Dziennik #323/2024 - ciężko

in #polish6 days ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Nie wyspałam się. Nie mogłam zasnąć i ciągle się budziłam. Wina choroby, biorę to na klatę. Budzik miałam ustawiony na czwartą, ale zgodnie z ostatnią tradycją obudziłam się już po trzeciej i nie mogłam zasnąć. Standardowa rutyna: prysznic, śniadanie, pies. W ogóle podczas śniadania przeglądałam w telefonie pogodę i wychodzi na to, że w idealnym momencie zmieniłam koła na zimowe, ponieważ pod koniec tygodnia ma być u nas mróz i ma sypnąć pierwszy raz śniegiem. Ja to jednak mam nosa.

Nie miałam siły jechać do pracy, serio. Nadal boli mnie głowa i inne części ciała, ale antybiotyk pomimo mojego oporu chyba daje radę, ponieważ zmniejszyły się bezdechy czy jak tam nazwać inaczej problemy z oddychaniem. Nadal są, ale mniejsze, więc obwieszczam sukces pełną gębą. Mimo wszystko jestem bardzo osłabiona i ostatnie na co miałam ochotę to praca, naprawdę. Zajechałam po koleżankę i pojechałyśmy. Pracy tak umiarkowanie co bardzo mnie ucieszyło, ale muszę przyznać, że ciężki to był dzień. Cały czas ważą się losy tego od kiedy zaczynam nocki plus dzieje się dużo takich pomniejszych rzeczy, które lekko mnie rozstrajają. Mam świadomość tego, że gdybym była zdrowa to bym się tak szybko nie irytowała, a dzisiaj naprawdę bardzo mi brakowało cierpliwości zwłaszcza do ludzi. Kilka razy w ostatniej chwili gryzłam się w język, bo mało brakowało, a zachowałabym się bardzo nieprofesjonalnie. Na szczęście byłam dla każdego w porządku pomimo tego, że w środku wrzałam.

Po pracy wpadłam do domu wygłodniała jak wilk. Uznałam, że to kolejny objaw zdrowienia, ale zaraz sama siebie sprowadziłam do parteru, że poważna choroba nie mija w dwa dni i żebym przestała rumakować. Zjadłam obiadek, wyprowadziłam gada i poszłam się położyć. Nie udało mi się zasnąć, ale chociaż chwilę odpoczęłam czego bardzo potrzebowałam, bo nabiegałam się dzisiaj w pracy, sami oszalejecie jak zobaczycie ile kroków nastukał Wasz choruszek dzisiaj.

Na 17 umówiłam się na kawę z moją byłą kierowniczką. Blisko domu, mogłam podejść z buta. Bardzo się ucieszyłam na tę propozycję, bo bardzo ją lubię i nadal nie mogę odchorować, że już razem nie pracujemy. Było fantastycznie. Zabawnie, inspirująco, stymulująco. Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy powiedziała, że ma nadzieję, że kiedyś uda jej się mnie ściągnąć do pracy w charakterze kierownika. Rodzi się we mnie ambicja, żeby sięgać wyżej i dalej. Bardzo bym tego chciała. Nie chcę narzekać na moją pracę, bo uwielbiam ją całym sercem, ale od jakiegoś czasu czuję stagnację kompletną. Nie rozwijam się. Codziennie robię to samo, w ten sposób, z tymi samymi ludźmi. Są te same trudności, których nikt nie chce rozwiązywać, wciąż w kółko to samo. Ciąży mi to ostatnio. To nie jest tak, że się zwolnię czy będę szukać innej pracy. Co to, to nie. Sumarycznie i tak jest mi tam strasznie dobrze, ale gdyby to ktoś chciał konkretnie mnie zatrudnić.. to może kiedyś nadejść taki moment, że nie odmówię. No, ale to pieśni przyszłości. Kocham swoją firmę i na ten moment to się tak łatwo nie zmieni. Spotkanie było przewspaniałe, naprawdę. Pośmiałam się, poplotkowałam, naprawdę wspaniale spędziłam czas.

Wracając do domu zaszłam do auta i sprawdziłam sobie poziom oleju i innych płynów. Z zadowoleniem stwierdziłam, że wszystko jest na satysfakcjonującym poziomie i poszłam do domu. Rozgrzewający prysznic, kefirek i chwila dla siebie przed komputerem. Nie dane mi jednak było za długo posiedzieć, ponieważ mój kudłaty towarzysz ziemskiej niedoli zasygnalizował potrzebę wyjścia na spacer, a jemu to się nie zdarza, więc czym prędzej ubrałam się i z jeszcze wilgotnymi włosami pognałam na dwór. Brawo ja.

Jestem wymęczona. To słowo chyba najlepiej oddaje stan mojego ciała i ducha dzisiaj. Nie da się być efektywnym, gdy jest się chorym. Tzn. da się, bo byłam, ale koszt tego jest ogromny. Niedawno zadzwonił kierownik, że prawdopodobnie od czwartku zacznę nocki i szczerze mówiąc to bardzo się cieszę. Potrzebuję jakiejś zmiany, a i na nockach będzie cisza i święty spokój. Nie mogę się doczekać. Po kierowniku zadzwonił wujek i również w czwartek mogę mu przyprowadzić samochód do naprawy. Na szczęście to drobiazg, który nie powinien kosztować więcej niż 100 zł, więc nie panikuję. Końcówka drążka kierowniczego i żarówka od długich, easy. Jestem wdzięczna, że moje auto nie żre dużo kasy. Mogłoby być paliwo tańsze, ale to wiadomo, wszyscy by chcieli.

Wieczorem zawsze mam dylemat, bo o północy muszę wziąć dawkę antybiotyku. Tzn. muszę go brać co osiem godzin, a skoro pierwsza dawka wypadła o 16 no to lecę trybem 8 - 16 - 24 i nie wiem czy sobie siedzieć do północy i popłakać się o czwartej rano jak zadzwoni budzik czy wyrwać się ze snu na budzik o północy i nie móc już zasnąć. Nie chce mi się już tych godzin zmieniać, w końcu jeszcze 1,5 tygodnia i będzie po wszystkim.

Marudzę dzisiaj. Przepraszam.

Śniadanie: jajecznica
Obiad: kura z makaronem i brokułem
Przekąska: kefir
Kolacja: owsianka z kaki i odżywką białkową
Woda: 2,2l
Kroki: 14k

Do jutra.

Sort:  

Congratulations @ataraksja! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)

You made more than 700 comments.
Your next target is to reach 800 comments.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP