodobnie odnalazłam ją w ostatniej chwili.
nad ranem pewnie nie byłoby już co zbierać :(