Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Nie wyspałam się. Niby spałam te osiem godzin, ale gdy budzik zadzwonił mi o ósmej to miałam duży problem, żeby wstać z łóżka. Miałam ochotę jeszcze leżeć, ale musiałam jechać na zakupy i wiedziałam, że im dłużej zwlekam tym dłuższe kolejki zastanę w sklepie. Nie myliłam się. Byłam w Biedronce kilka minut po ósmej, a już były dzikie tłumy. Miałam plan, że kupię najpotrzebniejsze rzeczy i szybko czmychnę ze sklepu, ale niestety kolejki były dla mnie bezlitosne. Zmarnowałam prawie godzinę życia. Moja wina, bo zapomniałam, że są święta i nie zrobiłam zakupów wcześniej, ale patrząc po innych koszykach i wózkach to ludzi chyba opętało.
Spacer z psem, śniadanie, prysznic, kawa. Nic nie potrafiło mnie rozbudzić. Wiedziałam, że to będzie ciężki dzień, bo po prostu byłam zmęczona. Ewidentnie mam jakiś deficyt snu w tym tygodniu. Może powinnam później wstawać w dni treningowe przy drugich zmianach? Tylko ciężko o to, kiedy tak bardzo lubię biegać o poranku, gdy miasto dopiero budzi się ze snu. A może to po prostu słabszy tydzień? Sama nie wiem. Trochę posiedziałam i do pracy.
W pracy zajęć tak umiarkowanie. Myślałam, że się nie wyrobimy z pracą, ale udało się zrealizować każde zadanie. Jestem z tego dnia bardzo zadowolona. Jedyne co mnie drażniło to fakt, że byłam sama w pracy, ponieważ nie lubię tego. Czas dłuży się niemiłosiernie kiedy nawet nie ma do kogo otworzyć buzi. Do tego moje zmęczenie i był to przepis na naprawdę ciężki dzień w pracy. Nuda i zmęczenie, którego nie można złagodzić snem to dla mnie zabójcza mieszanka. W pewnym momencie tak lunęło deszczem, że na magazynie nie było słychać własnych myśli. Nie spodziewałam się tego, bo za dnia było bardzo ciepło, a tu nagle zmiana pogody o 180 stopni. Ucieszyłam się bardzo, kiedy wybiła 22, a ja mogłam złożyć pracownikom życzenia świąteczne i zakończyć ten dzień walki.
Po powrocie do domu zabrałam psa na spacer i tata mnie wystraszył. Wysłał mi wiadomość o treści "śpisz?", a on nigdy się nie odzywa o takiej godzinie, bo zawsze już śpi. Ma tak wyregulowany zegar biologiczny, że zawsze punkt 22 idzie spać, a tu nagle wiadomość o 22:30. Bardzo się wystraszyłam. Odezwałam się niezwłocznie, a tu cisza. Chodzę z tym psem i już mam czarne scenariusze w głowie i w końcu po paru minutach dzwoni. Okazało się, że jutro przywiezie mi świąteczne jedzenie, ponieważ padła im lodówka. Ulżyło mi, że chodzi tylko o taką sprawę, bo z moim czarnowidztwem i lękami już się rozpędziłam z myślami o jakimś szpitalu, pogrzebie i nie wiadomo czym jeszcze. Niemniej jednak zmartwiło mnie to, bo chciałam jutro trochę dłużej pospać, a tata będzie z samego rana, ale trudno, no najwyżej zdrzemnę się w ciągu dnia. Gdy byliśmy już z psiakiem pod samym blokiem to zaczęło padać dlatego bardzo szybko uciekliśmy do domu w samą porę, żeby się schronić przed ulewą.
Zjadłam kolację, stukam te słowa i szczerze mówiąc marzę już o tym, żeby się położyć. Muszę się porządnie zregenerować, bo jutro dzień biegowy.
Posiłki:
- kanapki z dżemem
- kanapki z twarogiem i jajkiem
- kura + makaron + cukinia
- kefir
- owsianka z bananem
Białko: 104g
Tłuszcze: 46g
Węgle: 203g
Do jutra.