Dziennik #77/2025 - stabilizacja

in #polish3 days ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Kiepsko spałam, ponieważ przegrywam z przeziębieniem. Obudziłam się z mega gilem, bólem gardła i głowy. Miałam spory problem, żeby się rozruszać rano, a mróz na dworze nie poprawiał mojej sytuacji. Niemniej jednak ubrałam się ciepło, wyprowadziłam moje kudłate szczęście na spacer i pojechałam do pracy.

Do pracy nie miałam ochoty jechać wcale. Po przyjściu zrobiłam sobie kawę, żeby trochę się rozbudzić i rozgrzać i poszłam się pokręcić po magazynie. Nie miałam totalnie NIC do roboty. To nie dla mnie. Siedziałam i czytałam jakieś instrukcje, manuale i inne bzdury byleby tylko zabić czas. To dla mnie istna tortura. Nie umiem tak funkcjonować. Po prostu. Jeszcze mocniej utwierdziłam się w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję rezygnując ze stanowiska specjalisty. Nagle poruszenie, bo zadzwonił mi telefon służbowy. Patrzę, a to główny kierownik. Wyszłam na dwór z nim porozmawiać i prawie się popłakałam z radości, kiedy mi powiedział, że od jutra wracam na magazyn jako lider. Nawet nie umiem Wam opisać jak bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość. Po powrocie do biura napisałam do kierownika, z którym pracowałam te dwa tygodnie podziękowania i przeprosiny i już miałam wszystko w nosie. Wybiła 15:30, pożegnałam się z ludźmi z biura i jak na skrzydłach poleciałam do domu.

Weszłam do domu, wyszłam z psem po czym zabrałam plecak i wyszłam z domu. Poszłam do apteki wykupić leki od psychiatry. Wydaje mi się, że jakoś potaniały, ale może to złudne wrażenie. Przez chwilę zastanawiałam się czy kupić jakieś proszki na przeziębienie, ale postanowiłam jeszcze chwilę powalczyć siłami natury. Po aptece przeszłam się do Biedronki i po drodze porozmawiałam z babcią. Bardzo mnie ucieszyło, że wszystko u nich w porządku, bo są mi bardzo bliscy. W Biedronce zrobiłam drobne zakupy, ale trochę chyba za bardzo poszalałam, bo wydałam 70 zł. No cóż.. Nie zawsze da się wydawać kilkanaście złotych na zakupy.

Po powrocie do domu zjadłam posiłek, ale nie miałam kompletnie apetytu, wmusiłam w siebie jedzenie tylko dlatego, że aż mi burczało w brzuchu. Zamarynowałam mięso i zaległam przed komputerem, bo niemoc mam straszną. W międzyczasie trochę pozmywałam naczynia i upiekłam mięso. Jakiś czas temu kupiłam na promocji szynkę i kompletnie nie umiem się z nią obchodzić tak, żeby była smaczna, więc postanowiłam tym razem spróbować ją upiec. Może nie będzie totalnie suchym wiórem tym razem.

Wieczorem zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam, że nie kupiłam sobie proszka na przeziębienie. Dumałam i dumałam aż postanowiłam zmierzyć sobie temperaturę i od tego uzależnić ewentualny jutrzejszy zakup medykamentów. Termometr, pacha, szybka akcja i wedle wskazań jestem okazem zdrowia dlatego nie zamierzam jutro pędzić do apteki. No chyba, że jutro będę miała jakąś temperaturę no to wtedy. Mam jednak nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bardzo boli mnie nos od smarkania, mam totalnie podrażnioną skórę. Mam taką teorię, że jestem sama sobie winna, bo przestałam zażywać suplementy. Pora wziąć się w garść, ale to od jutra, bo dzisiaj już przeszłam w tryb lenia.

Śniadanie: serek wiejski
Obiad: naleśnik z mascarpone
Kolacja: kolorowe kanapki z jajkiem i mandarynki

Do jutra.