Dziennik #13/2022

in #polish3 years ago (edited)

1

Źródło: Pixabay

--

09.03.2022

Od rana jakiś taki ciężki dzień. Czuję się bardzo przeładowana wszystkimi bodźcami, które mnie dotykają od raptem trzech dni terapii. Ponoć to znak, że faktycznie jestem w terapii, bo to ma być wpierdol, a nie głaskanie po głowie.

Czuję też mocny dyskomfort przebywając tyle godzin dziennie w grupie ludzi, ale staram się wychodzić trochę poza tą moją zamkniętą bańkę bycia samej ze sobą. Generalnie mam ten problem, że jestem osobą dość elokwentną, gdy wymaga tego sytuacja [praca, załatwienie czegoś etc], ale poza tymi momentami jestem małym żuczkiem chowającym się w swojej skorupce i nie lubię i nie umiem rozmawiać z ludźmi. Totalnie nie umiem w small talki i inne tego typu bzdury. Aczkolwiek postawiłam sobie za cel trochę wychylać się mimo wszystko z tej bezpiecznej bańki małymi kroczkami. Wczoraj pogadałam z gościem z terapii jak rozliczać hajs z Bolta na czarno, a dzisiaj porozmawiałam z jednym starszym facetem o psach. Nie zabiło mnie choć mój dyskomfort wylewał mi się niemalże uszami. Metoda małych kroków i może będą ze mnie ludzie.

Bardzo mocno całe swoje życie podporządkowałam pod terapię i kurczowo trzymam się tej dyscypliny. Każdy poranek jest rytuałem, na terapii staram się zachować przez maksimum czasu pełne skupienie, a po terapii skupiam się na robieniu zadań domowych zadanych przez terapeutów. Służy mi to, udaje mi się w ten sposób bardzo mocno pacyfikować głowę w kwestii podpowiadania bzdur. Problem tylko mam w tym, że chciałabym wszystko na już, na teraz i irytuję się mega, że np. dowiadując się o jakimś mechanizmie nie mogę go posiąść już teraz, od razu tylko muszę się go uczyć. To jest zajebiście alkoholowe, bo pijąc dostawałam stymulant na już i tego nauczył się mój mózg, że na pstryknięcie palcami można mieć to, czego się pragnie. I jest to całkiem groteskowe w wieku 30 lat uczyć się tego, że życie tak nie wygląda i trzeba być cierpliwym, wytrwałym i pokornym. Staram się, ale kurwa mać ile można.

Czuję się bardzo w porządku z terapeutami. Są naprawdę spoko pomimo swoich przeciwieństw: narkomanka, która jest ponad 20 lat trzeźwa i jedzie z nami jak z gównem jak potrzeba i delikatny gej, który obrazkowo wszystko tłumaczy. No takie połączenie robi robotę, uwielbiam ich i podziwiam za to ile energii wkładają w składanie ludzi do kupy. I za intelekt, bo ja się uważam za względnie bystrą osobę, ale ich riposty i tok rozumowania odbiera mi mowę.

To raptem był trzeci dzień terapii, ale mogę powiedzieć jedno. Służy mi, gdy każdy dzień ma swój rytm, jest poukładany. Jest śniadanie -> terapia -> drugie śniadanie -> terapia online -> obiad -> obowiązki domowe -> relaks -> zadania domowe -> relaks -> sen. Mega mi służy rutyna i schemat życia. Męczyło mnie już takie też życie w chaosie, nic nie zaplanowane, bo nawet jak zaplanowane to chuj z tego, bo zapite, wszystko na hura, co chwilę zmiana zdania. Jeśli tak żyją ludzie trzeźwi i poukładani w środku to totalnie tego chcę.

Jutro przy dzienniku postaram się wrzucić ciekawą rzecz na temat pracy ze swoimi uczuciami [przynajmniej ciekawą dla mnie jako ułoma uczuciowego], bo może komuś pomoże ot tak w codziennym życiu. Wszak to, czego się uczymy nie tyczy się tylko uzależnień, ale poprawy komfortu życia, relacji międzyludzkich, życiu w zgodzie z samym sobą. Dzisiaj się nie podejmę opisania tego, bo nie skończyliśmy tematu tak w 100%, więc pewnie jeszcze poszerzę swoje notatki.

Notatki. Zapomniałam powiedzieć. Codziennie piszę takie ilości ręcznie, długopisem, że przysięgam, że ja tyle tekstu nie pisałam tygodniowo w szkole. Samego dzienniczka uczuć [myślę, że jutro naświetlę co to] wychodzą mi dziennie po 3 strony A4 drobnym pismem. Na palcu wskazującym robi mi się powoli chyba odcisk czy coś, bo skóra jakaś zaczerwieniona ciągle od trzymania długopisu. A do tego notatki z terapii. Ale spoko. Jeśli ma mi to służyć.. Mam zakaz robienia notatek w wersji elektronicznej przez to moje ciągłe zapierdalanie wszędzie, wszystko na biegu, a wiadomo, że na komputerze pisze się szybciej, a tak nad każdym słowem jest refleksja przez to ślimacze tempo pisania. No skoro ma to w czymś pomóc..

Na koniec chciałabym się jeszcze pochwalić, że codziennie sprzątam jakiś fragment mieszkania, bo syf tu jest taki, że tylko nasrać na środku. Dzisiaj wyczyściłam piekarnik, co uważam za jeszcze bardziej debilną czynność niż zmywanie choć wydawało mi się to niemożliwe. Ale efekt w sumie jest ok tylko szyba od środka będzie potrzebować chyba więcej uczucia i regularności.

Tymczasem spadam się chwilę odmóżdżyć przy jutubie, bo zacieram łapki widząc, że Mietczyński wrzucił dwugodzinny odcinek, a Wam życzę spokojnego wieczoru.

Do jutra!

PS. Czuję się klawo, że mogę sobie spamować tutaj swoimi uczuciami i innymi bzdurami i w końcu mogę to robić na komputerze, a do tego nie muszę rozumieć wszystkiego co tu pierdolę, alleluja! Muszę tylko jeszcze sobie tak zagospodarować dzień, żeby mieć więcej czasu na przeglądaniu postów tutaj. Liczę, że dokonam tego cudu rozciągnięcia doby jeszcze w tym tygodniu.