Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Krótki to raczej będzie wpis. Obudziłam się o czwartej i szczerze mówiąc byłam z tego powodu bardzo zła. Niemniej wstałam i rozpoczęłam dzień, bo uznałam, że może i dobrze się stało. Od jutra zaczynam pracować na nocki, więc mój plan zakładał drzemki w dzień, dłuższe posiedzenie w nocy, żeby jutro w dzień maksymalnie wypocząć i mieć energię na całą noc pracy. To trochę pokręcone, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że jakaś logika w tym była.
Wydałam dzisiaj multum pieniędzy. Zatankowałam auto, a potem pojechałam na zakupy i kupiłam mięso, bo była promka na kurczaka. To jeszcze nie są docelowe zapasy, które chciałabym zrobić, ale akurat w tej Biedronce był tylko kurczak z mięs promocyjnych. Potem pojechałam sobie do babci i dziadka. Zostawiłam u nich koła letnie i wypiłam pyszną kawę. Bardzo się o nich martwię, bo przez te zawirowania z pogodą bardzo źle się czują. Szczególnie babcia. Niemniej jednak i tak uważam, że świetnie sobie ze wszystkim radzą i jestem z nich bardzo dumna.
Po powrocie do domu pojechałam do złotnika. Tak, tak, ja do złotnika. No więc na rocznicę mojej trzeźwości dostałam piękną bransoletkę. Problem tylko miałam z nią taki, że była na mnie za duża. Mimo nadwagi to ręki wcale nie mam jakiejś wielkiej, a poza tym ja nie lubię na ręce jak mi coś lata. Zegarek też noszę dość ciasno zapięty. No więc pojechałam do pana z duszą na ramieniu i zapytałam ile kosztowałoby jej skrócenie, bo choć to po prostu pomalowany na złoto metal to ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną i chciałabym ją nosić na szczęście. Pan mnie bardzo zaskoczył i powiedział, że takie rzeczy to on robi od ręki i za darmo, przypasował mi bransoletkę, skrócił i.. mam piękną biżuterię. Po wyjściu od niego od razu wystawiłam mu w Google pięć gwiazdek. Wróciłam do domu bardzo szczęśliwa.
Trochę podrzemałam i w sumie kręciłam się po domu. Nie czuję się dzisiaj zbyt dobrze. Wydaje mi się, że uzależnienie mi się bardzo odzywa, bo jestem taka jakaś.. nijaka. Coś mi się chce, ale jednocześnie nie chce mi się nic i no tak coś mnie wewnętrznie gmera i sama nie wiem co. Miałam dzisiaj okropne parcie na słodkie. OKROPNE. Będąc w sklepie byłam bardzo blisko zakupu wielkiej czekolady. Postanowiłam na to zareagować, ale nie bardzo wiedziałam jak, ponieważ jedyne co umiem zrobić to upiec brownie, które jest paskudne do potęgi entej. Pomysł padł na owsiane babeczki i nieskromnie powiem, że wyszły pyszne. Na pewno w najbliższym czasie podzielę się przepisem, bo są tego warte. Mój głód na słodycze został zaspokojony, a i w makro udało się wszystko wcisnąć. RE WE LA CJA.
Źródło: fotografia własna
Wieczorem zadzwoniła moja kierowniczka i pogadałyśmy łącznie trzy godziny o pracy. To, co się dzisiaj wydarzyło w pracy sprawiło, że jeśli władza tego nie rozwiąże w sposób definitywny to chyba zacznę się faktycznie rozglądać za nową pracą. Skandal i tyle mogę powiedzieć. Do tej pory jestem bardzo wzburzona. Cieszę się, że nie było mnie dzisiaj w pracy, bo to by się niczym dobrym nie skończyło.
Jestem ogólnie zmęczona pomimo tego, że spałam cały dzień, więc nie wiem czy z mojego misternego planu, żeby zarwać noc i odpoczywać w dzień cokolwiek wyjdzie. Nie martwię się tym jednak za bardzo, bo wiem, że przy pracy w nocy pierwsza nocka zawsze jest ciężka, a potem już idzie z górki, bo człowiek normalnie jest w stanie odespać w dzień. Tzn. człowiek taki jak ja, który nie ma zobowiązań, które uniemożliwiałyby mu spokojny sen w dzień. Jestem dobrej myśli. Jak mam być szczera to trochę tęskniłam za pracą w nocy, bo bardzo to lubię.
Śniadanie: mocarz
Obiad: kura z kaszą gryczaną i trio warzywnym [kalafior + brokuł + marchewka]
Kolacja: babeczki
Woda: 2,2l
Kroki: 7k
Do jutra.